Warunki działania banków stały się tak trudne, że mogą pojawić się problemy z finansowaniem gospodarki. Klienci odczują również wzrost cen usług bankowych – oceniają najważniejsi przedstawiciele sektora. W ubiegłym roku ich banki okazały się najlepsze w konkursie „Gwiazdy Bankowości” organizowanym przez DGP i firmę PwC. Na początku czerwca rozstrzygnięcie piątej edycji konkursu.
Warunki działania banków stały się tak trudne, że mogą pojawić się problemy z finansowaniem gospodarki. Klienci odczują również wzrost cen usług bankowych – oceniają najważniejsi przedstawiciele sektora. W ubiegłym roku ich banki okazały się najlepsze w konkursie „Gwiazdy Bankowości” organizowanym przez DGP i firmę PwC. Na początku czerwca rozstrzygnięcie piątej edycji konkursu.
Jakie są najważniejsze wyzwania, zagrożenia dla banków w ogóle, a dla banków w Polsce w szczególności?
Zbigniew Jagiełło: Sektor bankowy w Polsce pękł na dwie części. Jest grupa ośmiu największych banków w bardzo dobrym stanie i jest grupa banków komercyjnych, która ma bardzo niski zwrot z kapitału oraz duże problemy z bieżącym funkcjonowaniem w związku z wyzwaniami technologicznymi i regulacyjnymi. Są oczywiście jeszcze banki spółdzielcze, podobne do tej drugiej grupy. To wszystko dzieje się w okresie, kiedy mamy bardzo dobry wzrost gospodarczy. Skoro teraz część banków sobie nie radzi, to warto zastanowić się, co się z nimi stanie, jeżeli koniunktura się pogorszy.
Brunon Bartkiewicz: Fakt, że coraz większa liczba banków wychodzi z naszego rynku, to nie jest dobry sygnał. Bez wątpienia dzieje się tak, bo banki w Polsce są poddane nadmiarowej presji kosztowo-kapitałowej. Zwracam również uwagę na to, że presja regulacyjna będzie w najbliższym czasie jeszcze narastać. W związku z tym odsiew będzie coraz szybszy. To zaś sprawia, że sektor bankowy może dojść do sytuacji, w której będziemy mieć kłopot z prawidłową obsługą gospodarki, czyli podstawieniem wystarczającego finansowania dla ogromnych potrzeb, które ja widzę w perspektywie najbliższych 10–20 lat.
Cezary Stypułkowski: Polska bankowość w ciągu ostatnich dwóch-trzech dekad była najbardziej innowacyjną częścią sektora usług. Wynikało to zarówno z utrzymywanej przez wiele lat wysokiej rentowności, jak i poziomu konkurencji. Nadal mamy bardzo konkurencyjny sektor, ale liczba podmiotów się zmniejsza. To będzie miało swoje konsekwencje. Dotąd sektor bankowy w Polsce był stosunkowo niedrogi, ale jesteśmy w przededniu fundamentalnej zmiany w tym obszarze. Ceny usług bankowych będą musiały rosnąć. Na znaczącą poprawę efektywności poprzez ograniczenie kosztów nie należy liczyć. Stosunek kosztów do dochodów już wynosi u nas 45 proc. To doskonały wynik. A równocześnie w warunkach 5-proc. wzrostu gospodarczego polskie banki są praktycznie niezdolne do zwrotu kosztu kapitału.
Skąd to się wzięło?
Cezary Stypułkowski: Ze skrzywienia regulacyjnego, którego źródła upatruję w problematyce frankowej. Kredyty w szwajcarskiej walucie stanowią najlepiej spłacaną część portfela kredytowego. Przeciętny klient ma dzisiaj 50 proc. wyższy poziom dochodu niż w momencie brania takiego kredytu. I my się koncentrujemy na tym aspekcie również od strony regulacyjnej.
Joao Bras Jorge: Największe ryzyko w tej chwili to brak doświadczenia ze strony władz, jak radzić sobie z problemami. Mam na myśli jakieś ewentualne bankructwo czy zawirowania w sektorze.
W czasie światowego kryzysu finansowego w polskim sektorze bankowym żadnego kryzysu nie było. W wielu krajach były bankructwa, konieczna była pomoc państwa, resolution, czyli przymusowa restrukturyzacja. Ale to pozwoliło tam zdobyć doświadczenie, inna sprawa, że czasem bardzo bolesne. I teraz władze wiedzą już, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. W Polsce takiego doświadczenia nie ma.
Michał Krupiński: Głównym wyzwaniem jest rentowność sektora. Gdyby nie wymogi regulacyjne, w tym zwiększone opłaty na BFG , to nasz bank miałby stopę zwrotu z kapitału rzędu 15–16 proc. To byłoby adekwatne do tego, jakie mamy inne współczynniki. Stopa zwrotu z kapitału w bankach w Polsce powinna być porównywalna z innymi krajami na podobnym stopniu rozwoju.
Niskie ROE powoduje kilka dalszych problemów. Pierwszy to jest tzw. funding gap. To jest widoczne, kiedy na świecie jest delewarowanie i kiedy koniunktura się pogarsza. Drugi problem to brak zaangażowania inwestorów instytucjonalnych. Inwestorzy w Londynie, w Stanach Zjednoczonych czy w Azji porównują nas z bankami z regionu CEEMEA. A one wypadają lepiej. To jest istotne dlatego, że polski sektor bankowy mógłby nadal się dynamicznie rozwijać np. poprzez emisje akcji i zdobycie dodatkowego kapitału.
Z tym wiąże się kolejne pytanie: czy jako sektor nie stracimy pozycji lidera innowacyjności w Europie. Dziś to od nas uczą się banki z Europy Zachodniej, ale z uwagi na konieczność olbrzymich nakładów obawiam się, że możemy szansę tę utracić. Kolejna kwestia: nie generując sporych zysków, trudno o ekspansję zagraniczną. A Polska jest na tyle dużą gospodarką, że w perspektywie 10–15 lat powinna mieć banki silne na poziomie co najmniej europejskim.
Mariusz Śpiewak: Zgadzam się z kwestią obciążeń podatkowych i kapitałowych. One są istotnie nadmiarowe, co w sytuacji nadpłynności powoduje, że mamy niewykorzystany potencjał wsparcia rozwoju gospodarczego przez sektor bankowy. Śruba regulacyjna w Polsce jest przykręcona zbyt mocno, co wpływa na atrakcyjność sektora dla inwestorów zagranicznych, ale też na możliwość kreacji pieniądza w gospodarce. W ostatnich pięciu latach wzrost bazy kapitałowej przełożył się tylko w ponad 40 proc. na wzrost aktywów.
Najbardziej uwierają panów regulacje. Jak banki mogą się do nich dostosować?
Cezary Stypułkowski: Nasza sytuacja jest o tyle specyficzna, że jesteśmy właściwie sektorem podlegającym samoregulacji. W tym sensie, że całość kosztów regulacyjnych ponosimy sami. KNF jest finansowany przez banki, podobnie jest z BFG. Więc to my przede wszystkim jesteśmy zainteresowani stabilnością sektora. Nie jest tak, że mamy coś przeciwko regulatorom. Ale to, co podniósł Joao Bras Jorge, to jest poważna kwestia. Ja do braku doświadczeń dodam rozbicie jednolitości struktury nadzorczej: bank centralny sobie, regulator sobie, schemat gwarantowania depozytów sobie – to jest przepis na nieszczęście.
Michał Krupiński: Kraje, które to wprowadziły jako pierwsze, już od tego odeszły. Na przykład Wielka Brytania.
Cezary Stypułkowski: Dokładnie tak.
