Corocznie na paliwo do samochodów wydajemy w Polsce nawet 50 mld zł. Z raportu „Napędzamy Polską Przyszłość” opracowanego przez Fundację Promocji Pojazdów Elektrycznych i Cambridge Econometrics wynika, że elektryfikacja transportu mogłaby przynieść w tym zakresie ogromne oszczędności. Mówimy o sumach niebagatelnych. Warto przypomnieć, że roczny koszt programu „Rodzina 500 plus” to „jedynie” ok. 25 mld zł, czyli połowa naszych wydatków na ropę naftową.
Wyobraźmy sobie scenariusz ekstremalny, w którym całkowicie zmieniamy wszystkie samochody jeżdżące po polskich drogach na elektryki. W takim wypadku na przejechanie tej samej liczby kilometrów wydalibyśmy nie wspomniane 50 mld zł, a jedynie ok. 12 mld. Różnica między tymi kwotami zostawałaby w kieszeniach Polaków. Warto się jednak zastanowić, jak taka rewolucja mogłaby wpłynąć na eksporterów ropy naftowej, bo utrata tak poważnych przychodów byłaby bardzo trudna douzupełnienia.
Przyjrzyjmy się europejskiemu importowi ropy naftowej z Federacji Rosyjskiej. W raporcie „Fueling Europe’s Future” z 2018 r. Cambridge Econometrics szacuje, że państwa Unii Europejskiej przeznaczają na import ropy naftowej bądź produktów ropopochodnych z Rosji ok. 125 mld dol. rocznie. Z kolei z analizy brukselskiego think tanku Transport and Environment (T&E) dowiadujemy się, że aż jedna trzecia dochodów budżetu Federacji Rosyjskiej pochodzi ze sprzedaży ropy naftowej i gazu ziemnego. A zatem elektryfikacja transportu w Europie to bezpośredni i w dodatku bardzo mocny cios w rosyjskie finanse.
Spadek wpływów do budżetu nie leży w intere sie żadnego państwa. Natomiast tam, gdzie na wyjątkowo wysokim poziomie utrzymywane są wydatki na politykę społeczną czy wojsko, jakiekolwiek redukcje mogą mieć katastrofalne skutki. T&E szacuje np., że wydatki Federacji Rosyjskiej związane z wojskowością wynoszą dziś ok. 66 mld dol. Każdy spadek dochodów budżetowych miałby więc wpływ także na tę linijkę w księgach ministrafinansów.
Które państwa mogą najwięcej zyskać na zmniejszeniu importu? W 2017 r. pierwsze miejsce spośród państw Unii Europejskiej importujących ropę z Rosji zajęła Holandia (25,5 mld dol.), drugie miejsce przypadło Niemcom (24,5 mld dol.). Polska uplasowała się na najniższym stopniu podium z importem o wartości 12 mld dol. Trywializując, nasze wizyty na stacjach benzynowych wydatnie zasiliły rosyjski budżet, a co za tym idzie sponsorowały wydatki Moskwy nawojsko.
Jeśli przeliczymy wydane pieniądze na konkretne wyposażenie wojskowe rosyjskiej armii (dla uproszczenia na myśliwce Su-57 po 50 mln dol. sztuka lub czołgi T-14 Armata po 3,7 mln dol.), to wydatki Holandii przekładają się na 511 nowych Su-57 lub 6907 nowych T-14 Armata. Równowartość polskich zakupów ropy to 242 Su-57 lub 3269 czołgów T-14.
Jeśli zatem usłyszycie w najbliższym czasie coś nowego na temat wojny na Ukrainie, warto zastanowić się nad tym, jak Rosja finansuje zbrojenie swojego wojska. Pytanie, czy wspierać elektromobilność, wydaje się w tym kontekście retoryczne.