Rosyjska ropa wróci do naszych rafinerii 10 czerwca, po niemal siedmiu tygodniach przerwy, która sporo kosztowała kierowców.
Zmiany cen paliw w hurcie zwykle można tłumaczyć przebiegiem notowań ropy Brent na rynkach światowych i notowaniami dolara wobec złotego. Gdy jednak przeanalizujemy zmiany stawek za benzynę 95 w Orlenie, to zauważymy, że niezbyt pokrywają się one z tym, co działo się na giełdach. Zwłaszcza w ostatnich dniach nastąpił między nimi dość wyraźny rozjazd.
Z powodu zanieczyszczenia surowca w ropociągu Przyjaźń, przez ostatnie niemal półtora miesiąca polskie rafinerie przerabiały ropę pochodzącą głównie z zapasów (swoich własnych i państwowych) oraz tę od innych dostawców, dostarczaną tankowcami do gdańskiego Naftoportu. Orlen i Lotos nie podawały jak dotąd finansowych szczegółów tych dostaw, a o tym, czy musiały kupować ropę drożej, czy nie, zapewne dowiemy się z raportów półrocznych, które będą publikowane w sierpniu. Ale już dziś można zauważyć coś interesującego w tym, jak zmieniały się w maju ceny hurtowe w Orlenie. W okresie od 25 kwietnia do 21 maja hurtowa cena benzyny poszła w górę o 3,3 proc. W tym czasie rynkowa cena baryłki Brent przeliczona na złote według średnich kursów dolara z NBP spadła o 2,7 proc. Z kolei w okresie od 21 maja do 3 czerwca benzyna w hurcie potaniała o 3,7 proc., ale cena ropy przeliczona na złote w tym samym czasie poszła w dół aż o 15,8 proc. Możliwe, że dostawcy, od których polskie firmy naftowe kupowały ostatnio ropę „z morza”, zaczęły dyktować nam nieco wyższe ceny, wykorzystując fakt, że mamy problem z rurociągiem i w efekcie w rachunku kosztów polskich rafinerii pojawił się dodatkowy składnik, który sprawił, że cena hurtowa benzyny musiała wyraźniej oderwać się od cen ropy Brent. W tym kontekście można odnieść wrażenie, że przynajmniej w ostatnich dniach, gdyby nie zatkany rurociąg, moglibyśmy płacić za paliwa nieco mniej. Według najnowszego komunikatu Głównego Urzędu Statystycznego o inflacji w maju, ceny paliw na stacjach benzynowych w tym miesiącu poszły w górę o 1,2 proc. w stosunku do kwietnia.
Więcej od nas stracili w ostatnim miesiącu rosyjscy producenci ropy, którzy z powodu zamieszania logistycznego, tymczasowego zatkania rurociągu i jednego z bałtyckich portów, a następnie konieczności przepompowywania skażonej ropy z białoruskiego odcinka rurociągu do zbiorników na terenie Rosji, musieli ograniczyć produkcję. Według Reutera na początku czerwca wydobycie ropy w Rosji spadło do poziomu najniższego od września 2016 r. W marcu średnia produkcja wynosiła 11,3 mln baryłek dziennie, teraz tylko 10,97 mln baryłek. Różnica 330 tys. baryłek to, licząc 70 dol. za baryłkę, koszt rzędu 23 mln dol. dziennie. To daje 716 mln dol. utraconych przez Rosjan korzyści w ciągu całego maja. Do tego jeszcze dojdzie odszkodowanie za dostarczenie odbiorcom ropy o nieprawidłowych właściwościach. Szczegóły dotyczące wzajemnych rozliczeń zostały po wielotygodniowych targach i dyskusjach uzgodnione w tym tygodniu na spotkaniu w Moskwie. Sytuacja była skomplikowana, ponieważ głównym winowajcą awarii była spółka Transnieft, ale to nie od niej Orlen, Lotos i rafinerie niemieckie kupują surowiec. Transnieft tylko ją przesyła. Odbiorcy mogli mieć uzasadnione roszczenia tylko wobec firm, z którymi mają podpisane umowy na zakup ropy, które w tej sytuacji były de facto niewinne. Porozumienie udało się osiągnąć dopiero wtedy, gdy Transnieft zgodził się pokryć koszty rekompensat, które rosyjscy producenci przekażą polskim i niemieckim odbiorcom.
Na problemach z rurociągiem biznesowo nie stracił raczej PKN Orlen. Wycena spółki na warszawskiej giełdzie spadła od momentu zamknięcia rurociągu o 4,9 proc., ale obejmujący cały rynek indeks WIG w tym samym czasie spadł nawet bardziej – o 5,1 proc. Z kolei w komunikacie o poziomie marży rafineryjnej w maju w Orlenie nie widać żadnego pogorszenia. Wręcz przeciwnie – była ona w tym miesiącu najwyższa od listopada ubiegłego roku i sięgnęła 7 dol. na każdej baryłce przetworzonej ropy naftowej. Koncern poradził więc sobie dobrze, koszty związane z awarią spadły na firmy rosyjskie, a koszty nieco droższych dostaw ropy drogą morską pokryliśmy my sami, płacąc w maju więcej za paliwo.
/>