Wrócę jeszcze do franków. Jak przychodziłem do banku, to miał on 7 mld franków portfela kredytowego. Cały czas są to najlepiej obsługiwane kredyty. Dzisiaj to już poniżej 4 mld franków. Ale kapitału pod ten portfel musimy zaangażować o jedną czwartą więcej niż kilka lat temu. Regulator powinien sobie zadać pytanie: czemu to służyło? Jest pytanie o proporcje. I miejmy świadomość, że to spowalnia dynamikę akcji kredytowej. Udział sektora bankowego i kredytów w stosunku do dochodu narodowego spada. A przecież w wymiarze europejskim jest na niskim poziomie. W Polsce nie ma praktycznie alternatywy dla pieniądza bankowego przy konieczności finansowania inwestycji. Rynek kapitałowy zamarł wcześniej.
Jakie panowie widzicie możliwości radzenia sobie w tej sytuacji przez banki? Będzie cięcie kosztów? Fuzje?
Zbigniew Jagiełło: Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego, Bankowy Fundusz Gwarancyjny oraz Ministerstwo Finansów to cztery organizacje, które odpowiadają za stabilność i bezpieczeństwo sektora finansowego w Polsce i to one przede wszystkim muszą zastanowić się, jak rozwiązać obecną sytuację. Podział sektora na dwie grupy, pęknięcie, o którym mówiłem na początku dyskusji, to nie jest normalna sytuacja. Jej skutkiem może być albo kryzys płynnościowy, który doprowadzi do upadku jakąś instytucję finansową, albo długotrwały problem niedoborów kapitałowych, których nie będą chcieli uzupełnić akcjonariusze. Jeżeli instytucja finansowa generuje stopy zwrotu na poziomie 1–3 proc., to akcjonariusz zobligowany do podwyższenia kapitału będzie starał się za wszelką cenę tego uniknąć, ponieważ potencjalny zysk, jaki wygeneruje na tym kapitale, jest bardzo niewielki.
Brunon Bartkiewicz: Właściciele wielu instytucji po prostu mówią: nie jesteśmy w stanie na tym rynku zarobić. Możemy się zgodzić, że Polska nie jest krajem dla wszystkich podmiotów i dla wszystkich modeli biznesowych. Ale tempo tych zmian jest bardzo duże. Jest oczywiście wiele możliwości dopasowywania się do sytuacji: można spowalniać albo przyśpieszać tempo ekspansji kredytowej, redukować koszty itd. Tylko że takie dostosowanie trwa już kilka lat i te możliwości w pewien sposób się wyczerpują. Dobrze, że banki przeprowadzają głęboką transformację. gdy gospodarka jest rozgrzana. Ale wiatr od rufy w pewnym stopniu wygasa. I nie chcę nikogo straszyć, ale w pewnym momencie banków nie będzie stać na wspomaganie kredytowania polskiej gospodarki. Gdybym miał podsumowywać, to oczywiście, w najbliższym czasie zobaczymy i ograniczenie kosztów w bankach i podwyżki opłat, i podwyżki marż na kredytach i obniżanie stóp na depozytach. A to wszystko nie są dobre zjawiska dla gospodarki.
Czyli będziemy mieć spowolnienie w gospodarce, a banki jeszcze w tym pomogą.
Cezary Stypułkowski: To jest złe sformułowanie. Powiedziałbym raczej, że banki nie będą miały zdolności wspierania gospodarki. Jeżeli dzisiaj w okresie dobrej koniunktury my nie nadążamy za wzrostem gospodarczym – udział sektora w finansowaniu gospodarki spada – to przy gorszej koniunkturze to się musi pogłębić. Rosnące obciążenia odczują klienci. Mówiłem o wysokiej efektywności sektora. Na pewno każdy widzi u siebie jakieś możliwości jej poprawy, ale przy tak dobrych wskaźnikach kosztów do dochodów są już one bardzo niewielkie.
Zbigniew Jagiełło: Zwrócę uwagę na dodatkowe wyzwanie, jakim jest transformacja cyfrowa. Stopień cyfryzacji naszej gospodarki jest bardzo niski, a polskie banki były dotąd forpocztą cyfryzacji. Co będzie, jeśli gospodarka zwolni? Nadal będzie wymagała transformacji, żeby gonić Europę, ale my nie będziemy mieli możliwości zwiększenia akcji kredytowej.
