W minionym kwartale banki powiększyły rezerwy na złe kredyty o 2,3 mld zł. To o niemal ćwierć miliarda więcej niż przed rokiem. Od stycznia do września wartość nowych rezerw zamknęła się kwotą 6,9 mld zł – o prawie miliard większą niż w podobnym okresie 2018 r. Większe rezerwy to po części wynik wzrostu skali działania: portfele kredytów rosną, więc nawet przy podobnej jakości należności jak wcześniej rezerw powinno być więcej.
Ale wpływ mają też inne czynniki. Świadczy o tym fakt, że wskaźnik kosztu ryzyka, czyli proporcja rezerw do portfela kredytowego, przekroczył w III kwartale 0,7 proc. To wciąż mniej niż na początku obecnej dekady, ale równocześnie najwięcej od grudnia 2015 r. (choć różnice w ostatnich kilkunastu kwartałach nie były duże).
Bankowcy nie widzą powodu do niepokoju w kredytach dla klientów indywidualnych. Cały czas stawiają na pożyczki gotówkowe. To wprawdzie produkt niezabezpieczony i dlatego uznawany za ryzykowny, ale wysoka sprzedaż (jak wynika z danych Biura Informacji Kredytowej we wrześniu udzielono ok. 600 tys. takich pożyczek na kwotę 7,5 mld zł) daje stosunkowo duże możliwości zarządzania tym ryzykiem. A utrzymująca się dotąd dobra koniunktura w gospodarce – niemal pełne zatrudnienie, wysoki wzrost płac i transfery socjalne jak 500 plus – sprzyjają regularnej obsłudze zadłużenia.
Bardziej skomplikowana jest sytuacja w odniesieniu do przedsiębiorstw. Duże w większości nie mają problemów ze spłatą i wskaźnik należności zagrożonych jest rekordowo niski. Ale im mniejsza firma, tym większe – statystycznie rzecz biorąc – prawdopodobieństwo, że nie poradzi sobie ze spłatą.
W przypadku przedsiębiorców indywidualnych udział należności zagrożonych wynosi niemal 14 proc. i nie licząc wyskoku z początku ub.r., jest najwyższy od trzech i pół roku. W sektorze małych i średnich firm udział należności zagrożonych wzrósł w końcu września do 11,2 proc. Tam na początku ubiegłego roku również wskaźnik poszedł w górę. Wtedy miało to związek nie tyle z gorszymi perspektywami gospodarczymi, ile z nowymi zasadami sprawozdawczości.
Prezesi banków na ogół nie widzą jeszcze problemów z kredytami dla firm. Mimo to w kilku instytucjach udział należności zagrożonych jest bardzo wysoki. W Aliorze 17,5 proc. portfela kredytów dla firm stanowiły te „z utratą wartości”. W Idea Banku, który kredytuje głównie najmniejszych przedsiębiorców, kredyty niepracujące urosły w końcu września do 21 proc. portfela.
Alior w ostatnich kwartałach musiał się zmagać z kilkoma przypadkami dużych problematycznych zaangażowań, jak Ruch, Zakłady Mięsne Kania czy handlujące paliwami Onico. Nie był jedynym kredytodawcą – w ZM Kania zaangażowany był także Handlowy, a w Onico ING Bank Śląski – ale właśnie tam rezerwy okazały się na tyle duże, że skłoniły zarząd do zmodyfikowania polityki kredytowej.
Trwający przez kilka ostatnich lat okres dobrej koniunktury w gospodarce i niskich rezerw na złe kredyty sprawił, że obecnie pojawienie się problemów nawet przy pojedynczych należnościach daje się zauważyć w wynikach. Tak było np. w Banku Handlowym, który miał większe odpisy i w II, i w III kwartale. Prezes Sławomir Sikora tłumaczył, że modele jego instytucji dopuszczają możliwość, że raz na dziesięć lat dojdzie do nieoczekiwanych wydarzeń, które będą skutkowały wyższymi stratami. I taka sytuacja ma miejsce właśnie w tym roku.
Ale mówił też o szerszej tendencji, która może skłaniać do ostrożności. – Generalnie zadłużenie firm jest obecnie większe niż np. pięć lat temu. Wtedy zwykle nie przekraczało trzykrotności zysku operacyjnego EBITDA, teraz jest już powyżej – wyjaśniał, prezentując wyniki za III kwartał. Wskazywał też na znaczenie spodziewanego osłabienia koniunktury w gospodarce.
Z opublikowanej na początku listopada ankiety Narodowego Banku Polskiego do przewodniczących komitetów kredytowych w bankach komercyjnych wynikało, że w III kwartale polityka kredytowa w stosunku do małych i średnich przedsiębiorstw została zaostrzona. Podobne były przewidywania na końcówkę roku. „Banki, które zaostrzyły politykę kredytową w III kwartale 2019 r., uzasadniały to możliwością pogorszenia się bieżącej lub oczekiwanej sytuacji: banku, największych kredytobiorców i całej gospodarki oraz podniesieniem się ryzyka branży (m.in. produkcja i dystrybucja wyrobów stalowych i agrobiznesu) i wzrostem udziału kredytów zagrożonych” – podawał NBP.