Pod koniec roku Orlen prawdopodobnie zdecyduje o sprzedaży swojej litewskiej rafinerii. Według naszych informacji koncern chciałby sfinalizować transakcję możliwie jak najszybciej, nawet w pół roku. Do Możejek nie ustawia się jednak kolejka chętnych.
Pod koniec roku Orlen prawdopodobnie zdecyduje o sprzedaży swojej litewskiej rafinerii. Według naszych informacji koncern chciałby sfinalizować transakcję możliwie jak najszybciej, nawet w pół roku. Do Możejek nie ustawia się jednak kolejka chętnych.
Od kilku miesięcy koncern nie dostał ani jednej nowej oferty przejęcia należącej do Orlen Lietuva (OL) rafinerii w Możejkach, ustalił „DGP”. Ostatnie, wstępne deklaracje zostały złożone w pierwszym kwartale.
Teraz PKN Orlen chciałby otrzymać konkretne propozycje. Zbieraniem ich zajął się japoński bank Nomura, o czym zresztą w niedzielę oficjalnie poinformował PKN.
Koncern nic nie mówi o potencjalnych kontrahentach. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że zainteresowani kupnem są przede wszystkim rosyjscy giganci naftowi – państwowy Rosnieft, a także TNK-BP i Łukoil. Faworytem podobno jest ten pierwszy. Dla największej firmy naftowej w Rosji przejęcie Możejek nie byłoby żadnym problemem. – Tym bardziej że tam decyduje nie biznes, lecz polityka. Wejście do Możejek zwiększy wpływy Kremla w regionie – tłumaczy nam osoba związana z litewską rafinerią.
Choć Wilno oficjalnie przekonuje, że zależy mu na dobrych stosunkach z Orlenem, to dopuszcza także sprzedaż OL Rosjanom. Mykolas Majauskas, doradca ds. gospodarczych premiera Litwy Adriusa Kubiliusa, mówił nam niedawno, że gdyby w Możejkach pojawił się taki partner, to nikt nie będzie go blokować. – Potraktujemy go jak każdego inwestora – zapewnił.
Dla rosyjskich spółek rynek litewski jest łakomym kąskiem. Niecałe pięć miesięcy temu Chaim Kogan, prezes Łukoil Baltija, mówił, że jeśli Rosjanie przejęliby Możejki, rurociąg, którym cztery lata temu przestała płynąć do rafinerii rosyjska ropa, zostałby naprawiony. A brak dostaw ropociągiem i import drogiego surowca morzem to jeden z głównych problemów Orlenu na Litwie.
Negocjacje z Rosjanami nie będą jednak łatwe. – Dziś nie jest dobry czas na sprzedawanie tego typu aktywów – tłumaczy nam anonimowo jeden z byłych członków zarządu PKN. O problemie nie chce wypowiadać się publicznie. Podobnie wielu innych ekspertów. – Prezentowanie takich informacji w tym momencie negatywnie wpłynie na pozycję negocjacyjną polskiej spółki – przekonują.
Nie jest jednak tajemnicą, że Orlen nie tylko nie zarobi na sprzedaży rafinerii, ale ma również niewielkie szanse, by odzyskać zainwestowane pieniądze. Koncern zapłacił za Mazeikiu Nafta w sumie 2,8 mld dol. Jeśli doliczyć do tego inwestycje związane z modernizacją, w Możejki wpompował w sumie około 10 mld zł. Według Oleny Kyrylenko z KBC Securities odzyskanie tej kwoty jest dziś niemożliwe. Jej zdaniem ryzyko straty na sprzedaży jest więc duże. Według naszych informacji realna cena to 5 – 6 mld zł.
Choć od wielu miesięcy OL nie może rozwiązać problemów logistycznych (chodzi m.in. o odbudowę torów kolejowych z Możejek w stronę Łotwy i obniżenie kolejowych stawek przewozowych), to część środowisk w Polsce nadal za wszelką cenę chce utrzymania Orlenu na Litwie. – Powszechnie wiadomo, że słaba rentowność OL to wynik działań rządu litewskiego. To sprawy, które można rozwiązać na gruncie dyplomatycznym i polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc koncernowi i poprawić zyskowność rafinerii – podkreśla Paweł Szałamacha, były wiceminister skarbu.
Tymczasem – według naszych informacji – rząd dał Orlenowi zielone światło na wycofanie się z Litwy. Wciąż nie wiadomo tylko, czy koncern sprzedałby 100 proc. OL, czy tylko pewien pakiet akcji. Kamil Kliszcz, analityk DI BRE Banku, uważa, że najbardziej realne wydaje się oddanie 25 proc. akcji litewskiej rafinerii.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama