Nasze wydatki na zdrowie niemal zrównały się z kwotą, jaką przeznaczamy na używki – sygnalizuje koszyk wydatków konsumpcyjnych opracowywany przez Eurostat.
Co roku urzędy statystyczne uaktualniają bazę produktów i usług, których ceny służą do wyliczania wskaźnika inflacji. Na podstawie ankiet wśród gospodarstw domowych liczą też, jaką część ogólnej kwoty wydatków przeznaczamy na konkretne wyroby bądź usługi. Pozwala to na przybliżone określenie, w jaki sposób zmieniają się nasz preferencje zakupowe. Z najnowszego badania – przynajmniej na pierwszy rzut oka – wynika, że żyjemy coraz zdrowiej.
Na zdrowie przeznaczaliśmy w minionym roku średnio 6,2 proc. ogólnej kwoty wydatków. To najwięcej w historii. 15 lat wcześniej nasze wydatki w tej kategorii nie przekraczały 5 proc. całkowitego budżetu. Dziś spośród krajów unijnych wyprzedzają nas jedynie Belgia, Bułgaria i Irlandia. Czwarty rok z rzędu zmniejszyły się natomiast nasze wydatki na używki. Pod względem udziału w całości koszyka jesteśmy w ich konsumpcji na 11. miejscu w Europie (w porównaniu z poprzednim rokiem ta pozycja się nie zmieniła).
Powód do zadowolenia? Nie do końca. Jeśli wziąć pod uwagę znaczenie tylko „produktów farmaceutycznych”, czyli leków, to stajemy się numerem dwa, zaraz po Bułgarii. To konsekwencja rosnącej popularności leków na receptę. Firma QuintilesIMS jesienią szacowała, że w całym 2017 r. rynek farmaceutyczny osiągnie wartość 38,5 mld zł. Zaznaczali, że w segmencie leków refundowanych, czyli tych, które są wykupywane z dopłatą Narodowego Funduszu Zdrowia, udział wydatków pacjentów systematyczne się zmniejsza.
/>
Udział używek spadł z kolei dzięki zmniejszeniu udziału wyrobów tytoniowych. W drugiej połowie minionej dekady szło na nie niemal 4 proc. ogólnej kwoty wydatków polskich konsumentów. W ubiegłym roku było to niecałe 2,5 proc. To najmniej od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej. Nasza akcesja spowodowała wzrost stawek akcyzy, a w efekcie podwyżki cen papierosów.
Wyroby alkoholowe w ogólnej puli wydatków mają niezmienny udział w okolicach 4 proc. Daje nam to piąte miejsce w krajach UE. Taką pozycję mamy w udziale w koszyku dóbr i usług konsumpcyjnych wyrobów spirytusowych. W piwie – nawet trzecią. Wyprzedzają nas... Litwa i Estonia. To możliwe, bo pod uwagę bierzemy udział w koszyku, który zależy nie tylko od faktycznego spożycia, ale też od poziomu cen i zarobków.
Dwie największe części w naszych wydatkach to żywność i utrzymanie mieszkania. Udział tej pierwszej kategorii na ogół spadał, ale w ostatnich dwóch latach to się zmieniło. W 2016 r. wzrost był nieznaczny. W ub.r. udział żywności i napojów bezalkoholowych wzrósł z 18,4 do 18,8 proc. – Gdy gospodarki się rozwijają, a gospodarstwa domowe się bogacą, to udział żywności powinien spadać. Skoro mamy wzrost, to prawdopodobnie należy go wiązać z wzrostem cen. Zwłaszcza że żywność drożała w minionym roku wyraźnie szybciej od ogólnego wzrostu cen – komentuje Marcin Luziński, ekonomista Banku Zachodniego WBK.
W 2017 r. w strukturze naszych wydatków wzrósł udział jaj, tłuszczów i masła, a także owoców, warzyw i czekolady. Większość z tych produktów notowała nawet kilkudziesięcioprocentowe wzrosty cen.
Udział żywności w naszym koszyku konsumpcji jest podobny do tego, jaki kraje Unii Europejskiej miały 20 lat temu. Obecnie średnia w UE to niewiele ponad 15 proc.
Więcej niż obywatele innych unijnych państw przeznaczamy także na utrzymanie mieszkań. U nas idzie na to ok. 18 proc. wydatków. Średnia unijna to niewiele ponad 15 proc. W tym wypadku różnice wynikają nie tylko z ogólnego poziomu życia, ale też np. z klimatu. W krajach południa Europy, gdzie odpadają wydatki na ogrzewanie, jest to mniej niż 10 proc. W Danii i Niemczech – ok. 20 proc. To jednak nie tyle konsekwencja klimatu, ile popularności wynajmu mieszkań. W położonych na północ od nas Finlandii czy Szwecji na utrzymanie mieszkania idzie mniejsza część wydatków gospodarstw domowych niż u nas (ok. 15 proc.).
Im zamożniejsza gospodarka, tym większa część domowego budżetu może być przeznaczana na rozrywki. W krajach UE „rekreacja i kultura” odpowiada za ok. 10 proc. koszyka konsumpcji. U nas niecałe 8,5 proc. (ale 20 lat temu było mniej niż 6 proc.). Na „hotele i restauracje” wydajemy mniej niż na alkohol. W krajach unijnych średni udział tej kategorii wydatków jest prawie trzy razy większy niż u nas.
Skład koszyka konsumpcyjnego podawany przez Eurostat różni się w szczegółach od tego, jaki wylicza Główny Urząd Statystyczny. Nieco inne są też wskaźniki inflacji publikowane przez obie instytucje. Koszyk GUS zostanie podany w połowie marca.
Według Eurostatu od początku 2000 r. średni poziom cen w Polsce podniósł się o 51,5 proc. Najbardziej – o niemal 220 proc. – podrożały w tym czasie wyroby tytoniowe. Zaraz za nimi jest zaopatrzenie w wodę i inne usługi związane z użytkowaniem domu. Cała ta kategoria poszła w górę o prawie 200 proc.
Na drugim biegunie znajduje się sprzęt elektroniczny, który potaniał o niemal dwie trzecie. O ponad połowę mniej niż 18 lat temu płacimy za odzież i obuwie. W przypadku tych dwóch kategorii spadek cen zbiegł się w czasie ze zmniejszeniem ich udziału w strukturze wydatków gospodarstw domowych. W 2000 r. odzież była trzecim co do znaczenia składnikiem wydatków – za żywnością i energią elektryczną. Teraz jest mniej istotna niż napoje alkoholowe. Na buty wydajemy w skali roku mniej niż na sprzęt audio-wideo.