Michał Krupiński: My musimy się zmagać nie tylko z tym, że wielkie zagraniczne banki inwestują miliardy euro czy dolarów w technologie. Zagrożeniem dla sektora finansowego jest też GAFA: Google, Apple, Facebook, Amazon. Te firmy inwestują w nowe technologie gigantyczne kwoty.
Joao Bras Jorge: Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że regulacje, podatki tworzą rodzaj hamulca konkurencyjnego. Usługami finansowymi zajmują się już nie tylko instytucje z licencją bankową. A tylko te ostatnie płacą podatek od aktywów finansowych. Giganci technologiczni są w stanie wynegocjować sobie niski podatek w którymś z krajów UE. To samo z wymogami kapitałowymi: my je mamy – dodatkowo w Polsce one są bardzo wysokie, a firmy technologiczne nie.
Konieczna będzie zmiana podejścia – regulacje i podatki uzależnione nie od statusu prawnego konkretnego podmiotu, ale od oferowanych usług.
To jest problem globalny, ale polskie regulacje sprawiają, że on jest bardziej dotkliwy. Podatek bankowy, wymogi kapitałowe – to wszystko sprawia, że nie jesteśmy konkurencyjni w porównaniu z innymi rynkami. Bankowość to jedyny znany mi sektor, w którym liberalizacja zaszła tak daleko, że dostęp do tzw. ostatniej mili jest za darmo. Tak działa PSD2 – nowa dyrektywa o płatnościach. Może to dobrze, ale powinno być większe zrozumienie, komu ta liberalizacja będzie służyć. Nie – jak to się często przedstawia – start-upom technologicznym, tylko amerykańskim gigantom, którzy będą tworzyć monopole.
A nadmiarowość regulacji w Polsce sprawia, że w sektorze bankowym coraz trudniej o innowacje i transformację cyfrową.
Czy Polska może być atrakcyjnym rynkiem dla zagranicznych inwestorów?
Mariusz Śpiewak: Funduszy, które byłyby skłonne zainwestować dziś w polski sektor bankowy, jest około pięciu.
Zbigniew Jagiełło: Żaden z tych funduszy, o których pan mówi, nie chce zainwestować w sektor bankowy, który ma ROE w tej chwili na poziomie 7 czy 9 proc. Chce kupić aktywa, które dziś nie dają dobrych zysków i na tej bazie dopiero zbudować wartość.
Michał Krupiński: Kiedy ostatni raz bank spoza Polski zainwestował długoterminowo w polski sektor bankowy? Santander w 2011 r. 8 lat minęło. Od tego czasu nikt więcej się nie pojawił.
Mariusz Śpiewak: Za to nie brak banków, które chcą wyjść z Polski. I to wszystko w momencie, kiedy polska gospodarka jest w superkondycji. Atrakcyjność naszego rynku pod kątem inwestycji jest dziś negatywna. Banki mogą próbować walczyć z bazą kosztową, ale znów – ograniczeniem są kwestie regulacyjne. Weźmy taki przykład: czy wszystkie banki potrzebują mieć wyspecjalizowane funkcje w obszarze przeciwdziałania praniu pieniędzy, czy mógłby być ktoś, kto robiłby to dla całego sektora – taniej i lepiej? Polskie przepisy na to nie pozwalają. Mamy anachroniczne przepisy dotyczące outsourcingu, gdzie outsourcer ponosi nieograniczoną odpowiedzialność wobec klientów banku. Możliwość optymalizacji kosztowej jest zatem ograniczona. Chcąc nie chcąc banki będę musiały pójść w stronę odczłowieczenia bankowości – coraz więcej procesów będzie opartych na technologii, na botach, które stopniowo będą zastępowały czynnik ludzki.
Czy znajdą się pieniądze na potrzebne inwestycje w bankach?
Brunon Bartkiewicz: My w poważnym stopniu się zdigitalizowaliśmy, jeśli chodzi o obsługę klienta. To wcale nie oznacza, że infrastruktura i architektura systemów, które w Polsce funkcjonują, jest bardzo nowoczesna. Ona wymaga dalszych poważnych inwestycji. Mówiąc obrazowo: jeśli nie zainwestujemy w wymianę podwozia, to większe koszty czekają nas w przyszłości.
