Jeśli nowy prezes Pekao chce rzucić wyzwanie liderowi rynku, musi pomyśleć nad zmianą strategii.
Rezygnacja Alicji Kornasiewicz z funkcji prezesa Pekao nie odbiła się w znaczący sposób na wycenie akcji. Większych ruchów cen nie było widać przed rezygnacją, a po jej ogłoszeniu kurs spadł o 0,45 proc. Taki wynik nie odbiegał od zachowań innych banków. Kiedy poprzedni prezes Pekao Jan Krzysztof Bielecki składał dymisję, akcje rosły po ok. 1,3 proc. na dwóch kolejnych sesjach.
Analityków nie dziwi brak reakcji rynku. Wyjaśnienie jest proste: bank ogłosił, iż jego prezesem zostanie Luigi Lovaglio, który od lat pełni funkcję wiceprezesa i kierował najważniejszymi pionami biznesowymi spółki. Wszyscy więc spodziewają się kontynuacji dotychczasowej polityki.
– Nie sądzę, by zmiana prezesa spowodowała odwrót od dotychczasowej strategii – mówi Piotr Palenik z DM ING.
Tyle że Pekao, który obecnie jest głównie bankiem dla firm, od pewnego czasu próbuje się zmieniać. Niestety, bez większych sukcesów. Próby pozyskania nowych klientów indywidualnych się nie powiodły.
– Bank od dwóch lat próbuje udzielać pożyczek gotówkowych i hipotecznych, ale na razie efekty tego są marne – mówi jeden z analityków.
Klienci nie biorą pożyczek gotówkowych w Pekao, bo są drogie. Z kolei z kredytów hipotecznych korzystają nieliczni, gdyż bank udziela ich jedynie w złotych. Tłumaczy to obawą przed ryzykiem kursowym, jednak takie podejście kosztuje – na kredytach walutowych wzmocnił się np. BRE Bank, także PKO BP nie stroni od ich udzielania.
W rezultacie Pekao coraz więcej traci do lidera. Tymczasem jeszcze niedawno, bo 4 lata temu, to Pekao był największym bankiem w kraju. Po przejęciu większości aktywów BPH w 2007 r. suma bilansowa banku wynosiła 127 mld zł. PKO BP miał zaś 104 mld zł. Jednak temu drugiemu potrzeba było zaledwie rok, aby odzyskać pozycję lidera po zwiększeniu portfela kredytowego o ponad jedną trzecią. Pekao zaś o 18,4 proc. Obecnie dystans między tymi bankami rośnie i różnica w aktywach wynosi już 35 mld zł. I zdaniem analityków to się nie zmieni.
– Bez przejęć Pekao nie ma szans na dogonienie PKO BP, który ma dużo bardziej ekspansywną politykę kredytową – uważa Palenik. Tyle że na przejęcie banku w Polsce się nie zapowiada, bo w styczniu UniCredit ogłosił, że stawia na rozwój organiczny w Europie Środkowo-Wschodniej.
Zdaniem ekspertów przed Pekao stoi wybór – albo zmienić podejście do rynku na bardziej agresywne, albo kontynuować dotychczasową politykę i starać się zachować pozycję numer dwa. Na razie nie widać nikogo, kto byłby w stanie szybko dogonić spółkę należącą do UniCredit. Trzeci na rynku BRE Bank ma sumę bilansową ok. 90 mld zł.
– Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że BRE ma szansę dogonić Pekao. Dzisiaj to mniej prawdopodobne, bo nie jest już tak agresywnym graczem – mówi Palenik.
Druga pozycja Pekao na rynku wydaje się tym bardziej niezagrożona, że ma on stabilne wyniki i ostrożnie podchodzi do udzielania kredytów, dzięki czemu nie zaskakuje odpisami na rezerwy. Do tego utrzymuje się w średniej rynkowej, jeśli chodzi o wskaźnik kosztów do dochodów.
Eksperci uważają jednak, że mając jeden z najwyższych na rynku wskaźników wypłacalności, który w tej chwili sięga 18 proc., Pekao mógłby prowadzić bardziej agresywną politykę kredytową. Jednak w sytuacji gdy firmy – a więc główna grupa klientów banku – ostrożnie podchodzą do zadłużania się, nie ma szans na szybki przyrost portfela.