Za bochenek będziemy płacić o 7–8 proc. więcej niż przed rokiem – uważa Grzegorz Nowakowski, dyrektor Instytutu Polskie Pieczywo
Pieczywo drożeje już od kilku miesięcy, a z danych GUS wynika, że wzrost jego cen jest ponad dwa razy większy niż inflacja. W maju wyniósł 4,5 proc. rok do roku. A będzie jeszcze gorzej.
Rosnące koszty pracy, coraz droższe paliwo, a do tego susza, która może zmniejszyć zbiory zbóż i w efekcie podbić ceny mąki – to według dyrektora Instytutu Polskie Pieczywo, zajmującego się m.in. analizami rynku, główne przyczyny spodziewanego dalszego wzrostu cen. Jego zdaniem piekarze borykają się przede wszystkim z brakiem pracowników. By ich pozyskać albo zatrzymać, muszą się godzić na podwyżki. I to jest pierwszy czynnik, który zobaczymy niebawem w cenach chleba. – Nastąpiły podwyżki rzędu 10–15 proc., co najmniej. I ten trend się zapewne utrzyma. W 2019 r. czekają nas kolejne wzrosty płac w podobnej skali – mówi Nowakowski. I dodaje, że właściciele piekarń muszą się z tym pogodzić. – Ich sytuacja jest bardziej skomplikowana niż innych branż borykających się z niedoborami pracowników, bo produkcja często odbywa się nocą. To nie są komfortowe warunki pracy. Trzeba ludziom zaoferować stawkę lepszą niż rynek, by być konkurencyjnym – mówi dyrektor IPP. Według niego 250–300 piekarni nie wytrzyma tego wyścigu i zbankrutuje.
Drugi powód spodziewanego wzrostu cen to drożejąca mąka. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi tona najbardziej popularnego gatunku w pierwszej połowie czerwca była o ok. 4,6 proc. droższa niż rok wcześniej. Powodem dalszych wzrostów może być susza.
– Jeśli młynarze zaczną obstawiać, że żniwa będą słabe, to już nawet teraz mogą podnosić ceny. Ale niewykluczone, że zechcą poczekać do zbiorów. Przekonamy się o tym w ciągu dwóch–trzech tygodni – mówi Grzegorz Nowakowski. To nie będzie zjawisko jednorodne, bo tak jak zagrożenie suszą jest różne w zależności od regionu, tak i ceny mogą się różnić. Branża piekarnicza jest zbyt rozdrobniona, by móc narzucać młynom jednakowy poziom dla całego kraju.
Zagrożenie suszą jest realne i bardzo poważne, o czym świadczą informacje z Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa z Puław. Zagrożone nią jest prawie 49 proc. powierzchni upraw zbóż ozimych i prawie 65 proc. zbóż jarych. Najgorzej jest na Mazowszu i w Wielkopolsce, niewiele lepiej w województwach lubuskim i pomorskim oraz podlaskim i lubelskim.
/>
Jakub Olipra, ekonomista banku Credit Agricole, uważa, że na podstawie danych IUNG można zakładać, że to zboża najbardziej dotknie obecny niedobór wody. I stanie się jednym z czynników podbijącym ceny. Jednym, bo decydujący wpływ mają światowe notowania zbóż. A na głównych rynkach wycena – choć niższa niż przed rokiem – od kilku miesięcy stopniowo rośnie.
– Prognozy wskazują, że światowe zapasy zbóż się zmniejszą, przez co będą stopniowo drożeć – uważa Olipra. Jeśli krajowe zbiory będą słabe, to uzupełnianie tej luki zbożem z importu nie będzie tanie. A kolejnym czynnikiem, który podbije ceny, jest drożejące paliwo, które przekłada się na koszty transportu. Ceny paliw i w ogóle energii to jedna z najważniejszych zmiennych, jakie piekarze biorą pod uwagę przy kalkulowaniu, ile żądać za swój produkt.
Jak zauważa Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, cukier do sklepu można dostarczyć raz w miesiącu, natomiast chleb trzeba przywozić codziennie. Jeśli drożeje paliwo, to automatyczne przekłada się to na ceny tego typu produktów – mówi Krystyna Świetlik.
Według ostatnich danych GUS za maj paliwa zdrożały o 9,2 proc. w porównaniu do maja 2017 r.
Grzegorz Nowakowski zastrzega, że spodziewane podwyżki cen chleba nie obejmą wszystkich jego gatunków w jednakowym stopniu. Każda piekarnia ma w swojej ofercie rodzaj najtańszego i najprostszego pieczywa i zwykle stara się nie podnosić jego ceny zbyt mocno. – Chce mieć produkt w ofercie, co do którego będzie pewność, że pewna grupa klientów zawsze go kupi. Wzrosną ceny pieczywa z dodatkami, np. z ziarnami albo na zakwasie. Albo takiego, które jest odpowiednio przygotowane, czyli np. pokrojone. Zmiany w najtańszym asortymencie nie będą istotne i pewnie nie przekroczą 5 proc. – mówi Grzegorz Nowakowski.