Cezary Stypułkowski: Z tego będzie wynikała jeszcze jedna konsekwencja. Zakładając, że to pęknięcie, o którym mówi prezes Jagiełło, nastąpi i będą ofiary, to pojawią się i koszty. Te koszty będzie ponosił sektor. To będzie dalej obniżało jego rentowność. Załóżmy hipotetycznie, że coś się dzieje w systemie. Fundusz restrukturyzacji banków w tym roku każdego z nas zaskoczył ekstra obciążeniami, a przecież nic się jeszcze nie stało. W dobrych czasach wypłaciliśmy już ponad 5 mld z funduszu bezpieczeństwa depozytów. Do niedawna szczyciliśmy się tym, że mieliśmy najlepiej skapitalizowany system gwarancji depozytów, ale to już nieaktualne.
Michał Krupiński: Jeśli chodzi o inwestycje, to możliwe jest wdrażanie z jakimś opóźnieniem najbardziej zaawansowanych rozwiązań. Ale tracimy pozycję lidera. Zwłaszcza jeśli chodzi o takie sfery czwartej rewolucji przemysłowej, jak big data czy sztuczna inteligencja. To wymaga dziesiątków miliardów dolarów nakładów. W Polsce ani banki, ani fundusze venture capital nie wydają wystarczająco dużo, byśmy mogli stać się liderem. Musimy teraz na to zwracać uwagę, bo wciąż mamy szansę biorąc pod uwagę osiągnięcia naszego sektora w płatnościach czy zdalnej obsłudze. Pewne polskie rozwiązania były pionierskie w skali europejskiej i światowej.
Cezary Stypułkowski: Jest jeszcze jeden czynnik, który trudniej zmierzyć: przewidywalność regulacji. W instytucji finansowej menedżer musi wyobrazić sobie bieg zdarzeń na trzy-pięć lat do przodu: ile kapitału będę miał, kiedy zapłacę dywidendę, jak komunikować się z inwestorami... U nas przewidywalność jest niska. Mam na myśli chociażby fakt, że pisma na temat wysokości obciążeń w danym roku przychodzą w lutym. W takiej sytuacji trzeba trzymać się zasady: „jeśli panuje niepewność, bądź ostrożny”. Czyli mniej efektywny. Był taki rok, że uderzenie regulacyjne w niektóre banki było rzędu 4 proc. wymogu kapitałowego. To cud, że myśmy to wytrzymali.
Zbigniew Jagiełło: Pomógł wzrost gospodarczy.
Brunon Bartkiewicz: To, co rysujemy, trudno może zrozumieć, kiedy spotykamy się ze stwierdzeniem typu „ale przecież zyski w bankach rosną”. W mediach to bardzo częste.
Ale media też zaraz dodają, że stopa zwrotu z kapitału spada. Czy jest czas, żeby odkręcić śrubę regulacyjną, która dziś jest panów zdaniem nadmiernie dokręcona?
Brunon Bartkiewicz: My zwracamy uwagę z wyprzedzeniem. Ale krzyczymy jako sektor od pewnego czasu i szczerze mówiąc, odzew jest słaby.
Ile jest tego czasu? Prezes Jagiełło mówi, że jest osiem banków w dobrej sytuacji. Ta liczba będzie się pewnie zmniejszać.
Brunon Bartkiewicz: Dwa lata temu było 15. Mówiąc brutalnie: ci, którzy teraz są po drugiej stronie rzeki, wymrą. Z tym, że jeśli stanie się to w sposób gwałtowny, to ta rzeka wyleje również na naszą stronę. Już upadek stosunkowo niewielkiego banku, jak SK Wołomin głęboko odcisnął się na rentowności sektora. Tak działają prawidła samoorganizującego się sektora. Musimy składać się coraz więcej na niebezpieczny system, a system staje się niebezpieczny, bo podatek bankowy jest za duży. To zamknięte koło.
Zbigniew Jagiełło: Do tej pory banki komercyjne płaciły za upadłości w innych sektorach: banków spółdzielczych, czy kas oszczędnościowo-kredytowych. Można więc powiedzieć, że płaciły za nieswoje grzechy. Było to skutkiem braku odpowiedniego nadzoru systemowego nad tymi instytucjami. Sytuacja pod tym względem wciąż nie uległa poprawie: ani w sektorze banków spółdzielczych, ani w SKOK-ach. Jeżeli szybko podejmiemy odpowiedzialne decyzje, to jest jeszcze czas, żeby uchronić się przed kryzysem. Gdy wzrost gospodarczy będzie niższy albo zmienią się stopy procentowe, to na działania może być już za późno. Co można zrobić? Jedną z rzeczy, która została podniesiona przez banki za pośrednictwem ZBP było rozważenie wykorzystania podatku od aktywów bankowych na zwiększenie zasobów BFG.
Mariusz Śpiewak: Na razie wymogi kapitałowe w stosunku do polskich banków są większe niż w innych krajach. Gdybyśmy porównali współczynniki wypłacalności w Polsce i w Unii Europejskiej, ale przykładając do naszych banków średnie rzeczywiste wagi ryzyka z krajów europejskich, okazałoby się, że u nas wskaźniki wypłacalności byłyby wyższe o parę dobrych punktów procentowych. To bardzo dużo z perspektywy możliwości kreowania dodatkowego biznesu i wyników sektora.
Brunon Bartkiewicz: Problemem jest to, że poszczególne podmioty, które odpowiadają za stabilność polskiego sektora, nie do końca widzą związek, jak ich indywidualne działania wkomponowują się w całość. Żaden z nich nie jest źródłem obecnej sytuacji. Źródłem jest to, że one wszystkie uderzają równocześnie. Dodałbym do tego oczywiście UOKiK i regulacje dotyczące ochrony konsumentów.
Obawiają się panowie konkurencji ze strony firm technologicznych na naszym rynku?
Zbigniew Jagiełło: To nie jest kwestia obawy. Widzimy wyzwania, jakie przed nami stoją. Klienci wybierają te rozwiązania technologiczne, które są dla nich łatwe. Problemem dla nas jest to, że my działamy w sektorze mocno regulowanym, a ci giganci – nie.
Gdy mocniej wejdą w finanse, pewnie też będą musieli występować o licencje bankowe.
Zbigniew Jagiełło: Podam przykład: jeśli elektroniczny portfel jest oferowany przez banki, to pieniądze podlegają gwarancjom BFG, jeśli przez firmy pozabankowe to już nie. Czy to jest równe traktowanie?
Cezary Stypułkowski: Globalizacja jest nieunikniona. Te firmy zawłaszczyły dużą część wyobraźni ludzi. Pomyślmy, skąd się wzięła regulacja RODO. Pewnie właśnie ze względu na GAFA. Ktoś zarabia na tym, że ja gdzieś kiedyś klinknąłem w jakiś link – teraz ciągle widzę związane z tym reklamy. RODO powinno mi pomóc się tego pozbyć. Ale gdzie to RODO w Polsce faktycznie przyjdzie? Pewnie tam, gdzie są pieniądze, czyli do nas. A przecież banki wyrastają z kultury dyskrecji. To jest sektor, który kulturowo ma wbudowane poczucie odpowiedzialności za dane.
Michał Krupiński: Na razie nie widzimy, żeby Google aplikował o licencję bankową na Litwie. Oceniam, że jednym z powodów, dla których amerykańskie firmy nie będą zbyt skore, żeby szybko wchodzić w Europie w produkty bankowe, jest nadzór Fedu. Ja pracowałem w amerykańskim banku i mogę powiedzieć, że Fed jest silnym regulatorem. Znamy przykład grupy GE, która prawdopodobnie również z tego powodu wycofała się z działalności finansowej. Ale są nie tylko Amerykanie. Tencent czy Alibaba w niektórych krajach europejskich już się mocno rozpychają. Jest jeszcze jeden element: są badania, z których wynika, że najmłodsze osoby mają o wiele większe zaufanie do firm typu Facebook niż do tradycyjnych instytucji finansowych. Więc uważam, że ryzyko ze strony GAFA w przyszłości istnieje.
