Moskwa naciska na szybkie podpisanie umowy, my szukamy sposobów na uniknięcie dyktatu Kremla i przechodzimy do ofensywy. Wkrótce polska firma ma przejąć kontrolę nad naszym odcinkiem gazociągu jamalskiego.
Rząd opracowuje plan ratunkowy na wypadek kryzysu gazowego. W przyszłym tygodniu premier Donald Tusk będzie negocjował z szefem ukraińskiego rządu Mykołą Azarowem udostępnienie ukraińskich sieci dla przesyłu do Polski gazu kupionego od niemieckiego E.ON Ruhrgas.
Rząd zbiera atuty, by w rozmowach gazowych z Rosją nie znaleźć się pod ścianą, bowiem Moskwa naciska na jak najszybsze podpisanie umowy gazowej w obecnej wersji. Sprawa znajdzie się w centrum politycznej uwagi, dziś ma debatować nad nią Sejm.
Rosja naciska w sprawie rozmów. Kolejna tura miała się zacząć jutro w Warszawie, ale nieoczekiwanie Moskwa poprosiła Polaków o jej przyspieszenie i przyjazd naszej delegacji już dziś. W negocjacjach uczestniczy też przedstawiciel Komisji Europejskiej.
Tymczasem rząd pracuje nad działaniami, które mają zapobiec brakom w dostawach gazu do Polski, gdyby rozmowy z Rosją zakończyły się niepowodzeniem – dowiedział się „DGP” ze źródeł rządowych. W ostatnim tygodniu w tej sprawie alarmowało PGNiG.
Rządowy plan B ma polegać głównie na otwarciu alternatywnej drogi dostaw
Rządowy plan B ma polegać głównie na otwarciu alternatywnej drogi dostaw. Jego elementem są polsko-ukraińskie konsultacje gospodarcze z udziałem premierów obu krajów, które za tydzień odbędą się w Warszawie. Według nieoficjalnych informacji tematem rozmów będzie udostępnienie ukraińskich gazociągów do tranzytu gazu do Polski. Obecnie największym problemem jest to, że niemiecki E.ON Ruhrgas, który podpisał z PGNiG porozumienie o dostawach paliwa do Polski, nie ma go jak przesłać. – Firmy zawarły umowę na dostarczenie gazu przez Ukrainę i punkt w Drozdowiczach, ale nie można jej zrealizować, dopóki nie ma zgody strony ukraińskiej na tranzyt – mówi wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski.
Kolejnym punktem planu ma być uruchomienie tzw. wirtualnego rewersu na gazociągu jamalskim. Chodzi nie o możliwość zakupienia gazu w Niemczech, ale odebrania go z dostaw płynących do tego kraju przez Polskę z Rosji. Na razie to nierealne, bo gazociągiem zarządza EuRoPol Gaz, którego właścicielami są Gazprom i PGNiG.
Ale wkrótce sytuacja może się zmienić, bo szef Urzędu Regulacji Energetyki wszczął przedwczoraj procedurę wyznaczania niezależnego operatora gazociągu – chodzi o państwową firmę Gaz System. Z nieoficjalnych informacji wynika, że może nastąpić to w październiku. Byłaby to decyzja z klauzulą natychmiastowej wykonalności. – To realne i pozwoliłoby zaimportować gaz, gdyby rzeczywiście miało go brakować – mówi Piotr Woźniak, szef rady Europejskiej Agencji Energetycznej.



Wirtualny rewers

Rząd zamierza umożliwić firmom, którym grozi zmniejszenie dostaw, by same mogły sprowadzać potrzebne paliwo. Taką możliwość daje im ustawa o zapasach.
PKN Orlen potwierdza „DGP”, że prowadzi analizy w sprawie samodzielnego sprowadzania gazu. Decyzja zależy od tego, czy w IV kwartale PGNiG ograniczy dostawy gazu.
Obecne prawo przewiduje, że firma może sprowadzić 50 mln metrów sześciennych gazu, ale trwają prace nad jego zmianą i zwiększeniem tego limitu. Takie rozwiązanie daje możliwość sprowadzenia tej zimy 100 mln metrów sześciennych, 50 mln z tegorocznego limitu i takiej samej puli z przyszłorocznego.
Jednak główne ograniczenie to przede wszystkim fizyczna możliwość dostaw. Stąd sytuację może zmienić wirtualny rewers, wtedy takie firmy jak Orlen czy Azoty mogłyby same kontraktować dostawy.
Wirtualny rewers polega na tym, że polskie firmy kupują od Niemców gaz płynący gazociagiem jamalskim. Paliwo jest wówczas odbierane już w Polsce. Nie musi przekraczać granicy polsko-niemieckiej.
Do tego rząd liczy, że w ostateczności takie branże jak chemia, gdzie gaz często służy do produkcji półproduktów – głównie amoniaku – ograniczą zużycie błękitnego paliwa i zaimportują potrzebny komponent. To wariant ratunkowy, bo sprowadzany półprodukt będzie droższy od wytwarzanego na miejscu.
Oczywiście sprawę rozwiązałoby otwarcie tranzytu przez Ukrainę. Finał powinien nastąpić szybko, bo E.ON Ruhrgaz przedłużył umowę z PGNiG do 29 października i do tego czasu Polska ma szansę przekonać Kijów do otwarcia tranzytu gazu.

Unia popiera, Ukraina wątpi

Nasz kraj ma w tej sprawie wsparcie Komisji Europejskiej. W przyszłym roku ma wejść w życie tzw. III pakiet liberalizujący rynek gazu zwiększający bezpieczeństwo dostaw.
Zakłada on oddzielenie operatora gazociągów od firm handlujących gazem. Komisja obawia się, że jeśli w polsko-rosyjskiej umowie znajdą się zapisy sprzeczne z nowym prawem europejskim, to podważą one cały pakiet.
Dziś Ukraińcy sceptycznie patrzą jednak na szanse interwencji Brukseli w tej sprawie.
– Naftohaz nie może odbierać i przekazywać gazu dla E.ON Ruhrgas bez ustalenia tej kwestii z Gazpromem. A Gazprom niestety nie zamierza iść na rękę Polakom, bowiem w trakcie odbywających się polsko-rosyjskich gazowych negocjacji zależy Gazpromowi na zachowaniu status quo Jamał–Europa – wyjaśnia Mychajło Honczar, dyrektor programów energetycznych ukraińskiego Centrum Nomos, były członek zarządu Ukrtransnafty.
Ostateczna decyzja będzie zależeć od rządu Ukrainy. Będzie to raczej decyzja polityczna niż biznesowa.
Orlen już sprawdza, skąd może zapewnić sobie dostawy Fot. EPA/PAP / DGP