Menedżer, niezgadzający się z wizją wspólników, jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie od podjęcia decyzji o rezygnacji z funkcji będzie ponosił odpowiedzialność. To efekt najnowszych zmian w przepisach.
ikona lupy />
Wieloletnie wątpliwości / DGP
O tym, w jaki sposób powinien złożyć rezygnację ostatni członek zarządu spółki kapitałowej, napisano co najmniej kilkadziesiąt artykułów naukowych oraz wydano drugie tyle orzeczeń. Wielokrotnie rozstrzygał to – i to w różny sposób – Sąd Najwyższy. Za sprawę wziął się wreszcie ustawodawca.
– Usankcjonował, z mocy prawa, więźniów spółki. Menedżerowie nie będą już mogli bez trudu odejść, choćby szczerze nie zgadzali się ze wspólnikami lub akcjonariuszami – recenzuje wiceprzewodniczący Trybunału Stanu Jerzy Kozdroń, wiceminister sprawiedliwości w latach 2013–2015.

Odpowiedzialność menedżera

Zmiany to pokłosie wejścia w życie 1 marca 2019 r. ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu wprowadzenia uproszczeń dla przedsiębiorców w prawie podatkowym i gospodarczym (Dz.U. z 2018 r. poz. 2244). Wprowadziła ona kilkadziesiąt korekt do kodeksu spółek handlowych. Jedną z najważniejszych jest to, że ostatni członek zarządu, aby jego rezygnacja była skuteczna, będzie musiał zwołać zgromadzenie wspólników lub walne zgromadzenie. Dopiero w dzień po wyznaczonym terminie posiedzenia (niezależnie od tego, czy się ono odbędzie) przestanie być menedżerem w spółce. W praktyce oznacza to, że odchodzący członek zarządu uwolni się od podmiotu najwcześniej po 15 dniach w przypadku spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i po 22 dniach, gdy chodzi o spółkę akcyjną. Przez ten czas osoba, która złożyła rezygnację, nadal będzie pełniła swą funkcję.
– Będzie też odpowiadała za długi spółki z o.o. na podstawie art. 299 k.s.h. czy za niezłożenie wniosku o ogłoszenie upadłości w terminie – przypomina Jerzy Kozdroń.
Doktor Mariusz Bidziński, szef departamentu prawa gospodarczego w kancelarii Chmaj i Wspólnicy, przyznaje, że rozumie intencje ustawodawcy. Chodzi o to, by nie stawiać wspólników lub akcjonariuszy w podbramkowej sytuacji, gdy dowiedzą się oni, iż z dnia na dzień spółka będzie pozbawiona sprawnych organów.
– Zarazem jednak wybrano rozwiązanie skrajnie niefortunne. Ochrona spółki nie powinna odbywać się z pogwałceniem praw menedżerów – uważa dr Bidziński. Prawnik wskazuje, że rezygnacja członka zarządu często wynika z niesnasek pomiędzy nim a wspólnikami. I tak jak w spółce akcyjnej nie będzie kłopotu, tak pojawi się on w spółce z o.o. Co bowiem w sytuacji, gdy członek zarządu chce odejść, gdyż nie zgadza się na wykonywanie poleceń wspólników? Powinien je wykonywać przez ponad dwa tygodnie czy ostentacyjnie lekceważyć? A co gdy menedżer ze wspólnikami różnią się w stanowiskach co do stanu niewypłacalności spółki i nie zgadzają się w kwestii złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości?
– Można też sobie wyobrazić przypadki, gdy menedżer ciężko zachoruje lub nie będzie miał głowy do spraw spółki z powodu choroby kogoś bliskiego. Ustawodawca powinien przewidzieć i takie sytuacje – zwraca uwagę Mariusz Bidziński. I dodaje przewrotnie, że wraz z rezygnacją oraz zwołaniem walnego najlepiej byłoby składać również wniosek o ogłoszenie upadłości, by nie narażać się na ryzyko.

Ochrona wierzycieli

Ale są też prawnicy, którzy kłopotu w zatrzymaniu menedżera w spółce nie widzą. Przykład? Doktor Patryk Filipiak, starszy partner w kancelarii FilipiakBabicz.
– Oczywiście zmiana dokonana przez ustawodawcę opiera się na ważeniu wartości. Może być postrzegana jako ograniczająca prawa menedżerów. Ale jednocześnie, moim zdaniem, to ograniczenie jest dopuszczalne i uzasadnione potrzebą ochrony interesariuszy spółki, w tym przypadku jej wierzycieli – mówi. Doktor Filipiak przyznaje, że rzeczywiście członek zarządu w okresie między złożeniem rezygnacji a chwilą, w której stanie się ona skuteczna, zachowuje mandat, a zatem ponosi odpowiedzialność.
– Nie widzę w tym jednak nic złego. Ustawodawca musi chronić interesy wierzycieli, a odchodzący menedżer zdaje sobie przecież sprawę ze swoich obowiązków. Jeśli spółka jest wypłacalna, nie musi on składać wniosku o ogłoszenie upadłości. Jeśli zaś są ku temu przesłanki, wniosek oczywiście złożyć należy w terminie 30 dni od ich zaistnienia. Gdyby uznać, że członek zarządu odchodzi wraz z chwilą złożenia rezygnacji, utracilibyśmy istotny mechanizm ochrony praw wierzycieli – spostrzega dr Filipiak.
Jerzy Kozdroń przyznaje, że stworzenie przepisów, które zabezpieczałyby wszystkich – i menedżerów, i spółkę, i wierzycieli – byłoby skrajnie trudne, a być może nawet niemożliwe.
– Powinniśmy natomiast trzymać kciuki za to, by sądy rozsądnie podchodziły do odpowiedzialności menedżera w okresie „uwięzienia”. Na przykład, gdy ktoś składa rezygnację z powodu ciężkiej choroby, nie należy mu przypisywać odpowiedzialności za długi spółki powstałe w czasie schorzenia, a jeszcze przed formalnym odejściem ze spółki – zauważa Jerzy Kozdroń.
Ostatnie tygodnie to jednak kiepska passa dla profesjonalnych menedżerów. Z niedawno wydanej przez Sąd Najwyższy uchwały (sygn. akt III CZP 78/18) wynika, że członkowie zarządu ponoszą odpowiedzialność za zobowiązania spółki z o.o. nawet wtedy, gdy te powstały po złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości, a do zadłużenia doprowadził syndyk. Wystarczy, że zobowiązania powstaną w związku z działaniami spółki do chwili złożenia wniosku.