Zaproszenie dla panów na debatę opatrzyliśmy hasłem: czy banki w Polsce przetrwają najbliższe 5 lat. Jaka jest odpowiedź na to pytanie?
Zbigniew Jagiełło: Te, które są reprezentowane przez osoby biorące w tej debacie, na pewno tak.
Joao Bras Jorge: Całe swoje życie zawodowe jestem związany z bankowością. Gdy zaczynałem prawie 30 lat temu już mówiło się, że banki będą niepotrzebne, bo usługi finansowe będą dostępne w supermarkecie. Zmieniło się to, że oddziały z 50 pracownikami zmieniły się w oddziały z pięcioma osobami, albo nawet mniej. I one rzeczywiście są w centrach handlowych. Dawniej trzeba było przyjść do oddziału albo zadzwonić do swojego doradcy. Dziś niemal wszystko można załatwić zdalnie. Doświadczenie podpowiada mi, że zmiany będą – tak samo jak w przeszłości. Choć mam poczucie, że – jak to się mówi – „teraz będzie inaczej”. Wiązanie usług finansowych z niefinansowymi, które oferują firmy technologiczne, przyczyni się do transformacji naszego sektora. Przy poprzednich falach zmian wiele banków znikło, ale jako sektor się utrzymaliśmy. Teraz może być inaczej, bo np. dochód z rachunku osobistego klienta nie musi wcale pokrywać pełnych kosztów związanych z jego utrzymaniem. Tym bardziej że z jednej strony nakłada się na nas istotne wymogi kosztowo-kapitałowe, a z drugiej – mamy do czynienia z deregulacją, która wystawia nas na konkurencję innych branż. Mam oczywiście nadzieję, że sprawdzi się prognoza Zbigniewa Jagiełło.
Michał Krupiński: W perspektywie pięciu lat banki z pewnością przetrwają. Natomiast jest kwestia, czy będą skutecznie spełniały swoją rolę w finansowaniu gospodarki. Czy będą miały odpowiednio duże kapitały, żeby wychodzić też na rynki zagraniczne i inwestować w technologię.
Mariusz Śpiewak: To w rzeczywistości pytanie, które banki przetrwają. W Polsce zostanie pewnie 6–7 dużych banków plus kilka banków specjalistycznych. Ale liczę, że będzie następował eksport polskiej bankowości na rynki zagraniczne. Jest ku temu potencjał, jeśli chodzi o kadry.
Cezary Stypułkowski: My mamy operacje na zewnętrznych rynkach. I muszę powiedzieć, że zdolność konkurowania na nich przy tych obciążeniach, które również dotyczą oddziałów zagranicznych, jest niska. Mógłbym otworzyć za granicą oddzielne banki. Ale koszt tego jest zbyt wysoki.
Mariusz Śpiewak: Ja ten eksport rozumiem szerzej: chodzi również o eksport polskich kadr i technologii. Są pomysły na budowę banków operujących w skali europejskiej, jest sporo takich inicjatyw. Konkurencja z GAFA w ciągu najbliższych 5–10 latach będzie dotyczyła głównie interakcji z klientem. Te firmy nie będą chciały wejść w reżim regulacyjny, ale będą stopniowo przejmowały interfejs z klientem. Myślę też, że w ciągu najbliższych pięciu lat nastąpi zakręt, jeśli chodzi o sektor bankowy w Polsce. W takiej sytuacji ofiary będą pociągały koszty. To spowoduje spadek rentowności. Co na końcu musi się przełożyć na ceny usług dla klientów.
Cezary Stypułkowski: Założenie, że banki, które tu siedzą, przetrwają kosztem pozostałych, jest dość niebezpieczne. Stopień współzależności uczestników rynku jest bardzo wysoki. Nam zależy na tym, żeby ten system był zbalansowany i bezpieczny. Jeśli pojawią się jakieś wyrwy, to one nas wszystkich dotkną.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama