Zadłużenie samorządów w bankach wzrosło w październiku o 1,5 mld zł, do 34,3 mld zł. Gminy potrzebują pieniędzy, bo chcą przed wyborami ruszyć z jak największą liczbą inwestycji. Jednak w przyszłym roku ich tempo prawdopodobnie spadnie
Gminy, powiaty i województwa nie zwalniają tempa: z danych o podaży pieniądza publikowanych przez NBP wynika, że w tym roku należności banków od samorządów zaczęły rosnąć od połowy roku. Jeszcze na koniec czerwca wynosiły 29 mld zł.
Tomasz Kaczor, ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego, uważa, że tempo zadłużania przyspieszy w czwartym kwartale.
– Zadłużenie wzrośnie jeszcze o co najmniej 6 – 7 mld zł, możemy zakładać, że na koniec roku wyniesie ponad 40 mld zł. Czwarty kwartał jest najważniejszy, to właśnie wtedy samorządy ponoszą większość wydatków inwestycyjnych. Zwykle faktury płaci się przed końcem roku budżetowego – uważa ekonomista.

Tempo rośnie

Samorządy starają się wydać wszystkie środki, jakie mają do dyspozycji w tym roku, więc zaciągają kredyty, by zrealizować tzw. wkład własny. Najczęściej chodzi o inwestycje współfinansowane pieniędzmi Unii Europejskiej. Władze lokalne nie odpuszczają, tym bardziej że w tym roku odbędą się wybory samorządowe. A zwykle w takich momentach inwestycje lokalne idą pełną parą.
– Niby w samorządach jest nadwyżka dochodów nad wydatkami, po trzecim kwartale wynosiła ona prawie 900 mln zł, ale było to o prawie 3 mld zł mniej niż rok temu. To oznacza, że wydają one pieniądze intensywnie, co pewnie ma związek z inwestycjami infrastrukturalnymi – mówi Tomasz Kaczor.
Dodaje, że taka polityka zmusza je do zadłużania z jeszcze jednego powodu: głównym źródłem dochodów samorządów są przekazywane im przez Ministerstwo Finansów wpływy z podatków. Ich wielkość w dużym stopniu zależy od koniunktury.
– A to oznacza, że źródła finansowania potrzeb samorządów są niestabilne – mówi.
Na przykład wpływy z PIT do budżetu państwa wyniosły w zeszłym roku 35,7 mld zł, a rok wcześniej – 38,4 mld zł. PIT to jedno z najważniejszych źródeł dochodu samorządów.

Boom, ale na krótko

Zadłużanie się gmin ma swoje złe strony, bo wpływa na wzrost długu publicznego, ale też i dobre, bo generuje coraz większe inwestycje sektora publicznego. To właśnie sektor publiczny najprawdopodobniej będzie odpowiedzialny za większą dynamikę inwestycji w gospodarce, a te za przyspieszone tempo wzrostu PKB. Przedsiębiorstwa prywatne do inwestowania na razie się nie kwapią. W październiku – podobnie jak w poprzednich miesiącach – wolały odkładać nadwyżki w bankach. Depozyty firm wynoszą już 166,8 mld zł, o ponad 1 mld zł więcej niż na koniec września. Równolegle blado wypada akcja kredytowa dla przedsiębiorstw. Wartość kredytów korporacyjnych wzrosła do 221,6 mld zł na koniec października, około 800 mln zł w ciągu miesiąca.
Tomasz Kaczor uważa, że boom inwestycji z publicznych pieniędzy może być jak płonąca słoma: szybko się rozpalił i szybko może się skończyć. – Ten typ inwestycji nie jest trwałym źródłem wzrostu gospodarczego. Może się okazać, że po wyborach inwestycje się skończą, wtedy dynamika też wyhamuje – mówi ekonomista.
Kredyty w bankach to większość zadłużenia samorządów, ale niejedyne ich źródło. Gminy na przykład emitują obligacje, które mogą kupować zarówno instytucje, jak i osoby prywatne. Po trzech kwartałach wszystkie długi samorządów sięgnęły 45 mld zł.
Nie jest to wielka kwota, przynajmniej dla całego sektora. Choć oczywiście zdarzają się gminy zadłużone ponad miarę. Ustawa o finansach publicznych pozwala samorządom na zaciąganie pożyczek nieprzekraczających 60 proc. dochodów. Na razie średnia dla samorządów to 27 proc.