- Stocznie idą pod nasz nadzór, bo mamy ambitny plan uzdrowienia tego przemysłu - mówi Marek Gróbarczyk, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
- Stocznie idą pod nasz nadzór, bo mamy ambitny plan uzdrowienia tego przemysłu - mówi Marek Gróbarczyk, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
„To historyczny moment. Stępką pod nowy prom dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej rozpoczynamy bowiem proces odbudowy polskiej floty promowej”. Tak pan mówił rok temu. Według tamtych deklaracji w czerwcu, który właśnie się zaczął, miały się zacząć prace na pochylni w Szczecińskim Parku Przemysłowym. Na jakim etapie jesteśmy?
Projekt, który rozpoczął się rok temu symbolicznym i fizycznym położeniem stępki, jest w trakcie realizacji. Zakładaliśmy, że przygotowanie projektów zajmie około roku. Obecnie jesteśmy na etapie tworzenia projektu wykonawczego i roboczego. Wkrótce zaczną się próby modelowe kadłuba, zakładam, że w czerwcu rozpoczną się pierwsze prace nad jego budową.
Cytując dalej: „W 2019 r. będzie wodowanie. W 2020 r. przekazanie statku zamawiającemu”.
Nie zakładam żadnych opóźnień. Dla mnie najistotniejsze jest, by prace na pochylni ruszyły w czerwcu.
Kiedy będą kolejne zamówienia?
To będzie pierwszy z dwóch promów dla PŻB. Łącznie będzie ich prawdopodobnie 10. Wszyscy polscy armatorzy, czyli Polska Żegluga Morska oraz spółki od niej zależne, muszą wymienić swoje floty. Zakładam, że te 10 sztuk zostanie dostarczone w ciągu 15 lat.
W branży słychać głosy, że jak za pierwszym promem nie pójdą od razu kolejne zamówienia, to projekt można wyrzucić do kosza – stocznie nie przetrwają.
Nikt nie zakłada, że będzie przerwa w realizacji. Drugi prom dla PŻB powinien być wkrótce zamówiony.
Nie boi się pan reakcji Komisji Europejskiej? PŻB i PŻM to spółki z udziałem Skarbu Państwa. Zlecenie na ten prom odbyło się bez przetargu. Czy to nie może zostać zakwalifikowane jako niedozwolona pomoc publiczna dla stoczni?
W ogóle nie obawiam się czegoś takiego. Jeśli chodzi o prywatnych inwestorów, żaden statek nie jest budowany w ramach przetargu – gdyby to robić w ten sposób, wszystkie jednostki byłyby budowane w Chinach. Nie zakładam interwencji KE również dlatego, że nie są tu wykorzystywane środki unijne.
Trwają rozmowy Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z Ministerstwem Obrony dotyczące przejęcia nadzoru nad stoczniami państwowymi. Dlaczego ma być im lepiej pod okiem MGMiŻŚ niż pod nadzorem MON?
Ten resort powstał po to, aby skumulować wszystkie obszary związane z gospodarką morską.
Resort powstał ponad dwa lata temu. Przez ten czas stocznie były pod MON.
Chodziło o to, by stworzyć jednolitą strukturę. Stocznia Marynarki Wojennej była własnością syndyka. Szczeciński Park Przemysłowy znajdował się w Towarzystwie Inwestycyjnym Silesia. Te aktywa stały się w stu procentach własnością Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Kolejnym etapem rozwoju PGZ jest ich przekazanie pod resort, któremu przede wszystkim zależy na rozwoju przemysłu stoczniowego.
Nie rozumiem. PGZ rozwija się poprzez zwijanie?
Nie chcę wchodzić w dyskusję na temat rozwoju PGZ. Natomiast przemysł stoczniowy, w związku z tym, że celem naszego ministerstwa jest rozwój tej branży, przechodzi pod nasz nadzór.
Wciąż nie rozumiem, czemu przez dwa lata zajmowało się tym MON.
Z prostego powodu. Trzeba było zapewnić finansowanie, utrzymać produkcję i scalić branżę, która była rozproszona. Stocznie, które zostały przejęte, mają olbrzymie obciążenia z poprzednich lat. Aby móc je rozwijać, trzeba było opracować strategię, która będzie rokowała na przyszłość.
Ale dlaczego stoczniom teraz, pod nowym nadzorem, ma być lepiej?
Ponieważ armatorzy, którzy się znajdują w Polsce, są w podległości Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
Ten argument można odwrócić. Marynarka Wojenna jest pod MON, a to też może być poważny zamawiający w tym sektorze.
Dzisiaj nie jest kontrowersją, kto ma to realizować. Nasze stanowisko jest uzgodnione z MON. Decyzja premiera Morawieckiego wskazuje na to, że te aktywa będą pod naszą jurysdykcją.
Nie zdziwiło pana, że minister obrony Mariusz Błaszczak oddał te stocznie bez żadnej walki? Trudno to sobie wyobrazić za ministra Antoniego Macierewicza.
Ta branża jest niezwykle trudna i obciążona. Stworzenie strategii wymaga ogromnego wysiłku. PGZ w ramach koncepcji swojego rozwoju uznała, że przemysł stoczniowy nie będzie dominujący w jej działaniach.
