Towarzystwa głośno nie mówią o powrocie wojny cenowej, ale po cichu się jej obawiają.
Klientka, która w tym roku miała jedną szkodę, dostaje polisę OC tańszą o 200 zł niż rok wcześniej. Właściciel Passata 2.0, który w zeszłym roku płacił za OC 817 zł i jeździł bezszkodowo, w tym roku dostał ofertę za 477 zł, a właściciel Toyoty RAV4 2.0 po ubiegłorocznej składce 550 zł w tym roku zapłacił za OC jedynie 350 zł. To przykłady, którymi wymieniają się agenci na zamkniętym forum w serwisie społecznościowym, dyskutując o powrocie wojny cenowej w komunikacyjnym ubezpieczeniu OC.
Narastającą konkurencję cenową widać w opublikowanych przez Polską Izbę Ubezpieczeń (PIU) wynikach towarzystw w pierwszych trzech kwartałach 2018 r. Odszkodowania i świadczenia wypłacone brutto z OC wyniosły 6,6 mld zł. To wzrost o 4,2 proc. w skali roku. W tym czasie zebrana składka wzrosła o 3,2 proc., do 11,4 mld zł. Średnia składka z rocznej umowy OC w III kwartale 2018 r. wyniosła 568,7 zł. To wprawdzie zaledwie o 0,1 proc. mniej niż rok wcześniej, ale w tym czasie urosła średnia szkoda. Jej wartość wyniosła 7428 zł, czyli 3 proc. więcej niż rok wcześniej.
Oficjalnie ubezpieczyciele nie mówią o wojnie. Po cichu przyznają, że z niepokojem przyglądają się temu, co dzieje się na rynku.
ikona lupy />
Wynik branży ubezpieczeniowej na sprzedaży OC komunikacyjnego / DGP
– Cały rok 2018 r. to wyhamowywanie wzrostu składki w obowiązkowych ubezpieczeniach komunikacyjnych OC. W tej chwili nie toczą się prace nad regulacjami, które mogłyby w sposób nagły zwiększyć koszty odszkodowań i świadczeń. To z kolei zmniejsza prawdopodobieństwo nagłego wzrostu cen – tłumaczy Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Pośrednicy jednak nie mają złudzeń.
– Dane PIU ukazujące zmniejszającą się dynamikę wartości przypisu składki za obowiązkowe ubezpieczenia komunikacyjne potwierdzają to, co obserwujemy niejako oddolnie, czyli systematyczny spadek cen OC – mówi Maciej Kuczwalski, ekspert multiagencji CUK Ubezpieczenia. – Możemy wyraźnie zaobserwować, że ceny stopniowo wracają właśnie do poziomu sprzed dwóch lat, kiedy to podwyżki były w początkowej fazie. Odbija się to wyraźnie na wynikach towarzystw. Jak pokazują dane PIU, w I kwartale mogliśmy mówić o 6,77-proc. wzroście rok do roku przypisu składki OC, tymczasem w III kwartale mówimy już o 0,1 proc. spadku rok do roku – dodaje.
Ubezpieczyciele obawiają się powrotu wojny cenowej, która w ciągu 10 lat kosztowała ich 7 mld zł. Dopiero skokowe podwyżki cen polis OC w 2016 i 2017 r., sięgające nawet 50 proc., pozwoliły ponownie zarabiać na OC.
Wydawało się, że towarzystwa wyciągnęły wnioski z dawnych błędów. Co chwila jednak któreś z nich oferuje atrakcyjne zniżki dla jakiejś grupy klientów i konkurencja się nakręca. Problemy są też z ubezpieczycielami z zagranicy. Na przykład Gefion, oddział duńskiego ubezpieczyciela, który oferuje bardzo atrakcyjne ceny, zdobył ponad 1 proc. rynku, mimo że multiagencje niechętnie sprzedają te polisy, a niskim cenom towarzyszą problemy z likwidacją szkód.
Towarzystwa w różny sposób oceniają, czy ryzyko związane z danym klientem jest duże.
– Każdy klient, który porówna ceny w kilku czy kilkunastu zakładach ubezpieczeń, znajdzie OC w stosunkowo niskiej oraz niekiedy bardzo wysokiej cenie. Ubezpieczyciele stosują z reguły te same kryteria w procesie kalkulacji składki, ale nadają im różne znaczenie, zależnie od swojego podejścia do wyceny składek – podkreśla Jakub Nowiński, członek zarządu w multiagencji Superpolisa Ubezpieczenia.
Większość ekspertów nie przewiduje w najbliższych miesiącach radykalnej korekty stawek. Spodziewają się natomiast obniżek dla długoletnich klientów o długim stażu bezszkodowej jazdy.
– Nie można jednak wykluczyć, że poszczególni gracze zdecydują się na ogólne obniżki stosowanych taryf – mówi Łukasz Zoń, prezes Stowarzyszenia Polskich Brokerów Ubezpieczeniowych i Reasekuracyjnych. – Z taką sytuacją możemy mieć do czynienia w momencie, kiedy w procesie decyzyjnym na pierwszym miejscu zostaną znowu postawione kwestie marketingowe związane z osiągnięciem udziału w rynku, zamiast twardej kalkulacji wynikającej z rachunku technicznego – dodaje Zoń.