Kraje Eurolandu nie mogą się porozumieć co do wspólnego budżetu strefy euro.
O pogłębioną integrację w unii walutowej zabiega francuski prezydent Emmanuel Macron. Ale silniejsze powiązanie krajów dysponujących euro może oznaczać marginalizację państw, które go nie mają. Dlatego polski rząd niepokoją plany zbliżenia krajów Eurolandu. Ale wczoraj z Brukseli płynęły potencjalnie dobre dla Polski wieści.
Po ponad roku rozmów eurogrupie nie udało się osiągnąć porozumienia. Agencja Reutera dotarła do ustaleń ministrów finansów krajów strefy euro, z których wynika, że państwa dają sobie kolejne pół roku na dogranie szczegółów. Przez ten czas prace mają być kontynuowane na poziomie eksperckim.
Wśród krajów Eurolandu nie ma zgody co do dwóch kluczowych spraw: wspólnego budżetu strefy euro oraz europejskiego systemu gwarantowania depozytów. Ten ostatni jest brakującym ogniwem unii bankowej. EDIS (European Deposit Insurance Scheme) ma zapewnić większą ochronę pieniędzy deponentów w europejskich bankach poprzez połączenie krajowych systemów gwarantowania depozytów. Jak donosi Reuters, w tej kwestii nieufność pomiędzy krajami strefy euro jest tak duża, że nie mogą się one nawet zgodzić co do „mapy drogowej” politycznych negocjacji nad EDIS.
Przeciągną się także rozmowy na temat wspólnego budżetu strefy euro. Tu powodem opóźnienia są rozbieżności dotyczące tego, jak zapewnić stabilność eurolandu w sytuacjach kryzysowych. Największe obawy mają kraje Północy, które chcą większej odpowiedzialności rządów narodowych za zarządzanie gospodarką. Wspólny budżet w wydaniu Macrona oznaczałby uwspólnotowienie takiej odpowiedzialności.
Chociaż nikt nie oczekiwał przełomu, to niedawno spotkanie Macrona z Angelą Merkel zapowiadało bardziej optymistyczne zakończenie wczorajszych rozmów ministrów finansów w Brukseli. Francuski przywódca odwiedził Berlin w połowie listopada. Udało mu się wtedy od niemieckiej kanclerz uzyskać zapewnienie, że pieniądze ze wspólnego budżetu posłużą gospodarkom do przezwyciężania kryzysów. Macron zgodził się za to, by budżet strefy euro był częścią tego negocjowanego dla nowej perspektywy bud żetowej całej UE, co oznacza, że będą się musiały na niego zgodzić wszystkie kraje członkowskie. Co prawda przywódcy Francji i Niemiec nie ustalili kluczowej kwestii dotyczącej wielkości budżetu strefy euro, ale zgodzili się, że będzie on finansowany m.in. z podatku od transakcji finansowych. Taka danina istnieje już we Francji, w Grecji, Belgii i we Włoszech; w pozostałych krajach miałaby zostać dopiero wprowadzona. O pomyśle mieli wczoraj rozmawiać ze swoimi odpowiednikami ministrowie finansów: Francji Bruno Le Maire oraz Niemiec Olaf Scholz.
Berlin przez długi czas był sceptyczny wobec planów Macrona. Momentem przełomowym było spotkanie przywódców w Mesebergu w czerwcu tego roku, gdy niemiecka kanclerz dała zielone światło Macronowi i jego planowi reform. Ostatnio poparła też inny forsowany przez niego pomysł – utworzenia europejskiej armii.
Wczorajsze wieści z Brukseli pokazują, że do postulatów Macrona nie są przekonane inne państwa strefy euro. A i tak dyskutowane teraz rozwiązania to tylko niewielka część planu francuskiego prezydenta, który wcześniej chciał, by budżet stanowił kilka procent PKB eurostrefy, co oznaczałoby setki miliardów euro.