Mówi pan o strategii. Czy taka już istnieje?
Jest przygotowywana. Ogłosimy ją w momencie, gdy będziemy mieli te aktywa. Najpewniej nastąpi połączenie SPP z Gryfią oraz Stoczni Marynarki Wojennej (SMW) z Nautą. Ostatecznie ma powstać jeden organizm, który będzie na zasadzie spółek zależnych zarządzał całą grupą stoczniową.
Jaka przyszłość czeka SMW? Od lutego zostało zwolnionych ok. 100 osób. Ma ona być połączona z zadłużoną po uszy Nautą. Czyli łączymy dwa słabe podmioty.
SMW jest w dobrej sytuacji, bo nie ma żadnych długów.
Nie ma też żadnego poważnego kontraktu, na którym by mogła budować swoją przyszłość.
Nauta natomiast posiada wiele kontraktów, ale ma problemy z płatnościami. Połączenie tych dwóch podmiotów w jeden organizm rokuje na przyszłość. Ale przede wszystkim sytuację poprawią inne operacje realizowane w najbliższym czasie, czyli sprzedaż części terenów portowi Gdynia, który jest tym mocno zainteresowany. Ten zastrzyk finansowy wzmocni połączone stocznie.
Kiedy może nastąpić taka konsolidacja?
To zależy od decyzji MON, kiedy przekaże nam aktywa. Mam nadzieję, że stanie się to do końca tego roku.
A co się zdarzy w Szczecinie?
Planujemy powiązanie Gryfii z SPP. Ma to podstawowe znaczenie. Natychmiast zmieni się standing finansowy tych przedsiębiorstw i staną się niezwykle konkurencyjne.
Przy takich połączeniach ludzie powinni obawiać się zwolnień?
W Polsce dzisiaj nikt nie obawia się zwolnień.
Ale przecież od lutego w SMW zwolniono 100 osób.
Tam mamy zaburzoną strukturę zatrudnienia. Stosunek niebieskich kołnierzyków do białych kołnierzyków jest nieproporcjonalny. Trzeba zredukować administrację i zaproponować im pracę w sektorach produkcyjnych.
Jaki jest pomysł na ST3 Offshore?
Ta spółka wejdzie w przyszłości w konsorcjum stoczni szczecińskich.
A stocznia Crist?
Pozostanie w obecnym kształcie do zakończenia rozmów własnościowych z funduszem Mars.
Załóżmy, że faktycznie uda się zbudować dwie podgrupy – szczecińską i trójmiejską. Gdzie te stocznie mogą widzieć szanse na rynku, gdzie się mogą specjalizować?
Proszę zwrócić uwagę, że one teraz bardzo dobrze funkcjonują na rynku. Jedyny problem to trudność pozyskiwania funduszy bankowych ze względu na zły standing finansowy.
Dobrze funkcjonują? Przewracający się dok remontowy w Naucie, syndyk w SMW?
To, co się stało w Naucie, to faktycznie katastrofa. Trwa postępowanie w tej sprawie. Jeśli chodzi o SMW, Ślązaka od dłuższego czasu budował syndyk. To nie była dobra sytuacja. Z kolei Gryfia była poddana eksperymentowi outsourcingu, nawet doki wydzierżawiono, była wydmuszką bez żadnych kosztów stałych, cały czas działała jako trzeci czy piąty podwykonawca. No i SPP... nazwano to ładnie terenami postoczniowymi i np. część terenu sprzedano pod supermarket. Dotychczas nie było polityki stoczniowej, a zlecenia były. Na tych nabrzeżach, choćby w SPP, firmy pracowały jako podwykonawcy dla stoczni zagranicznych.
Skarb Państwa wydał ponad 300 mln zł na SPP i SMW, jednocześnie MON wstrzymało programy budowy okrętów Miecznik i Czapla, których produkcja miała polskie stocznie napędzać.
Decyzja o rozpoczęciu budowy tych okrętów leży w kompetencjach MON. Pierwsza decyzja, czyli zlecenie budowy okrętu Ratownik stoczni Nauta, została już podjęta. To bardzo duże zlecenie, łącznie na 1,2 mld zł.
Ale to jest zlecenie na okręty ratujące załogi okrętów podwodnych, których my już praktycznie nie mamy – i nic nie wskazuje, byśmy wkrótce mieli mieć.
Jest plan, aby były. Ja nie patrzę na to, czy one są potrzebne Marynarce Wojennej. Po to chcemy przejąć stocznie, by one produkowały, by funkcjonowały. Nie dyskutuję, czy Ratowniki są potrzebne. One stanowią istotny element, jeśli chodzi o produkcję w stoczniach. Ale nie podstawowy. Podstawowym mają być zlecenia zewnętrzne. Remonty i budowa nowych statków, a tutaj widać tendencję wzrostową.
Jedna z hipotez głosi, że stocznie idą z MON do MGMiŻŚ, by móc w nie pompować jeszcze więcej państwowych pieniędzy.
Ale skąd ja miałbym te pieniądze pozyskać? Jedynym ministerstwem, które ma dziś pieniądze, a ma ich ponad 2 proc. PKB, jest MON. Stocznie idą pod nasz nadzór, bo mamy ambitny plan uzdrowienia przemysłu stoczniowego.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama