Prawie 21 mld zł wydatków na walkę z COVID-19 pokrył specjalny fundusz w państwowym banku. Taki zabieg pozwala ukryć prawdziwy deficyt budżetowy.
Pierwotnie „Fundusz Przeciwdziałania COVID-19” miał służyć zgromadzeniu pieniędzy na inwestycje, które pozwolą rozruszać gospodarkę. Na razie jednak finansuje głównie bieżące wydatki wywołane koronawirusowym kryzysem. Takie nakłady powinna ponosić publiczna kasa, ale to pogłębiałoby deficyt i powodowało, że dług publiczny zbliżyłby się groźnie do konstytucyjnych limitów. Dlatego fundusz stał się de facto alternatywnym budżetem, który ma dysponować 100 mld zł. Decyzję, na co zostaną wydane, podejmuje bezpośrednio premier. Łącznie BGK ze sprzedaży obligacji pozyskał już dla niego 38,5 mld zł.
– Do 28 maja wydatki z funduszu wyniosły prawie 21 mld zł. Operacyjnie rozpoczął działalność na przełomie kwietnia i maja – informuje nas rzecznik prasowy banku Anna Czyż. Tych wydatków w statystykach budżetu państwa, który już po kwietniu miał blisko 19 mld zł deficytu, nie zobaczymy. Na co poszły do tej pory pieniądze?
DGP
Przede wszystkim na dofinansowanie wynagrodzeń pracowników objętych przestojem ekonomicznym albo obniżonym wymiarem czasu pracy w następstwie wystąpienia COVID-19, a także osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę nakładczą lub umowy zlecenia. Z funduszu są także dofinansowywane koszty prowadzenia działalności przez samozatrudnionych czy pożyczki dla mikroprzedsiębiorców. Pieniądze trafiły też do Ministerstwa Zdrowia, m.in. na zakup sprzętu medycznego i komputerowego do pracy zdalnej czy testów na koronawirusa. Jednym z jego największych beneficjentów jest Fundusz Ubezpieczeń Społecznych.
– W maju otrzymaliśmy z funduszu COVID-19 kwotę 8,3 mld zł. Na czerwiec zaplanowano przekazanie 11,3 mld zł – poinformował DGP Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS.
Ekonomiści po opisaniu przez nas w maju jak będzie działał umieszczony w BGK fundusz, apelowali do rządu o zaniechanie kreatywnej księgowości budżetowej i transparentne pokazywanie kondycji publicznej kasy.
– Cnotą jest przejrzystość finansów publicznych i lepiej, żeby wydatki były pokrywane z budżetu centralnego. Z makroekonomicznego puntu widzenia nie ma to jednak znaczenia. Ważne jest natomiast, aby pieniądze z funduszu były przeznaczane także na inwestycje – mówi DGP Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole.
Te zapowiedział w sobotę prezydent Andrzej Duda, który obiecuje w kampanii program wielkich inwestycji, a za przykład podaje Centralny Port Komunikacyjny czy przekop Mierzei Wiślanej.
Zdaniem ekspertów władze powinny myśleć już, jak dzięki nowym projektom pobudzić gospodarkę i na co wydać pieniądze, także te z UE.
Epidemia koronawirusa doprowadziła do zamrożenia gospodarki, a to przyniosło do wielu gospodarek recesję. Przez to mocno ucierpiały dochody budżetowe, a w ramach wsparcia firm i ochrony miejsc pracy gwałtownie wzrosły wydatki.
Finansowanie zwiększonych nakładów wzięła na siebie publiczna kasa, ale blisko dwie trzecie pomocy (200 mld zł) będą pochodziły z Polskiego Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego. Obie instytucje emitują obligacje z gwarancją Skarbu Państwa. Nabywają je głównie banki, a od nich odkupuje Narodowy Bank Polski. W ten sposób rząd nie musi się martwić, że zabraknie finansowania.
Ekonomiści ING Banku Śląskiego zwracają uwagę, że obie instytucje sprzedały już dług, którego wartość przekroczyła w piątek 100 mld zł. Dla polityków najistotniejsze jest to, że dzięki takiemu mechanizmowi nie muszą się martwić o dług publiczny i jego konstytucyjny limit 60 proc. PKB.
PFR podłącza przedsiębiorcom kroplówkę, dzięki której przetrwają najtrudniejsze miesiące bez konieczności przeprowadzania masowych zwolnień. BGK jako operator specjalnego Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 miał zapewnić pieniądze na inwestycje. Na razie pokrywa jednak bieżące koszty kryzysu, jaki wywołała epidemia.
