Commerzbank nie jest pierwszą zagraniczną instytucją, której „znudziła się” polska bankowość.
DGP
W tym tygodniu może zapaść formalna decyzja o wyjściu przez Commerzbank – numer dwa na niemieckim rynku – z akcjonariatu polskiego mBanku – czwartego kredytodawcy w Polsce, biorąc pod uwagę wielkość aktywów na koniec czerwca tego roku. Ale do sfinalizowania takiej decyzji daleka droga. Główna przeszkoda – duża część portfela kredytów mBanku to hipoteki walutowe.
Wyjście Commerzbanku oznaczałoby, że niemieckie banki będą miały już tylko śladowe znaczenie dla naszego sektora bankowego. Niemcy nigdy w nim nie dominowali, ale teraz będą się ograniczać do niewielkiej filii Deutsche Banku. Lider rynku naszego zachodniego sąsiada w ubiegłym roku sprzedał swoją podstawową działalność hiszpańskiemu Santanderowi. Pozostawił sobie tę część, której pozbyć się nie mógł – chodzi głównie o hipoteki walutowe. W tej dekadzie polski rynek opuścił – niedługo po tym, jak się na nim pojawił – Allianz Bank, a wcześniej Dresdner Bank, Westdeutsche Landesbank czy Berliner Bank.
Wyjść było jednak więcej. Najbardziej znaczące dotyczyły zachodnich banków, które pozbywały się filii w Polsce ze względu na kłopoty na rodzimym rynku. Tak było z UniCredit, który dwa lata temu pozbył się kontrolnego pakietu w Pekao, czy belgijską grupą KBC i irlandzkim Allied Irish Banks, których polskie aktywa były odkupione przez Santandera – na bazie Banku Zachodniego WBK i Kredyt Banku zbudował on Santander Bank Polska, obecnie drugiego gracza w polskiej bankowości.
KBC i AIB musiały sprzedać część aktywów w zamian za zgodę Komisji Europejskiej na pomoc ze strony ich rządów po wybuchu kryzysu finansowego. Podobny był przypadek Raiffeisen Bank International, który dziś obsługuje u nas wyłącznie kredyty walutowe – nie przez spółkę z osobną licencją, ale w formule oddziału.
Po kryzysie nasz rynek opuściły również holenderski Rabobank (po sprzedaży Banku Gospodarki Żywnościowej francuskiej grupie BNP Paribas ma niewielki udział w jej polskiej filii), Royal Bank of Scotland (trafił do nas dzięki przejęciu innej holenderskiej grupy ABN Amro) i niemal wszystkie banki ze Skandynawii. Te ostatnie pojawiły się u nas tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Teraz funkcjonują pod postacią niewielkich oddziałów. Wydzieloną filię ma jedynie norweski DnB.
Ostatni – przed mBankiem – przypadek sprzedaży spółki zależnej w Polsce to wrocławski Euro Bank. Należał on do francuskiego Societe Generale. Obecnie jest własnością Banku Millennium (w przyszłym tygodniu formalnie zostanie do niego przyłączony).
Na wyjściu zachodnioeuropejskich grup korzystali do tej pory głównie Hiszpanie z Santandera oraz kontrolowane przez państwo krajowe instytucje. Kilka lat temu PKO BP odkupił polską filię szwedzkiej Nordei. Później Powszechny Zakład Ubezpieczeń wspólnie z Polskim Funduszem Rozwoju stały się głównymi właścicielami Pekao (w portfelu ubezpieczyciela był już duży pakiet akcji Alioru).
Dlaczego obce banki wychodzą z naszego rynku? Maciej Stańczuk, doradca ekonomiczny organizacji przedsiębiorców Lewiatan, zgadza się, że w pewnej mierze to efekt ich wewnętrznych problemów. Ale nie tylko. – Kluczowe są wymogi i domiary kapitałowe na rynku polskim. Przy 8-proc. wymaganym współczynniku kapitałowym w Europie w Polsce jesteśmy na poziomie 13,5 proc. Z punktu widzenia bezpieczeństwa depozytów to lepiej, ale to oznacza również, że banki są mniej rentowne – mówi ekspert, w przeszłości przez wiele lat szef polskiej filii WestLB. – Kolejna sprawa to dążenie polskiego rządu, żeby podporządkować sobie system bankowy poprzez decyzje dotyczące przejmowania prywatnych instytucji – ocenia.
Czołowe europejskie banki (dane na koniec 2018 r.)