Zawarte kontrakty zrealizowane, nowych zamówień coraz mniej, więc ograniczamy aktywność.
PMI to badanie koniunktury, prowadzone przez firmę Markit wśród menedżerów przemysłowych w Polsce i w innych krajach europejskich. Najnowszy wynik jest dla nas słaby, znacznie gorszy nie tylko od tego listopadowego, ale też poniżej oczekiwań krajowych ekonomistów. Indeks PMI tworzony na podstawie ankiet spadł bowiem do 47,6 pkt z 49,5 pkt miesiąc wcześniej. A prognozy wskazywały na lekki wzrost do 49,8 pkt.
Wartość indeksu powinna być papierkiem lakmusowym, wskazującym, czego możemy się spodziewać w twardych danych, zwłaszcza o produkcji przemysłowej. Jeśli spada poniżej 50 pkt, oznacza to, że mniej niż połowa pytanych menedżerów spodziewa się zwiększenia produkcji w firmach. Dlatego pułap 50 pkt jest uważany za granicę między wzrostem a ograniczeniem aktywności sektora przemysłowego. Grudniowy odczyt jest najgorszy od kwietnia 2013 r., czyli od czasów, gdy polska gospodarka stała na granicy recesji (wzrost PKB wynosił niewiele ponad zero). W niektórych składowych badania tak źle nie było od dziewięciu lat, a więc od najgorszych dni ostatniego globalnego kryzysu finansowego. Chodzi przede wszystkim o oceny liczby nowych zamówień.
Według przedsiębiorców nowych zamówień jest obecnie znacznie mniej, i to nie tylko z zagranicy, ale też z kraju. „Składowa dla nowych zamówień ogółem ukształtowała się poniżej składowej dla nowych zamówień eksportowych po raz pierwszy od lipca 2017 r. Oznacza to, że zamówienia krajowe obniżyły się silniej niż zamówienia zagraniczne” – zwracają uwagę ekonomiści banku Crédit Agricole w komentarzu do wyników badania. Co oznacza ich zdaniem, że słabnie nie tylko popyt zagraniczny, ale też krajowy.
Z tym pierwszym zjawiskiem eksperci oswajają się już od jakiegoś czasu, bo pogorszenie koniunktury na zachodzie Europy, zwłaszcza w Niemczech, jest już widoczne. Wskazują na nie zresztą ostatnie indeksy PMI dla niektórych krajów, w tym ze strefy euro. Na przykład niemiecki obniżył się z 51,8 pkt w listopadzie do 51,5 pkt w grudniu. Z kolei Francja zaliczyła spadek do 49,7 pkt z 50,8 pkt miesiąc wcześniej. Poniżej granicy między poprawą koniunktury a dekoniunkturą znalazły się też Włochy (49,2 pkt) oraz Czechy (49,7 pkt).
O ile spadek popytu zagranicznego jest regularnie omawiany w ekonomicznych raportach, o tyle mniej zamówień na rynku krajowym to nowość. Crédit Agricole tłumaczy to problemami z pozyskaniem pracowników. Może być np. tak, że niedostatek zatrudnionych w firmach budowlanych powoduje, że przedsiębiorstwa te nie przystępują do przetargów, co jest pośrednią przyczyną mniejszych zamówień z ich strony.
Inna sprawa to rosnące koszty, które ograniczają aktywność przedsiębiorstw. To, że rentowność działalności nie rosła mimo bardzo dobrej koniunktury, wiemy z innych danych, np. tych o wynikach dużych firm. Według ostatnich danych po III kw. 2018 r. rentowność obrotu w dużych firmach była najniższa od sześciu lat, jej wskaźnik wynosił 4,2 proc. Oznacza to tyle, że firmom rosną koszty, co pożera ich marże.
Eksperci analizują, czy czarnowidztwo w firmach przełoży się na rzeczywistą wielkość produkcji i pośrednio na tempo wzrostu PKB. Analitycy Banku ING uważają, że raczej będzie ono miało umiarkowany wpływ na wyniki w grudniu. Ich zdaniem wzrost produkcji mógł przyspieszyć z 4,7 proc. do 7,3 proc., choć głównie dzięki efektom statystycznym.
„Na razie silna korekta PMI z ostatnich miesięcy ma niewielkie przełożenie na dane o aktywności gospodarczej za IV kw. 2018 r. Jednak skala spadków indeksów nowych zamówień, w tym zamówień eksportowych, wskazuje, że gospodarki naszych głównych partnerów handlowych mocno hamują, co z opóźnieniem przełoży się również na tempo PKB w Polsce” – napisali ekonomiści ING w swoim raporcie. Ekonomiści PKO BP też zwracają uwagę, że w ostatnim czasie to, co widać w badaniach PMI, ma luźny związek z rzeczywistą dynamiką PKB. Ich zdaniem możliwa jest powtórka z lat 2011–2012, kiedy załamanie w światowej gospodarce było niwelowane przez mocny popyt wewnętrzny, w tym inwestycje publiczne.