– Z perspektywy powrotu gospodarki do równowagi ważne jest, jak będą wyglądały nakłady inwestycyjne w najbliższych miesiącach. Gdy premier ogłaszał powstanie Funduszu w drugiej połowie marca, miał on pozyskiwać finansowanie na inwestycje – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
Ekspert ma nadzieję, że pieniądze nie będą pokrywały tylko bieżących kosztów kryzysu wywołanego COVID-19.
– W przyszłym roku powinien ruszyć także unijny Fundusz Odbudowy zaproponowany przez Komisję Europejską. Będzie koncentrował się na finansowaniu transformacji cyfrowej i zielonej dla gospodarek UE. Być może warto wykorzystać Fundusz z BGK, aby zapewnić sobie współfinansowanie dla tych inwestycji – mówi Borowski.
Fundusz Odbudowy ma także finansować się emisjami obligacji i zebrać w ten sposób 750 mld euro. Mają one być spłacane z budżetu Unii Europejskiej, ale dopiero po 2027 r. Dwie trzecie z tej sumy zostanie przeznaczone na dotacje, a reszta na tanie pożyczki. Polska ma być jednym z jego największych beneficjentów. Zgodnie ze wstępnymi szacunkami trafi do nas ok. 64 mld euro.
Małgorzata Jarosińska-Jedynak, minister funduszy i polityki regionalnej, poinformowała kilka dni temu, że rząd poszukuje obecnie najlepszych inwestycji, które będą finansowane z unijnych pieniędzy. Przypomniała, że działanie Funduszu Odbudowy będzie ograniczone czasowo i projekty powinny być zrealizowane do 2024 r.
Temat wielkich projektów inwestycyjnych pojawił się już w kampanii prezydenckiej. Ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda deklaruje, że firmowany przez niego plan ma dać łącznie milion nowych miejsc pracy. Konkretów brakuje, ale wiadomo, że będzie oparty o cztery filary: pierwszy to strategiczne inwestycje, takie jak CPK czy przekop Mierzei, drugi to lokalne inwestycje, m.in. drogowe czy turystyczne. Trzeci element to inwestycje zdrowotne, w tym w szpitale, a ostatni będzie dotyczył środowiska naturalnego, w tym nakładów na system retencji.
Jak wynika z naszych informacji, ma także powstać specjalny fundusz adresowany do samorządów. – Chodzi o jednostki, których nie stać np. na wkład własny do inwestycji finansowanych z unijnych pieniędzy. To osobisty pomysł prezydenta, który dobrze żyje z samorządowcami – twierdzi nasz rozmówca.
Finansowanie ma być udzielane na podstawie przeliczników dotyczących finansów gminy lub liczby ludności.
– Musimy zrobić wszystko, żeby się odbić jak najszybciej i przechować nasze firmy przez rok w jak najlepszym stanie. Na razie przez 3–4 miesiące ratuje je tarcza, ale potem znowu trzeba będzie im pomóc przez inwestycje publiczne – mówi nasz rozmówca z rządu.
Dlatego ma być rozwijane dofinansowanie inwestycji z Funduszu BGK. Ma to być co najmniej 30 mld zł w dwa lata.
Tarcza Finansowa PFR w połowie drogi
Wypłata subwencji dla mikro, małych i średnich firm sięgnęła już blisko 60 proc. z zarezerwowanej na ten cel kwoty 75 mld zł. Polski Fundusz Rozwoju, który jest operatorem „tarczy finansowej”, pozyskuje pieniądze ze sprzedaży obligacji. Mikrofirmom (do 9 pracowników) wypłacono już 13 mld zł z zaplanowanych 25 mld zł, sektorowi MŚP 31,5 mld zł z 50 mld zł. Z pomocy skorzystało prawie 236 tys. firm, które w sumie zatrudniają około 2,3 mln osób.
Prezes PFR Paweł Borys poinformował, że tym tygodniu wystartuje tarcza dla przedsiębiorstw o zatrudnieniu powyżej 250 osób. Dodał, że zamknięte zostały negocjacje dotyczące pomocy publicznej z Komisją Europejską. Wsparcie dla największych podmiotów składa się z trzech elementów: finansowania preferencyjnego, na które zarezerwowano 10 mld zł, pożyczek płynnościowych (7,5 mld zł) i instrumentów kapitałowych (7,5 mld zł). Na dwa pierwsze programy PFR dostał już zielone światło z Brukseli. Ostatni budził kontrowersje, bo państwowy Fundusz ma się w jego ramach angażować m.in. w nowe emisje akcji spółek.