UE podpisze dziś największą umowę handlową w swojej historii – z Japonią.
Porozumienie, które dzisiaj zostanie podpisane w Tokio, utworzy największą strefę wolnego handlu na świecie odpowiadającą za blisko 30 proc. światowego PKB. Umowa umożliwi europejskim firmom dostęp do blisko 130 mln konsumentów z najbardziej zasobnym portfelem na świecie. W Polsce najwięcej może zyskać rolnictwo. Dobre perspektywy ma również – według Konfederacji Lewiatan – sektor maszyn rolniczych.
Zniesienie japońskich ceł – jak policzyła UE – może przynieść europejskim przedsiębiorcom wysyłającym towary do Japonii oszczędności w wysokości nawet 1 mld euro rocznie. Umowa z Japonią to jednak przede wszystkim zniesienie lub radykalne ograniczenie barier administracyjnych, które utrudniały europejskim firmom dostęp do japońskiego rynku. Przedsiębiorcy narzekali na różnice w standardach i koszty wynikające z dostosowywania się do japońskich norm. Dlatego Japonia – chociaż jest trzecim na świecie rynkiem konsumenckim – była do tej pory dopiero siódmym rynkiem zbytu dla Europy.
Jeszcze gorzej wyglądają liczby dotyczące polskiego eksportu do Japonii, który stanowi 0,3 proc. naszego eksportu. Tymczasem Konfederacja Lewiatan szacuje, że po wejściu w życie umowy eksport może wzrosnąć o 10 proc. – W szczególności sektor spożywczy ma szansę na ekspansję. Japoński sektor rolny trapi kombinacja niskiej produktywności, zawyżonego poziomu wsparcia rolniczego będącego obciążeniem dla japońskich podatników oraz niedoboru gruntów rolnych (stanowią 11 proc. powierzchni) – komentuje ekspert Konfederacji Lewiatan ds. międzynarodowych Maciej Drozd. Obecnie samowystarczalność spożywcza kraju szacowana jest na 39 proc. i większość jedzenia pochodzi z importu. Ekspert zauważył też, że w Japonii następuje zmiana nawyków konsumenckich w kierunku bardziej zachodniego stylu. To szansa dla producentów mięsa, nabiału czy żywności ekologicznej.
Drozd zwraca uwagę, że ze względu na gwałtowne starzenie się Japończyków w 2020 r. ponad połowa rolników będzie w wieku powyżej 70 lat. – Istnieje olbrzymi popyt na urządzenia usprawniające prace rolne oraz trwają prace nad pełną automatyzacją rolnictwa, która stanowi realizację założeń przemysłu 4.0. W związku z tym polski sektor maszyn rolniczych również ma szansę na wzrost eksportu do Japonii – dodał ekspert Lewiatana.
/>
Rolnictwo stanowiłoby stosunkowo nowy obszar polskiego eksportu do Japonii, bo do tej pory producenci napotykali na wyśrubowane standardy. Teraz ma się to zmienić, bo w dniu wejścia w życie umowy zniesione zostaną cła na 90 proc. produktów rolno-spożywczych. Zostaną zniesione obostrzenia dotyczące eksportu do Japonii wieprzowiny, której zbyt na tym rynku utrudniały 43-proc. cło i skomplikowane procedury. Obowiązujące dziś 38,5 proc. cła na wołowinę mają zostać obniżone do 9 proc. w ciągu 15 lat.
Na umowie skorzystają też producenci win i napojów alkoholowych, bo zniesione zostaną obowiązujące do tej pory cła w wysokości 15 proc.
Polski rząd liczy na powtórzenie sukcesu umowy UE z Koreą Południową, nasz eksport do tego kraju podwoił się od wejścia w życie porozumienia w 2011 r. – Liczymy, że z Japonią będzie podobnie, a nawet lepiej, bo rynek jest trzy razy większy – słyszymy w resorcie przedsiębiorczości.
Porozumienie zniesie też utrudnienia w dostępie europejskich firm do rynku zamówień publicznych, czym mogą być zainteresowani dostawcy taborów w transporcie kolejowym i miejskim.
Większe nadzieje z umową wiąże sektor motoryzacyjny. Komisja Europejska przewiduje, że może ona przynieść korzyści podobne do porozumienia z Koreą. Eksport samochodów do tego kraju z UE potroił się w czasie czterech lat – z 2 do 6 mld euro. A liczba aut sprowadzanych z Korei do Europy wzrosła tylko o 13 proc.
Japonia zobowiązała się, że dostosuje swoje normy dotyczące samochodów do standardów UE. Dlatego europejscy producenci będą mogli sprzedawać takie same samochody na naszym rynku i na rynku japońskim. To też dobra wiadomość dla polskiej gospodarki, bo wzrost liczby sprzedanych aut oznacza wzrost zamówień podzespołów w naszych fabrykach.
Na korzystne efekty umowy liczy też wiceminister przedsiębiorczości Tadeusz Kościński. – Polska gospodarka, bardzo mocno powiązana z gospodarkami państw członkowskich UE, będzie korzystać na wzroście eksportu towarów z innych państw UE do Japonii – podkreśla.
Dzisiaj Japonia i UE będą chciały wysłać pozytywny sygnał dotyczący wolnego handlu. Paradoksalnie to Donald Trump przyczynił się do sukcesu, który dzisiaj w Tokio przypieczętują japoński premier Shinzō Abe oraz z UE – Donald Tusk i Jean-Claude Juncker. Rozmowy między Brukselą a Tokio toczyły się ze zmiennym szczęściem od 2013 r. Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marek Wąsiński przypomina, że Unii szczególnie zależało na umowie z Japonią, gdy negocjowane było porozumienie transpacyficzne o wolnym handlu lansowane przez prezydenta USA Baracka Obamę. – W ten sposób UE chciała uchronić europejskich przedsiębiorców przed pogorszeniem dostępu do rynku względem konkurentów z USA. Dla Japonii obie umowy – z UE i z USA, były ważnymi częściami programu reform gospodarczych premiera Shinzō Abego. Wycofanie się Trumpa z porozumienia transpacyficznego spowodowało, że umowa z UE stała się dla Japonii jeszcze ważniejsza – mówi analityk. Protekcjonistyczne stanowisko Stanów Zjednoczonych zmobilizowało także UE do przyspieszenia negocjacji. Widmo wojny handlowej sprawia, że Europa musi szukać nowych partnerów w handlu. Wczoraj Tusk i Juncker spotkali się z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem. Chiny to jednak trudniejszy partner. Pomimo wymuszonego przez Trumpa zbliżenia z Pekinem UE z dużą rezerwą traktuje współpracę z Chinami, które same stosują praktyki utrudniające dostęp do swojego rynku europejskim firmom.
Umowa ma wejść w życie w 2019 r. Teraz zgodę na nią muszą wyrazić Parlament Europejski oraz Rada Unii Europejskiej. Prawdopodobnie uda się uniknąć kontrowersji podobnych do tych, jakie wywołało zawarcie porozumienia z Kanadą (CETA). Bo – jak zauważa Marek Wąsiński – Komisja Europejska wyłączyła część inwestycyjną umowy, by uniknąć problemów z jej przyjęciem. Dzięki temu procedura zatwierdzania umowy nie obejmuje ratyfikacji w poszczególnych państwach członkowskich, ale jedynie na poziomie instytucji unijnych.