Zakaz handlu w siódmym dniu tygodnia zmniejszył wartość sprzedaży detalicznej. Trudno ocenić jak bardzo, bo wiele czynników utrudnia analizę.
W to, że w kwietniu sprzedaż detaliczna wyhamuje, nikt nie wątpił. Ekonomiści zakładali, że negatywny wpływ na jej wyniki będzie miało przesunięcie wielkanocne, bo w tym roku święta wypadły tak, że większość zakupów z nimi związanych konsumenci robili już w marcu; rok temu działo się to miesiąc później, stąd statystyczny spadek. Dane, które wczoraj pokazał GUS, były znacznie gorsze od oczekiwań ekspertów. W cenach stałych, a więc po uwzględnieniu inflacji, wartość sprzedaży detalicznej wzrosła jedynie o 4 proc., choć spodziewano się 7,6 proc.
Wśród uzasadnień, dlaczego doszło do aż tak dużej pomyłki w prognozach, najbardziej popularne jest twierdzenie, że na przesunięcie wielkanocne nałożył się efekt zakazu handlu w niedzielę – w poprzednim miesiącu tylko w jedną można było prowadzić sprzedaż. Za taką tezą przemawia fakt, że najgorzej wypadły kategorie, które zwykle korzystają na wzmożonej przedświątecznej konsumpcji i jednocześnie mogą najbardziej tracić z powodu zakazu. Pierwsza to sprzedaż żywności, która zaliczyła spektakularny, ponad 10-proc. spadek. Druga to handel w niewyspecjalizowanych sklepach, do których zaliczają się m.in. supermarkety i hipermarkety. Tam wynik był gorszy o 1,9 proc. niż rok wcześniej. Ekonomiści założyli, że ludzie nie zaczęli mniej jeść, tylko zrobili wcześniej zakupy na zapas. A powodem były nie tylko święta, ale też zapowiadana handlowa posucha w większość kwietniowych niedziel. Na to mogłyby wskazywać prawie 14-proc. marcowy wzrost sprzedaży żywności i ponad 17-proc. w sklepach niewyspecjalizowanych.
Pozostało
89%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama