Straszenie konsumentów chlebem za 10 zł to przesada. Ale niemal pewne są duże podwyżki cen masła – uważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Straszenie konsumentów chlebem za 10 zł to przesada. Ale niemal pewne są duże podwyżki cen masła – uważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Dotąd konsumenci za masło płacili najwięcej w październiku 2017 r. – 7,08 zł za kostkę. Od tego czasu z każdym miesiącem było tylko taniej. Aż do maja tego roku, kiedy wrócił trend wzrostowy. Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ) średnia cena detaliczna wynosi teraz niemal 6 zł.
Masło drożeje też na giełdach Europy Zachodniej. W styczniu kosztowało 4105 euro za tonę, a w czerwcu już o blisko połowę drożej – 6129 euro. W dużej mierze jest to efekt utrzymującego się dużego zapotrzebowania na ten tłuszcz na świecie, głównie w krajach rozwijających się, a szczególnie w Chinach. Do tego dochodzą problemy na rynku zbóż. Ich zbiory z powodu suszy będą w tym roku mniejsze. W Polsce – jak prognozuje GUS – spadną o 14 proc. Problemy z dostępem do pasz mogą mieć rolnicy w całej Europie. – Część hodowców będzie to sobie rekompensowała zmniejszeniem stada lub mniejszymi racjami dla zwierząt, a to może przyczynić się do mniejszej wydajności krów – uważa Edward Bajko, prezes Spółdzielczej Mleczarni Spomlek.
Wprawdzie w pierwszym półroczu skup mleka w kraju był o 3,6 proc. większy niż przed rokiem, ale zdaniem ekspertów IERiGŻ druga połowa może być gorsza. A mniej mleka oznacza wzrost jego cen i kosztów wytwarzania z niego innych produktów.
Eksperci zwracają uwagę, że podaż mleka może zostać ograniczona również z innej przyczyny. – Jeśli zacznie go brakować za granicą, polscy producenci mogą zwiększyć jego eksport, bo to może być dla nich bardziej opłacalne – mówi Andrzej Gantner.
Do powyższych czynników, które mogą w tym roku podbijać cenę masła, w tym roku prezes Bajko dodaje jeszcze inny: – Mamy do czynienia ze zmniejszeniem produkcji przez największych eksporterów.
Mowa o Nowej Zelandii, ale też Polsce, która dziś jest piątym producentem masła w Unii Europejskiej, po Niemczech, Francji, Holandii i Irlandii. Ograniczają produkcję, bo stawała się ona coraz mniej opłacalna. Wprawdzie jest popyt na masło, ale przy okazji jego wytwarzania powstaje chude mleko w proszku, na które nie ma chętnych – magazyny producentów pękają w szwach. – W UE po skupie interwencyjnym pozostaje w zapasie 280 tys. ton mleka w proszku, które może spożytkować tylko przemysł spożywczy. Jest ono wykorzystywane do wytwarzania słodyczy, jogurtów czy lodów – tłumaczy Piotr Szajner z IERiGŻ.
Przemysł nie potrzebuje go więcej, odkąd ma dostęp do jego substytutu. Mowa o proszku serwatkowym, który powstaje przy okazji produkcji serów. A w ubiegłym roku tylko w kraju powstało niemal 331 tys. ton serów dojrzewających i 451 tys. ton świeżych. W 2016 r. ich produkcja wynosiła odpowiednio 321 tys. ton i 441 tys. ton.
To sprawia, że zapasy mleka w proszku nie topnieją, a ceny wciąż utrzymują się na niskim poziomie, czyniąc produkcję masła mniej opłacalną.
– Wzrost cen na masło i sery będzie mocnym sygnałem do wzrostu cen na wszystkie produkty mleczarskie, bo to jest system naczyń połączonych – dodaje Edward Bajko. Takie podwyżki mogą jego zdaniem nastąpić w ciągu najbliższych trzech miesięcy
Profesor Krystyna Świetlik z IERiGŻ przewiduje, że nie powinny one być jednak większe niż kilka procent rok do roku.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama