Na początek zagadka. O kim mowa? Był wieloletnim współpracownikiem najważniejszej osoby w Polsce. W uznaniu zasług oraz w dowód największego zaufania został ministrem, a wiele lat później postanowił sprawdzić się w biznesie i został prezesem jednego z największych polskich koncernów. Tam zbudował swój dwór, a właściwie Księstwo Mazowieckie. I rządził nim niepodzielnie, nie oglądając się na swoich partyjnych towarzyszy. Nie sponsorował i nie dokładał się, gdy nie chciał. Pewnego dnia ze Zjednoczenia (Centrali, Ministerstwa, ale nie Resortu) wpłynęło żądanie zbudowania nowej elektrowni. Ten odmawiał, początkowo delikatnie, później coraz bardziej stanowczo. Gdy interesy polityczne przeważyły nad relacjami towarzysko-kombatanckimi, prezes nagle został zwolennikiem inwestycji, ale decyzja już zapadła. Został zdekapitowany, wraz z nim ścięto cały jego dwór.
Rozwiązania tej zagadki są co najmniej dwa. Pierwsze, łatwe. Matematyk powiedziałby: trywialne, ale obraziłby tym całą resztę społeczeństwa, a zwłaszcza bohaterów ostatnich wydarzeń. Księciem Płocka, który stracił swoje stanowisko, a wraz z nim cały dwór, był Wojciech Jasiński, były minister skarbu państwa. Z każdym dniem znanych jest coraz więcej szczegółów dotyczących tego żenującego zamieszania wokół spółki PKN Orlen.
A rozwiązanie drugie? Podpowiedzią może być tytuł felietonu, który jest jednocześnie tytułem znakomitej książki Edwarda Leara, uważanego za ojca limeryków. Był taki czas, kiedy najważniejszą osobą w Polsce był Donald Tusk. W marcu 2012 r. na stanowisko prezesa spółki Polska Grupa Energetyczna powołany został jego przyjaciel z dawnych czasów, który w przeszłości był ministrem łączności. Do PGE przyszedł z dużej spółki telekomunikacyjnej. W tej ostatniej były akurat ostre cięcia (zmienił się właściciel), więc dworzanie zaczęli znać się na energetyce.
Z ministerstwa zaczęły napływać sygnały: masz rozbudować Elektrownię Opole. A on stanowczo odpowiadał, że jest to nieopłacalna inwestycja, i robił wszystko, żeby ją opóźnić. Pracował nad „urentownieniem inwestycji w Opolu”, ale na rynku wprost mówiono, że próbuje ochronić spółkę. W opinii ówczesnego zarządu PGE ta warta 11 mld zł inwestycja nie miała ekonomicznego sensu. Przepychanki trwały kilka miesięcy. Pod koniec października 2013 r. odwołano najbliższą współpracowniczkę prezesa, a on sam złożył dymisję trzy tygodnie później.
Podobieństw pomiędzy historiami nagłego odwołania prezesa PKN, pana Wojciecha Jasińskiego, a oczekiwanej rezygnacji prezesa PGE, pana Krzysztofa Kiliana, jest więcej. Może z tą różnicą, że obecny rząd robi wszystko szybko i zdecydowanie, a ówczesny szukał kompromisów. Jeden prezes nie chciał wydać 11 mld zł na rozbudowę elektrowni Opole, a drugi nie chciał wydać 11 mld euro na budowę elektrowni jądrowej. A co należy zrobić, gdy nie chce się inwestować? Na inwestycje potrzebne są pieniądze, gdy się je zainwestuje w coś innego, można już nie mieć na inwestycję rządową.
/>
W PGE w lutym 2013 r. prezes Krzysztof Kilian z panią wiceprezes podpisali porozumienie w sprawie nabycia od duńskiej firmy Dong Energy Wind Power „portfela farm wiatrowych Dong w Polsce”. Transakcję sfinalizowano w czerwcu. Później jeszcze dokupiono farmy wiatrowe od hiszpańskiej grupy Iberdrola Renovables Energia. Na te dwie inwestycje wydano łącznie 860 mln zł. Od tego czasu spółki łączono, dzielono, nazwy im zmieniano i aktywa rozpuściły się w skonsolidowanym sprawozdaniu z sytuacji finansowej. Nie wiemy więc, czy Dong ma tylko świecący nos, czy może jeszcze mu się on wydłuża.
W PKN Orlen „demonetyzację” przeprowadzono poprzez Giełdę Papierów Wartościowych w Pradze. W grudniu ubiegłego roku ogłoszono wezwanie do sprzedaży akcji czeskiej spółki Unipetrol, w której Orlen posiadał 63 proc. akcji. A teraz postanowił zwiększyć swoje zaangażowanie i wycofać spółkę z giełdy i przeznaczył na to... 4,2 mld zł. Notowania Unipetrolu w przededniu ogłoszenia wezwania wynosiły 370 czeskich koron (CZK), a zaproponowana cena to 380 CZK. Największym akcjonariuszem Unipetrolu była czeska spółka Paulinino Ltd., która odpowiedziała na wezwanie, a która za swoje 36,3 mln akcji otrzyma blisko 2,3 mld zł.
Ale uwaga! Rok wcześniej akcje kosztowały 177 CZK, a dwa lata wcześniej 144 CZK. Od października 2010 r. notowania Unipetrolu nie przekroczyły 200 CZK. Wyniki za 2017 r. były dobre, ale zbliżony poziom zysków spółka osiągnęła już w poprzednich dwóch latach. Przez cały 2017 r. cena akcji systematycznie wzrastała i na miesiąc przed ogłoszeniem opisanego wezwania osiągnęła „poziom docelowy”. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w Polsce, Komisja Nadzoru Finansowego wszczęłaby śledztwo dotyczące wykorzystania poufnych informacji. Jak działa komisja nad Wełtawą, nie wiem, ale próbuję sobie wyobrazić, jak pewnego dnia jej pracownicy próbują odbyć rozmowę z zarządem płockiej spółki. Dyrektywa MAR, a prezes zarządu Orlenu. Były lub obecny.