Czy czujesz, że medialne rozważania na temat państwa dobrobytu są nieznośnie płytkie? Czy irytuje cię pogardliwe określenie „socjal”, za którym zazwyczaj idzie zarzut, że ktoś kogoś czymś „kupił”. A może masz już dosyć odsyłania cię do Wenezueli albo na Kubę za każdym razem, gdy próbujesz powiedzieć, że dzielenie dochodu narodowego to ważne zadanie stojące przed politykami demokratycznego kraju? Jeśli odpowiedziałeś „tak” przynajmniej na niektóre z tych prostych pytań, to mam książkę w sam raz dla ciebie.
Czy czujesz, że medialne rozważania na temat państwa dobrobytu są nieznośnie płytkie? Czy irytuje cię pogardliwe określenie „socjal”, za którym zazwyczaj idzie zarzut, że ktoś kogoś czymś „kupił”. A może masz już dosyć odsyłania cię do Wenezueli albo na Kubę za każdym razem, gdy próbujesz powiedzieć, że dzielenie dochodu narodowego to ważne zadanie stojące przed politykami demokratycznego kraju? Jeśli odpowiedziałeś „tak” przynajmniej na niektóre z tych prostych pytań, to mam książkę w sam raz dla ciebie.
Praca ekonomistki Stanisławy Golinowskiej nie została oczywiście pomyślana jako rynkowy bestseller. Wydała ją Fundacja Batorego w ramach swojej think tankowej działalności. Byłoby jednak z wielką szkodą dla wszystkich, gdyby ta 150-stronicowa książka trafiła tylko na eksperckie półki. Golinowska tłumaczy tu parę fundamentalnych rzeczy na temat współczesnego państwa dobrobytu, które każdy poznać powinien. Zwłaszcza jeśli lubi zabierać głos w niekończącej się dyskusji (w mediach klasycznych, społecznościowych i między ludźmi) o roli państwa w gospodarce i o dzieleniu owoców wzrostu.
/>
Jaki ma być welfare state? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy wpierw wiedzieć, jak jest dziś. A jest różnie. Golinowska wychodzi od kanonicznego dla nauk społecznych podziału zaproponowanego jeszcze w latach 90. przez Gøstę Espinga-Andersena. Duńczyk podzielił wtedy realnie istniejące państwa opiekuńcze na trzy typy: liberalny, konserwatywny i socjaldemokratyczny. Ten pierwszy ma wąski zakres redystrybucji na cele społeczne (za to chętnie redystrybuuje środki publiczne w kierunku biznesu). Utowarowienie (praca, mieszkanie) wszystkiego jest znaczne, a świadczenia kierowane są do najbardziej potrzebujących. Tylko żeby broń Boże nie rozleniwiać. Liberalny welfare state rozwinął się najmocniej w świecie anglosaskim. Typ konserwatywny wywodzony jest od Bismarcka i nadal kojarzony z Niemcami. Tu zabezpieczenie społeczne jest rodzajem ubezpieczenia. Uprawnienia do świadczeń nabywa się poprzez pracę (kult etatu). Trzeci, tzw. socjaldemokratyczny model, to tradycyjnie Skandynawia. Z szerokim zasięgiem usług publicznych o charakterze powszechnym (bez kryteriów dochodowych). Opiera się to na wysokich podatkach i wysokim stopniu partycypacji zawodowej mocno wyemancypowanych kobiet.
Ten podział pozwala uporządkować przynajmniej podstawowe kategorie i uciec przed irytującym spłyceniem rozmowy do fałszywej alternatywy oszczędności i rozdawnictwa. Od czasów, gdy Esping-Andersen stworzył swoje trzy modele, minęło jednak sporo czasu. Nakręciła się globalizacja i neoliberalizm zaliczył swój zenit zakończony spektakularnym krachem 2008 r. Ważną rolę odegrało też poszerzenie Unii Europejskiej (albo „starego Zachodu”) o nowe kraje, takie jak Polska. Wszystko to sprawiło, że zachodni welfare state zaczął ewoluować. I właśnie to opisała w swojej książce Stanisława Golinowska.
/>
Pokazała hybrydyzację poszczególnych systemów. I tak w Wielkiej Brytanii po dwóch dekadach „blairyzmu” i „cameronizmu” realizowane jest dziś liberalno-socjalne państwo dobrobytu. Holenderski welfare state jest zaś socjaldemokratyczno-liberalno-konserwatywny. Z kolei Niemcy i Skandynawia (Szwecja, Dania) bronią swoich modeli z zaskakująca skutecznością. A południe Europy? A Wschód wraz z Polską? Golinowska i na te pytania próbuje odpowiedzieć, co czyni jej pracę niezwykle pouczającą. Jeśli możecie, nie przegapcie tej broszury. Bardzo ułatwi wam poważną rozmowę o fundamentalnych dla naszej wspólnoty sprawach.
Reklama
Reklama