OYO pojawi się w internetowej przedsprzedaży za kilka dni, zaś pełną parą jego dystrybucja ruszy w połowie listopada. Czytnik trafi na rynek jednocześnie w kilku krajach, bo powstał we współpracy wielkich sieci księgarskich. Oprócz Empiku w spółce figurują: niemiecka Thalia, francuskii Chapitre. com oraz holenderski Selexyz.
W premierze OYO nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie jego cena. Nowy e-reader będzie kosztował około 500 złotych, czyli mniej więcej o połowę mniej niż najtańsze dostępne u nas czytniki. OYO będzie górował też nad poprzednikami ofertą Empiku. Z uruchomionej kilka dni temu księgarni internetowej można ściągnąć ponad pięć i pół tysiąca tytułów, a do końca roku ma ich tam być jeszcze więcej. Ponadto oferowane e-booki są tańsze od swoich papierowych odpowiedników.
Kupując nowości, możemy liczyć na upust w wysokości około 30 procent, a przy wyborze klasyki czeka nas cenowe trzęsienie ziemi. Za dzieła Kafki, Wilde’a, Sienkiewicza, Słowackiego, Nietschego czy Biblię Tysiąclecia zapłacimy zaledwie 4 złote 99 groszy. Ale cena to niejedyny walor, którym OYO przewyższa tradycyjne książki i księgarnię. Żeby ściągnąć lekturę na czytnik, nie musimy wychodzić z domu – internetowy sklep z e-bookami jest czynny okrągły rok przez całą dobę. OYO umożliwia pobieranie najpopularniejszych formatów e-booków (PDF, ePub, HTML, TXT) za pomocą bezprzewodowego łącza. 2GB pamięci pozwalają pomieścić ok. 1500 e-booków, zaś po jednym załadowaniu baterii można przejrzeć do 8 tys. stron.
OYO ma gabaryty kieszonkowej książki (154 x 124 x 11 milimetrów) i waży niespełna ćwierć kilograma. Tekst wyświetlany jest na bezodblaskowym, dotykowym czarno-białym ekranie z opcją 16 odcieni szarości, co powoduje, że lektura możliwa jest nawet w pełnym słońcu. Oprogramowanie umożliwia także błyskawiczne, łatwe wyszukiwanie cytatów i robienie notatek. Na OYO można również słuchać muzyki oraz audiobooków w mp3, ponadto urządzenie wyświetla obrazy, grafiki i zdjęcia.
Ale czytnik ma też wady. Nie pozwala na fizyczny kontakt z dziełem sztuki. Inaczej niż książka nie pachnie farbą drukarską, nie przechowuje woni pomieszczeń, w których się znajdował, ani zapisków, zagnieceń i zakładek, które pozostawili poprzedni użytkownicy.
Papierowa książka jest trwalsza. Nie tylko dlatego, że w przeciwieństwie do e-readera może przeżyć kąpiel w wannie. Latem ubiegłego roku boleśnie przekonali się o tym użytkownicy amerykańskiego Kindle’a, którzy ze zdumieniem odkryli, że z ich czytników zniknęła część tytułów, m.in. „Folwark zwierzęcy” i „Rok 1984” Orwella. Okazało się, że administratorzy Amazon. com wykasowali niektóre pozycje, kiedy okazało się, iż księgarnia nie posiadała do nich pełnych praw autorskich. Duch Wielkiego Brata przejawia jeszcze w innej formie – w Amazonie sprzedawcy mają pełną wiedzę o zakupach klientów.
Czytelników to nie zraża. W ciągu ostatniego kwartału na każde 100 tradycyjnych książek w twardej oprawie Amazon. com sprzedał 143 e-booki na swój czytnik Kindle. Ta liczba ciągle rośnie. Czy to oznacza, że nadchodzi wieszczony przez analityków koniec ery Gutenberga i śmierć papierowej książki? Raczej nie. Branżę wydawniczą czeka tsunami, ale książka ocaleje. Zniknie tylko lekturowa konfekcja.
W pierwszym rzędzie harlequiny, tanie kryminały oraz inne tytuły jednorazowego użytku – masowa publiczność będzie je czytać na ekranach czytników, ipadów albo tabletów, bo szybciej i taniej, a o to przecież chodzi w obcowaniu z tego rodzaju książkami. Na papierze ocaleje literatura wysoka. Co więcej, ekspansja czytników zaowocuje podniesieniem jakości edytorskiej. Bo tylko wydane na wysokim poziomie powieści albo albumy warte będą kilkakrotnie wyższych cen niż ich cyfrowy odpowiednik.
Paradoksalnie więc inwazja e-readerów będzie sojusznikiem literatury. Po zdigitalizowaniu zbiorów bibliotek zyskamy możliwość błyskawicznego dostępu do zasobów światowego piśmiennictwa. Ludzie będą czytać więcej niż kiedykolwiek. Będzie tak, jak napisał Umberto Eco: „Komputer przywrócił nas galaktyce Gutenberga”. Na pytanie, co wybrać – e-readera czy książkę, odpowiedź brzmi „I to, i to”. Przy pomocy OYO, Kindle’a, eClicto i ipada czytajmy Grocholę, Kalicińską, rozkłady jazdy i kodeksy prawnicze. Bardziej wartościowe książki – Szymborską, Szekspira, Llosę, Joyce’a, Stasiuka i Nietschego – kontemplujmy w wersji papierowej.