Wbrew pojawiającym się doniesieniom budowa kontrowersyjnego gazociągu jeszcze się nie rozpoczęła. Rosjanie mają pieniądze, ale brakuje im kompletu pozwoleń.
/>
Według informacji przekazanej niemieckiej agencji DPA przez przedstawicieli Gazpromu w zeszłym tygodniu miały rozpocząć się prace budowlane w niemieckim Lubmin. W tym miejscu będzie się znajdował terminal odbioru rosyjskiego gazu, który popłynie ułożonym na dnie Bałtyku gazociągiem.
– To nieprawdziwa informacja. Nikt nie zdecydowałby się na rozpoczęcie budowy, nie mając kompletu pozwoleń – mówi Wojciech Konończuk, ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Realizująca inwestycję spółką Nord Stream 2 AG musi uzyskać pozwolenia od wszystkich państw, przez których terytoria będzie przebiegać inwestycja. Na razie zgód takich udzieliły jedynie Niemcy i Finlandia. Wciąż decyzji nie podjęły Dania i Szwecja, choć miały zrobić to do końca kwietnia. Zgody nie udzieliła także Rosja, ale to formalność. Udało się już za to zgromadzić kapitał niezbędny do rozpoczęcia inwestycji. Szacowany na 9,5 mld euro projekt w połowie sfinansuje Gazprom, który jest jedynym udziałowcem spółki NS 2, i pięć zachodnioeuropejskich koncernów. Każdy z nich ma wyłożyć po 950 mln euro. Z opublikowanych raportów finansowych za 2017 r. wynika, że francuskie Engie, austriacki OMV, brytyjsko-holenderski Shell, oraz niemieckie Uniper i BASF udzieliły do końca minionego roku po ok. 300 mln euro pożyczek NS 2. Według Gazpromu na poczet inwestycji partnerzy przelali do końca kwietnia łącznie ok. 1,6 mld euro.
– Obecne prognozy przewidują, że od 2030 r. Unia Europejska będzie musiała 80 proc. swojego zapotrzebowania na gaz pokrywać importem. Dlatego, jak tylko możemy, pomagamy naszemu partnerowi Gazpromowi w zapewnieniu sukcesu gazociągu Nord Stream 2. Spodziewamy się, że w 2018 r. wydane zostaną wszystkie pozwolenia na jego budowę i rozpocznie się układanie rur. Projekt przebiega zgodnie z planem – czytamy w raporcie rocznym OMV.
Gaz ma popłynąć Nord Stream 2 pod koniec przyszłego roku. Przeciw inwestycji protestują państwa naszego regionu, argumentując, że gazociąg zwiększy uzależnienie od rosyjskiego surowca. Polska uważa, że projekt jest niezgodny z zasadami obowiązującymi w UE i obniża poziom jej bezpieczeństwa energetycznego. W trudnej sytuacji postawi też Ukrainę, przez której terytorium Gazprom dostarcza gaz do Europy Zachodniej. Ale zwolennikiem nowego gazociągu są Niemcy.
– W interesie strategicznym RFN jest to, żeby Nord Stream 2 powstał. Realizacja projektu utrwala ich pozycję gazowego hubu Europy. Będą importować jeszcze więcej gazu, który będzie się rozpływał po całej Europie Środkowo-Wschodniej – ocenia Mariusz Ruszel z Katedry Ekonomii Wydziału Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej, ekspert ds. polityki energetycznej.
Świadczyć o tym mogą plany rozbudowy systemu przesyłowego na terenie Niemiec. Nasi zachodni sąsiedzi zamierzają między innymi zwiększyć przepustowość instalacji w Greifswald, gdzie Nord Stream 2 będzie łączył się z niemieckim systemem gazociągów. Podobna inwestycja w Waidhaus umożliwi z kolei przesyłanie większej ilości gazu do Czech. Niedaleko granicy z Polską mają powstać dwie kolejne stacje sprężania gazu o pojemności kilku miliardów metrów sześciennych rocznie. Inwestycje mają umożliwić dalszy przesył surowca, który trafi do Niemiec za pośrednictwem Nord Stream 2. Zablokowanie budowy gazociągu, na co wciąż liczy Polska, wydaje się mało prawdopodobne.
– Być może zasadna byłaby modyfikacja naszej strategii. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby projekt ten zakończył się finansową porażką. Z jednej strony zabiegać o to, żeby Nord Stream 2 został objęty pełnymi zasadami prawa konkurencji obowiązującymi w Unii, z drugiej – wspierać Ukrainę w rozwoju swojego sektora wydobywczego – uważa Mariusz Ruszel.
Chodzi o objęcie gazociągu przepisami trzeciego pakietu energetycznego. Zgodnie z jego założeniami sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ten sam podmiot; dostęp do gazociągu musiałyby mieć też inne firmy zainteresowane przesyłem.
Ważną rolę może odegrać Ukraina, która ma trzecie pod względem wielkości zasoby gazu w Europie. Mimo tego importuje rocznie ok. 12 mld m sześc. tego surowca.
– Ukraina stopniowo porządkuje swój sektor wydobywczy. Jeśli w kolejnym kroku uda się jej wyeliminować praktyki korupcyjne w przyznawaniu koncesji, to inwestycje w branży ruszą. W ciągu 5–7 lat jest w stanie stać się państwem samowystarczalnym pod względem zaopatrzenia w gaz, a w dalszej kolejności nawet eksportować kilka miliardów metrów sześciennych rocznie – ocenia Wojciech Konończuk.
W ten sposób może ograniczyć na rynku popyt na rosyjski gaz o kilkanaście miliardów metrów sześciennych rocznie, co spowoduje spadek zainteresowania przesyłem surowca za pośrednictwem Nord Stream 2.