Jedynym krajem spoza obszaru euroatlantyckiego, który w ostatnich latach przykuł uwagę w Polsce, są Chiny. Jednak świat ma nowego lidera wzrostu. Nie bez powodu wykład otwierający tegoroczne Światowe Forum Ekonomiczne w Davos wygłosił premier Indii Narendra Modi.
Już w 2014 r. kraj ten prześcignął Chiny jako najszybciej rozwijająca się duża gospodarka, a w 2015 r. jeszcze zwiększył przewagę. O ile wzrost chińskiej gospodarki zwolnił do poziomu 6,9 proc. PKB, o tyle indyjska urosła o 8,1 proc. Choć ubiegły rok to czas problemów także w Indiach (wzrost prawdopodobnie nie przekroczy 7 proc.), mało kto ma wątpliwości, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Według Christine Lagarde, szefowej MFW, „gospodarka ma silne fundamenty, by powrócić na ścieżkę szybkiego rozwoju”. Wystarczy, by Indie rozwijały się w tempie 7 proc. PKB, a do 2025 r. staną się trzecią największą gospodarką świata. Będą też najludniejszym krajem, z populacją przekraczającą 1,5 mld. Klasa średnia, czyli potencjalni konsumenci, ma liczyć 600 mln ludzi. To więcej niż ludność całej UE.
Aby Indie wykorzystały swój potencjał, będą musiały rozwiązać dziesiątki problemów trapiących gospodarkę i społeczeństwo, np. na rynku pracy. Każdego roku wkracza na niego 12 mln ludzi. Ogromna i młoda populacja daje Indiom potencjalną przewagę nad innymi krajami. Średnia wieku wynosi tam 27 lat (dla porównania, w Chinach to 46 lat, a w Polsce – 37). Jak pisał Ruchir Sharma w książce „Breakout Nations: In Pursuit of the Next Economic Miracles”, „Indie mają szansę się wzbogacić, zanim się zestarzeją”. Ale jeśli młodzi ludzie nie dostaną pracy, demograficzna dywidenda zmieni się w demograficzną bombę.
Spodziewany wzrost liczby ludności zwiększy presję na środowisko naturalne. Już dziś indyjskie miasta należą do najbardziej zanieczyszczonych. Do 2050 r. liczba mieszkańców miast podwoi się z dzisiejszych 400 do 800 milionów. Wyzwaniem będą m.in. usprawnienie transportu, poprawa jakości powietrza czy budowa sieci wodno-kanalizacyjnej. Skalę wyzwań obrazuje to, że jeszcze w 2014 r. ponad połowa gospodarstw domowych nie miała ubikacji. Według UNICEF każdego roku z powodu zanieczyszczeń wody w Indiach umiera 200 tys. dzieci. Brak toalet w szkołach powoduje, że tysiące dziewczynek, które wchodzą w wiek dojrzewania, porzuca edukację. Bywa, że kobiety, które musiały udać się za potrzebą poza wioskę po zmierzchu, padały ofiarą gwałtów.
Obietnica rozruszania gospodarki i rozwiązania problemów społeczno-gospodarczych dała Indyjskiej Partii Ludowej premiera Modiego zwycięstwo w wyborach w 2014 r. Od tego czasu kraj wkroczył na ścieżkę reform, liberalizacji i otwarcia na świat. Ograniczono biurokrację i korupcję, wprowadzono jeden system fiskalny, który zastąpił dziesiątki podatków, ceł i opłat, jakie mogły ustalać indyjskie stany.
Ruszyły też specjalne programy. Flagowy „Make in India” ma zmienić kraj w globalne centrum projektowania i wytwarzania towarów, a mieszkańcom zapewnić 100 milionów miejsc pracy. Zadaniem „Skill India” jest przeszkolenie zawodowe 400 milionów ludzi. Według założeń „Smart Cities” ma powstać 100 inteligentnych miast przyjaznych człowiekowi i naturze. Do tego w ramach AMRUT kolejne 500 miast ma zostać zrewitalizowanych. Wszystkie ma połączyć nowa sieć korytarzy transportowo-przemysłowych.
20 milionów najuboższych uzyska własne mieszkanie dzięki programowi „Housing for All”. Program „Digital India” tworzy podstawy e-administracji i wspiera rozwój gospodarki cyfrowej, a „Clean India” zakłada budowę 12 mln toalet. Wydatki na 10 wybranych programów, przeanalizowanych w raporcie PISM „Indie w procesie reform: szanse dla Polski”, można oszacować do 2022 r. na ponad 100 mld dol. Do tego należy dodać setki miliardów na inwestycje infrastrukturalne, zbrojenia czy energetykę odnawialną.
Indyjskie reformy przykuły uwagę świata. Z ofertą współpracy do Nowego Delhi przybywają pielgrzymki polityków i biznesmenów z Francji, Izraela, Japonii, Niemiec, USA czy Wielkiej Brytanii. Indie potrzebują inwestycji, a świat chce dostępu do ostatniego dużego rynku. Współpracy sprzyjają też rosnące obawy przed ekspansjonistyczną polityką Chin. Niestety, tam, gdzie inni widzą rynek zbytu, my widzimy biedę lub egzotykę. Choć rząd realizuje kilka programów wsparcia ekspansji na ten rynek, a kilka polskich firm odnosi sukcesy, wartość wymiany handlowej wynosi jedynie 2,8 mld dol. To daleko poniżej oczekiwań i potencjału obu stron.
Zmiana tej sytuacji wymaga w pierwszej kolejności zmiany postrzegania Indii. Jeśli przedsiębiorcy nie porzucą orientalistycznego stereotypu na rzecz współczesnej wizji kraju, nie dostrzegą pojawiających się możliwości. A jeśli rząd nie przygotuje atrakcyjnej oferty współpracy, Indie wybiorą innych partnerów. A gdyby za wolą polityczną nie poszły dużo większe nakłady i inwestycje, przegramy konkurencję z innymi. Piłka jest po naszej stronie. Indie się zmieniają, i to szybko. Jeśli przegapimy ten moment, pociąg odjedzie bez nas.