Restauracje i hotele wchodzą w drugą falę pandemii już ze spadkiem sprzedaży. Ale szybko rosnąca liczba zachorowań musi negatywnie wpłynąć na całą konsumpcję.
Z danych transakcji kartami, które udostępnił nam bank PKO BP wynika jasno, że popyt na usługi hotelarskie wyraźnie osłabł już we wrześniu. Bank mierzy to w ten sposób, że punktem odniesienia są obroty z początku marca, czyli jeszcze sprzed pandemii. W ten sam sposób robi porównanie dla 2019 r., dzięki czemu może określić, jak się obecnie kształtuje popyt, a jak powinien się kształtować, biorąc pod uwagę dany okres w roku. W przypadku hoteli sprzedaż w poprzednim tygodniu stanowiła ok. 84 proc. poziomu z marca. Rok temu było to 104 proc.
Hamowanie widać także w gastronomii. Co prawda wartość sprzedaży w restauracjach stanowiła ok. 103 proc. tego, co sprzedawały one na początku marca, ale przed rokiem było to aż 121 proc.
– O ile w przypadku hoteli trudno jeszcze oddzielić efekt covidowy od tego, że jest mniej podróży służbowych, o tyle już w przypadku restauracji spadek obrotów wynika raczej z nasilenia pandemii. Bo jeszcze we wrześniu sprzedaż w gastronomii jakoś się trzymała, ale w październiku mamy już wyraźny spadek – mówi Urszula Kryńska, ekonomistka PKO BP.
Zła sytuacja utrzymywała się też w rozrywce, która nie podniosła się po wiosennym lockdownie. Dziś sprzedaż w tym segmencie stanowi 74 proc. tego, co krótko przed wybuchem COVID-19, choć rok temu było to 115 proc.
Inni ekonomiści już od kilku dni zwracają uwagę, że w drugą falę pandemii wchodzimy z „wypłaszczeniem konsumpcji”, czyli wyhamowaniem jej mocnego odbicia po odmrożeniu gospodarki w połowie roku. Według danych mBanku wydatki finansowane z kart spadły na koniec września i były na poziomie ok. 80 proc. ze stycznia w przypadku zakupu usług i nieco ponad 80 proc. przy zakupie towarów. Credit Agricole Bank Polska informuje, że o ile we wrześniu wartość sprzedaży w restauracjach utrzymywała się na poziomie sprzed roku, o tyle w hotelarstwie widać było spadek obrotów. Eksperci są zgodni, że wzbierająca druga fala COVID-19 może mieć wpływ na nastroje i wydatki gospodarstw domowych.
– Przy rosnącej liczbie zachorowań popyt ze strony gospodarstw osłabnie z uwagi na obawę przed zakażeniem. Wśród takich usług można wymienić branżę gastronomiczną, rozrywkową oraz hotelarską – uważają ekonomiści Credit Agricole.
Mimo tych negatywnych sygnałów eksperci na razie utrzymują swoje prognozy na IV kw. Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium mówi, że trzeba poczekać na kolejne dane z kart – te, które będą obejmowały dni, kiedy to liczba nowych zakażeń nie spada poniżej 4 tys. dziennie.
– Trzeba najpierw sprawdzić, jak zmieniają się preferencje konsumentów. Bo choć kolejny powszechny lockdown wydaje się mało prawdopodobny, to jednak dodatkowe restrykcje będą wprowadzane. A i mobilność konsumentów będzie pewnie mniejsza, co wpłynie na sprzedaż nie tylko usług, ale też towarów – uważa ekonomista. Jego zdaniem niewykluczone, że tak, jak na rynku dominowały ostatnio optymistyczne rewizje prognoz w górę, tak teraz może się okazać, że trzeba będzie zrewidować swoje założenia dla konsumpcji w dół. W podobnym tonie wypowiada się Urszula Kryńska. Według niej jest ryzyko, że kolejne miesiące mogą pokazać coraz większą zadyszkę w sprzedaży.
– Oczywiście, jeśli spojrzymy na sklepy spożywcze, to tam konsumpcja trzyma się nieźle. Ale już popyt na towary, które nie są artykułami pierwszej potrzeby, oraz na usługi może spadać. I to nawet bez żadnego lockdownu, tylko ze względu na zmianę preferencji konsumentów – ocenia Urszula Kryńska. Zwraca uwagę, że nadejście drugiej fali epidemii nastąpiło wcześniej, niż się spodziewano. I bardziej gwałtownie, niż oczekiwano. A to musi wpłynąć na konsumpcję w IV kw.
– To nie będzie tak gwałtowny wpływ jak wiosną, w czasie powszechnego zamrożenia gospodarki. I będzie to przede wszystkim zjawisko branżowe. Kto może być dotknięty tym zjawiskiem, to już widać po danych z kart – mówi Kryńska. Gospodarce będzie szkodzić nie tylko mniejszy popyt, ale również rosnąca liczba absencji wywołanych kwarantanną czy koniecznością opieki nad dziećmi, które będą musiały uczyć się zdalnie.