Bank obniżył prognozę wzrostu gospodarki światowej na ten rok do 3,2 proc., wobec szacowanych w styczniu 3,3 proc., uwzględniając negatywne skutki trzęsienia ziemi w Japonii i politycznego chaosu na Bliskim Wschodzie i w rejonie Afryki Północnej. Niezmienione pozostały natomiast – na poziomie 3,6 proc. PKB – prognozy BŚ na rok 2012.
Kraje rozwijające się „mają już za sobą etap walki z kryzysem w celu odrodzenia” – powiedział Andrew Burns, menedżer Banku Światowego ds globalnej makroekonomii – „Teraz muszą one dokonać reorientacji w celu stworzenia warunków, które pozwolą im na silny rozwój w nadchodzących latach”.
Podczas gdy gospodarki rozwinięte borykają się z wysokim bezrobociem oraz kryzysem zadłużeniowym w Europie, wiele krajów gospodarek wschodzących dopiero rozważa wycofanie się z bodźców fiskalnych, wprowadzonych w celu załagodzenia skutków globalnej recesji – podkreśla Bank Światowy. Chociaż w niektórych krajach, jak Indie czy Peru zaczęto podnosić koszty kredytów, w większości stopy procentowe są bardzo niskie lub wręcz ujemne.
W najnowszym raporcie Global Economic Prospects, poświęconym perspektywom gospodarki globalnej, Bank Światowy wskazuje na konieczność większej elastyczności walut krajów rozwijających się. Jak podkreśla Ardo Jansson, główny ekonomista BŚ ds. chińskich, „jest mało prawdopodobne”, aby rząd w Pekinie zdołał w tym roku obniżyć inflację do 4 proc., przez kilka następnych miesięcy będzie ona bowiem oscylować wokół 5 proc.
Według raportu gospodarki zaawansowane będą rozwijać się w tym roku w tempie 2,2 proc. i 2,7 proc. w roku 2012. Dla porównania te same wskaźniki dla gospodarek wschodzących, od Indonezji po RPA, wynoszą 6,3 proc. i 6,2 proc. Na te kraje przypada prawie połowa globalnego popytu na ropą naftową, zaś tylko Chiny wchłaniają 40 proc. światowych dostaw metali.
A globalny wzrost cen surowców nie tyle jest wynikiem czynników zewnętrznych, narzucanych krajom rozwijającym się, lecz “coraz częściej stanowi on odzwierciedlenie szybkiego tempa rozwoju, jakiego te kraje doświadczają” – ostrzega Andrew Burns z Banku Światowego.