Kalendarz wyborczy powoduje, że rząd odkłada reformy, które ułatwiłyby Polsce wejście do Eurolandu – mówili wczoraj ekonomiści w BCC.
ROZMOWA
MAREK CHĄDZYŃSKI:
Kiedy w Polsce będziemy zarabiać w euro?
PROF. STANISŁAW GOMUŁKA*:
Minister finansów mówi, że 2015 rok nadal jest realną datą, ale jednocześnie sugeruje, że szybkie wejście do strefy euro przestało być celem priorytetowym rządu. W ostatnich wypowiedziach premier Donald Tusk mówi, że wejdziemy do strefy euro, gdy będziemy w stanie spełniać kryteria konwergencji, ale dodaje jednocześnie, że zbliżamy się już do ich wypełnienia. To, niestety, myślenie życzeniowe. Przecież w ubiegłym roku mocno się oddaliliśmy od wypełniania wymogu fiskalnego, teraz nie wypełniamy żadnego z kryteriów. Co gorsza, nie ma sprecyzowanego planu, jak kryterium fiskalne wypełnić. W programie konwergencji jest mowa o tym, że powinno się to stać w 2012 roku, niemniej Komisja Europejska zauważa, że wszystkie działania, jakie miałyby do tego doprowadzić, są odłożone dopiero na 2012 rok. W dodatku podstawowym działaniem zaproponowanym w programie jest znaczne obniżenie publicznych wydatków inwestycyjnych.
Czy skonstruowanie budżetu na 2011 rok według reguły wydatkowej wystarczy?
Nie wystarczy, bo reguła dotyczy tylko wydatków elastycznych. To raptem jedna czwarta wszystkich wydatków budżetu. Program konwergencji mówi, w odniesieniu do 2011 r., o deficycie sektora finansów publicznych na poziomie blisko 100 mld zł. A konieczne są takie zmiany ustaw, które zmniejszyłyby wydatki, a w razie konieczności zwiększenie dochodów. Skutek tych działań powinien wynosić 50 – 60 mld zł rocznie w skali całego sektora. To konieczne w sytuacji, gdy deficyt wynosi 95 – 100 mld zł.
Czy według pana rząd jest zdeterminowany, żeby przeprowadzać reformy, ograniczać deficyt i dług?
Jest determinacja, żeby nic nie robić ani w tym roku, ani w przyszłym. Nie mam jasnego obrazu, co rząd zamierza robić po wyborach parlamentarnych. Strategia rządu jest podporządkowana kalendarzowi wyborczemu. Nawet jeśli Bronisław Komorowski zostanie prezydentem, to prawdopodobnie nie wystarczy, żeby rząd przedstawił plan reform. Bo w przyszłym roku mamy wybory parlamentarne. A tu chodzi nie tylko o wejście do strefy euro, ale też o to, czy zmierzamy do dużego kryzysu finansów publicznych.
* Prof. Stanisław Gomułka
główny ekonomista Business Centre Club



ROZMOWA
MAREK CHĄDZYŃSKI:
Czy kryzys grecki utrudni Polsce wejście do strefy euro?
PROF. WITOLD ORŁOWSKI*:
Tak, choćby dlatego, że mechanizmy, które uważano za wystarczające do zachowania stabilności pieniądza – czyli kryteria z Maastricht – nie uchroniły euro przed wstrząsami wywołanymi brakiem odpowiedzialności niektórych członków strefy. Teraz te kraje z Europejskiej Unii Walutowej, którym zależy na stabilności euro, będą dokładnie patrzeć kandydatom na ręce. Nie wystarczy samo formalne spełnienie kryteriów konwergencji, duży nacisk będzie się kładło na trwałość wypełniania wymogów. Gospodarka będzie oceniana znacznie ostrzej z punktu widzenia długookresowej stabilności.
Skoro tak, to czy droga Polski po wspólną europejską walutę się wydłuży?
To będzie jeden z kilku powodów wydłużenia procesu akcesji. Oprócz twardszego egzekwowania kryteriów konwergencji wejście do strefy euro może się opóźnić, bo rząd przestał chyba przywiązywać tak wielką jak poprzednio wagę do szybkiej akcesji. Poza tym nie wiadomo do końca, jak się ułoży sytuacja w strefie euro. Nastroje do szybkiego wstępowania do strefy euro nie są obecnie specjalnie korzystne.
Rząd może to wykorzystać jako wytłumaczenie opóźnienia we wprowadzaniu reform?
Prawda jest taka, że jeśli rząd będzie zdeterminowany, by przeprowadzić niezbędne reformy, to i tak to zrobi, niezależnie od tego, czy Polska będzie szybko wchodzić do strefy euro, czy nie. Jeśli natomiast nie będzie woli reformowania gospodarki, to sam argument o członkostwie w strefie euro jest zbyt słaby, aby kogoś zmusić do wprowadzania zmian. Poza strefą euro można przebywać przez lata, jeśli się nie spełnia kryteriów. Unia praktycznie nie ma narzędzi, którymi mogłaby za to karać. Argument o euro jest też słaby z tego powodu, że większość społeczeństwa jest dziś sceptycznie nastawiona do przyjęcia wspólnej waluty. Nie da się więc w ten sposób przekonać kogoś do wyrzeczeń, jakie mogą się wiązać z reformami.
Opłaca się być w strefie euro?
Oczywiście. Na dłuższą metę strefa euro oznacza większą stabilność i swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, tańszy kapitał, większe bezpieczeństwo kraju. Gdyby Grecja była poza strefą euro, dawno byłaby już bankrutem.
* Prof. Witold Orłowski
główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers



ROZMOWA
MAREK CHĄDZYŃSKI:
Rząd uważa, że nie ma pośpiechu z wejściem do strefy euro, skoro ma ona poważne kłopoty. Słusznie?
PROF. JAN WINIECKI*:
Strefa euro ma problemy, ale my mamy ważne formalne problemy, bo nie spełniamy kryteriów konwergencji. Sprawa wejścia do strefy staje się więc dla nas dość odległa, niezależnie od problemów Eurolandu.
Warto być członkiem strefy euro?
Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Teoria to potwierdza i praktyka również. Gdyby strefa euro miała reguły wejścia, ale i wyjścia, to bez Grecji byłaby mocniejsza, a nie słabsza, bo byłaby bardziej wiarygodna. I zapewne nie trzeba byłoby w pośpiechu tworzyć mechanizmów obronnych, które rozwiązują tylko część problemów, głównie krótkookresowych.
Kiedy możemy przyjąć wspólną walutę?
Teraz jest tyle czynników, które mają na to wpływ, że mówienie o jakichkolwiek datach nie ma sensu. Przede wszystkim musimy uporać się z kryteriami konwergencji. Poza tym Unia musi znaleźć spójną formułę, według której można do strefy wejść, dyscyplinować tych, którzy już w niej są, i usuwać te kraje, które łamią zasady gry. To wszystko zabierze trochę czasu.
Według przyjętego przez rząd programu konwergencji kryterium fiskalne powinniśmy spełnić w 2012 roku. Czy to realne?
Z pewnością jest to możliwe, choć prawdopodobieństwo, że uda się w tym krótkim okresie, nie jest wysokie. Wiele będzie zależeć choćby od wzrostu gospodarczego w najbliższych latach. Nie wystarczy tylko zmniejszać wydatki, ale dobrze by było, żeby rosły dochody. Powrót do równowagi jest szybszy w takich warunkach.
Czy w realizacji planu reform nie będzie nam przeszkadzał kalendarz wyborczy?
On nam przeszkadza od dawna. A właściwie nie tyle sam kalendarz wyborczy, ile istnienie takiej opozycji, która działa w myśl zasady: „im gorzej, tym lepiej”. W różnych krajach rządy i opozycja w sytuacjach kryzysowych potrafią się porozumieć. Z taką partią jak PiS na porozumienie (niezależnie od propagandowych deklaracji) nie ma co liczyć. Prawdopodobnie więc większość reform zostanie rozpoczęta jesienią 2011 roku, po wyborach parlamentarnych. Pierwsze skutki reform gospodarka odczuje więc w 2012 roku.
* Prof. Jan Winiecki
członek Rady Polityki Pieniężnej
Prof. Witold Orłowski / DGP
Prof. Stanisław Gomułka / DGP