Państwa BRIC (BRAZYLIA, ROSJA, INDIE, CHINY) nie chcą Europejczyka na czele funduszu. Ostatecznie zaakceptują kandydaturę Francuzki Christine Lagarde, ale przy kolejnych wyborach będą chcieli mieć swojego człowieka na czele MFW.
Państwa BRIC (BRAZYLIA, ROSJA, INDIE, CHINY) nie chcą Europejczyka na czele funduszu. Ostatecznie zaakceptują kandydaturę Francuzki Christine Lagarde, ale przy kolejnych wyborach będą chcieli mieć swojego człowieka na czele MFW.
Francuska minister finansów Christine Lagarde jest od wczoraj oficjalną kandydatką Europy do kierowania Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Wczoraj oficjalnie poparła ją także Polska. Ale w 65-letniej historii funduszu jeszcze nigdy Europejczykom nie było tak trudno przeforsować swojego człowieka na szefa waszyngtońskiej instytucji.
Kilka godzin przed decyzją Lagarde dyrektorzy wykonawczy w MFW reprezentujący BRIC plus RPA opublikowali list, w którym domagają się, aby wybór następcy Dominique’a Straussa-Kahna zależał nie od narodowości, ale kompetencji kandydata. BRIC podważa zasadę, że szefem MFW jest tradycyjnie Europejczyk.
Zdaniem przedstawicieli rynków wschodzących automatyczne przyznawanie Europejczykowi stanowiska dyrektora zarządzającego funduszu jest tym bardziej niesprawiedliwe, że BRIC ma coraz większy udział w światowej gospodarce, a to kraje wysoko rozwinięte są architektem ostatniego kryzysu finansowego. Sygnatariusze zarzucają UE niesłowność: ich zdaniem w 2007 roku, w chwili wyboru Straussa-Kahna, szef Eurogrupy Jean-Claude Juncker obiecał, że „następny dyrektor zarządzający z pewnością nie będzie Europejczykiem”. W miniony czwartek ten sam Juncker powiedział o Lagarde, że „byłaby idealnym kandydatem”.
Teraz wszystko jest w rękach Stanów Zjednoczonych. Razem z przedstawicielami Unii Ameryka ma prawie połowę głosów w radzie MFW, natomiast państwa BRIC, nawet po reformie z października 2010 roku (przekazano im wtedy 6 proc. głosów państw wysoko rozwiniętych), mają zaledwie 11 proc. głosów. Prezydent Barack Obama będzie po raz pierwszy oficjalnie dyskutował z europejskimi przywódcami o nowym szefie MFW podczas dzisiejszego szczytu G8 w Deauville.
Szanse, że Ameryka ostatecznie da się przekonać do Lagarde, są duże (zdaniem dziennika „The Guardian” Amerykanie już nieoficjalnie dali taki sygnał). Jednym z powodów jest to, że kraje BRIC nie mają wspólnego kontrkandydata, a termin zgłaszania upływa 10 czerwca.
Amerykanie mają sympatię dla Lagarde. Wieloletnia szefowa firmy prawniczej Baker & McKenzie z Chicago doskonale mówi po angielsku i okazała się na tyle sprawnym ministrem finansów w okresie kryzysu, że – zdaniem Bloomberga – była jedynym zachodnim politykiem, którego telefony zawsze odbierał sekretarz skarbu Henry Paulson. Sam Bush miał powiedzieć, że Lagarde jest częścią rodziny.
W opublikowanym liście przedstawiciele BRIC nie grożą zablokowaniem kandydatury Lagarde. Chodzi im natomiast o to, aby została ona mianowana w ramach otwartej selekcji, a nie tylko takiej, która jest zarezerwowana dla kandydatów z Europy. To może otworzyć drogę do złamania monopolu Unii pod koniec kadencji Francuzki. Tym razem już naprawdę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama