Instytucja sprzeciwia się powiązaniu wypłaty unijnych środków z praworządnością. W batalii o pieniądze z nowego budżetu UE, w której kluczową rolę odegrają premier Mateusz Morawiecki i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, Warszawa nieoczekiwanie zyskała ważnego sojusznika.

Jak wynika z dokumentów, które ma DGP – służby prawne Rady UE kwestionują pomysł Komisji Europejskiej, zakładający obcinanie funduszy dla krajów, które mają problemy z praworządnością. Ma to być niezgodne z unijnymi traktatami. To nie pierwszy przypadek, gdy prawnicy Rady podzielają stanowisko polskiego rządu. Wcześniej kwestionowali legalność procedury ochrony praworządności zastosowanej przez Komisję.

Redakcja DGP dysponuje unijnym dokumentem, z którego wynika, że Rada UE (skupiająca ministrów krajów członkowskich) ma wątpliwości wobec proponowanego przez Komisję Europejską mechanizmu powiązania unijnych funduszy z praworządnością. Cała procedura ma zacząć obowiązywać w nowej perspektywie finansowej po 2020 r. Da ona możliwość zablokowania środków z europejskiej kasy tym krajom, które – według KE – naruszają zasady państwa prawa.
Z opinii służb prawnych Rady UE wynika, że delegacje krajów członkowskich podniosły wątpliwości co do podstaw prawnych pomysłu KE we wrześniu, na spotkaniu grupy roboczej. Została ona powołana w związku z trwającymi negocjacjami nad budżetem UE. Potem unijni prawnicy sporządzili na ten temat ekspertyzę. Zastrzeżenia dotyczą m.in. sposobu procedowania. Zgodnie z projektem decyzja o zawieszeniu wypłat dla jednego z państw członkowskich ma zapadać w głosowaniu odwróconą większością kwalifikowaną. Oznacza to, że wniosek o zablokowanie funduszy przechodzi, jeśli nie uda się go obalić głosami w stosunku, który trudniej uzyskać. Co prawda unijni prawnicy wskazali, że traktat przewiduje taką możliwość, ale zaznaczają, że może to nastąpić tylko pod pewnymi warunkami.
Obawy wywołuje także prawna kolizja nowego mechanizmu z procedurami zapisanymi już w traktacie. Przewidują one określone ścieżki postępowania z krajami członkowskimi naruszającymi zasady praworządności. Jest to m.in. dobrze Polsce znana procedura art. 7. Nowy mechanizm blokowania unijnych funduszy może stanowić środek zastępczy dla tej procedury. – Jest to o tyle ważne, że system sankcji wobec państw, przewidziany traktatami unijnymi, jest zamknięty – zwraca uwagę prof. Robert Grzeszczak z Uniwersytetu Warszawskiego.
ikona lupy />
DGP
Ekspert od prawa międzynarodowego spodziewa się, że tuż po przyjęciu rozporządzenia ustanawiającego nowy mechanizm może ono zostać zaskarżone do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Chętnych zapewne nie będzie brakować. Pierwsze mogą być Polska lub Węgry, które od kilku lat prowadzą spór z Komisją. Tajemnicą poliszynela jest to, że pomysł rozporządzenia powstał, gdy okazało się, że Unia nie dysponuje skutecznymi narzędziami umożliwiającymi dyscyplinowanie obu tych krajów. Zastrzeżenia, które zrodziły się w Radzie, pokazują jednak, że państw, które mają wątpliwości, jest więcej.
To nie pierwszy raz, gdy działania Komisji Europejskiej są kwestionowane przez Radę. Tak też było w przypadku procedury praworządności zastosowanej po raz pierwszy dwa lata temu wobec Polski, gdy PiS przeprowadzał zmiany w Trybunale Konstytucyjnym. Rada UE zakwestionowała go, gdy tylko KE powołała go do życia. Zarzucano wtedy Komisji, że przypisuje sobie uprawnienia niemające umocowania w traktatach. Unijni prawnicy – podobnie jak w przypadku mechanizmu warunkowości – zastrzegali, że jedynym środkiem dyscyplinowania krajów członkowskich jest art. 7.
Polski rząd zna opinię Rady i liczy, że co najmniej wpłynie ona na modyfikację pomysłów Komisji. Warszawa wprawdzie nie kwestionuje wprowadzenia takiego rozwiązania, jednak wytyka arbitralność kryteriów. Zdaniem naszego rządu, gdyby weszło ono w życie, powinno być jasno zapisane, co rodzi ryzyko utraty środków unijnych. To stawiałoby jednak w kłopotliwej sytuacji Komisję Europejską, bo niektóre kraje mogłyby potraktować pomysł jako ingerencję w ich model wymiaru sprawiedliwości. Na przykład Komisja kwestionuje w ramach postępowania w ramach art. 7 zmiany w polskiej Krajowej Radzie Sądownictwa polegające na wyborze nowego składu KRS przez Sejm. Gdyby zakwestionować ten model, to Komisja musiałaby zakwestionować podobną zasadę w Hiszpanii (choć tamtejsza procedura jest bardziej skomplikowana, a kandydat musi uzyskać większość 3/5 w parlamencie).
Polska – podobnie jak Rada – uważa też, że Komisja uzurpuje sobie uprawnienia, które nie wynikają z traktatów. Krytycznie ocenia także pomysł wprowadzenia decyzji odwróconą większością kwalifikowaną. – Liczymy, że ta opinia spowoduje w Komisji refleksję i zmiany w tym rozwiązaniu – mówi nam osoba z rządu.
Opinia znana jest także w Parlamencie Europejskim, który ma w tej sprawie głos. Na razie praca nad dokumentem trwa w komisjach. Poseł PO Jan Olbrycht mówi, że samo rozwiązanie nie budzi sprzeciwu, a dyskusja dotyczy szczegółów. Chodzi o doprecyzowanie kryteriów, kiedy występuje zagrożenie w wymiarze sprawiedliwości, stwarzające zagrożenie dla prawidłowego wydawania unijnych środków.
– Europejska Partia Ludowa nie sprzeciwia się takiemu instrumentowi. Ale walczyliśmy o to, by wpisać, że jeśli taka procedura wejdzie w życie, to trzeba chronić końcowych beneficjentów, czyli firmy, uczelnie czy samorządy – podkreśla Jan Olbrycht. Jednocześnie w PE pojawiły się pomysły, by rozszerzyć rozporządzenie nie tylko na kwestie wymiaru sprawiedliwości, ale także wszystkich unijnych wartości. Decyzja parlamentu ma być znana w ciągu kilku tygodni.