KNF z nowym szefem nałożyła w 2017 r. więcej upomnień niż rok wcześniej. Ale rekordu z 2013 r. nie pobiła.
KARY BLISKO REKORDU / Dziennik Gazeta Prawna

Kary nałożone przez Komisję Nadzoru Finansowego wyniosły w ubiegłym roku 20 mln zł – wynika z podsumowania DGP na podstawie publicznie dostępnych informacji z posiedzeń KNF. Sam nadzór podlicza ich wartość – nałożonych w pierwszej instancji – na 16 mln zł. Rok wcześniej wyniosły one 11 mln zł.

Zwiększenie łącznej kwoty zbiegło się ze zmianą szefa nadzoru. Od niewiele ponad roku na jego czele stoi Marek Chrzanowski, bliski współpracownik Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego. Chrzanowski był wcześniej krótko członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Najwięcej restrykcji, na ponad 22 mln zł, KNF nałożyła w 2013 r.

– W 2017 r. kary pieniężne były nakładane za nawet kilkadziesiąt naruszeń objętych jednym postępowaniem prowadzonym wobec jednego podmiotu. KNF brała również pod uwagę okoliczności złamania prawa, częstotliwość popełnienia w przeszłości naruszeń podobnego rodzaju, sytuację finansową karanego podmiotu i inne okoliczności, które wynikały z konkretnej sprawy i stanowiły przesłanki łagodzące lub obciążające, np. czas trwania naruszenia, czy postawę podmiotu karanego – podkreśla Jacek Barszczewski, rzecznik nadzoru.

W porównaniu np. z nadzorem amerykańskim nasz wciąż wygląda na stosunkowo łagodny. SEC – amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, która odpowiada za największy rynek akcji na świecie – chwaliła się niedawno, że w minionym roku doprowadziła do zwrotu nienależnych korzyści i nałożyła kary na kwotę niemal 3,8 mld dol.

W rekordowym 2013 r. kary przekroczyły 22 mln zł. Wtedy ponad połowa ogólnej kwoty wynikała z jednej sprawy: naruszenia obowiązków informacyjnych związanych z transakcjami akcjami spółki PSW Capital. Teraz koncentracja była mniejsza. Choć także zdarzały się przypadki nakładania kar przekraczających milion zł. Największa dotyczyła FinCrea TFI i afery związanej z leśnymi i rolnymi funduszami W Investments. Wiosną ub.r. jako pierwsi opisywaliśmy problemy klientów czterech funduszy, którzy zainwestowali w sumie pół miliarda złotych w ziemię rolną i nieruchomości leśne, jednak okazało się, że duża część pieniędzy została przeznaczona na inne cele i stracona. FinCrea TFI wprawdzie nie zajmowało się zarządzaniem – robiła to firma W Investments – powinno jednak je nadzorować. Zdaniem KNF tego nie robiło i doprowadziło do „rażącego naruszenia” ustawy o funduszach inwestycyjnych. Klienci nie mogli wycofać pieniędzy z funduszu. Nadzór stwierdził więc kolejne rażące naruszenie – dotyczące postanowień statutów funduszy w zakresie wykupu certyfikatów.
W efekcie FinCrea TFI zostało zobowiązane do zapłacenia 5 mln zł. Nadzór odebrał firmie również licencję na prowadzenie działalności.
To niejedyne wykluczenie, o jakim KNF zdecydowała w minionym roku na rynku kapitałowym. W lutym postanowiła o usunięciu z obrotu na giełdzie akcji spółki Calatrava Capital, a w czerwcu B3System. Od powstania komisji w 2006 r. wcześniej zanotowano dwa takie przypadki – w 2016 r. Petrolinvestu, a w 2010 r. Techmeksu.
Ubezpieczenia pod lupą
Drugie i trzecie miejsce na liście największych kar zajmują firmy ubezpieczeniowe. PZU w październiku nakazano zapłacenie 2,3 mln zł za opóźnienia w przyznaniu i wypłacie odszkodowań. Towarzystwo broniło się, że chodzi głównie o kilkadziesiąt przypadków z lat 2009–2011. „Do opóźnień dochodziło w okresie, w którym do PZU SA zgłaszano bardzo wiele szkód w związku z powodziami występującymi w różnych regionach Polski” – wskazywała firma w odpowiedzi na komunikat nadzoru. W przypadku Compensy, na którą w kwietniu nałożono 1,1 mln zł kary, chodziło o dziedzictwo przejętej firmy Benefia. Nadzór zauważył nieprawidłowości w prowadzeniu przez towarzystwo działalności inwestycyjnej.
To dwie największe sprawy, ale w sumie było ich w minionym roku ponad 20. I to właśnie głównie za sprawą kar nakładanych na sektor ubezpieczeniowy można mówić o zwiększeniu restrykcyjności nadzoru.
– W 2017 r. zakończono dużą liczbę postępowań wobec zakładów ubezpieczeń. Były prowadzone w znacznej mierze wobec dużych zakładów, tj. takich, które miały wysoką składkę przypisaną brutto, a właśnie poziom tej składki jest podstawą do wyliczania wysokości kary pieniężnej nakładanej na zakłady ubezpieczeń – wyjaśnia Jacek Barszczewski, rzecznik nadzoru.
– Kary muszą być traktowane z należytą uwagą, chociaż dotyczą spraw sprzed kilku lat i stanowią ułamek w skali likwidowanych szkód. Trzeba też podkreślić, że kilka ostatnich lat to epoka, jeśli chodzi o obsługę klienta na rynku. Wynika to nie tylko z lepszych standardów w zakładach, ale i z regulacji, jakie w tym czasie weszły w życie. Przykładem standardów jest bezpośrednia likwidacja szkód umożliwiająca to u swojego ubezpieczyciela. Przykładem regulacji są wytyczne KNF, odnośnie do likwidacji szkód komunikacyjnych – mówi Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.
– Większość zakończonych w 2017 r. postępowań wobec zakładów ubezpieczeń dotyczyła nieterminowej likwidacji szkód, tj. nieprawidłowości, za którą zakłady ubezpieczeń były już karane przez KNF we wcześniejszych latach. Oznacza to, że większość kar nałożonych w 2017 r. w związku ze stwierdzeniem tej nieprawidłowości była wymierzana w warunkach „recydywy”, co z kolei przełożyło się na wzrost wysokości nakładanych kar, które w tego rodzaju rozstrzygnięciach muszą realizować funkcję prewencyjną – zaznacza przedstawiciel KNF.
W bankach nie chodzi o pieniądze
Pod względem liczby kar przoduje sektor usług płatniczych, który od kilku lat także jest nadzorowany przez KNF. Tu powodem wydawanych decyzji jest zwykle nieprzekazanie w terminie informacji o wartości i liczbie dokonanych transakcji. W minionym roku nadzór zajmował się takimi sprawami na czterech posiedzeniach, nakładając kary na prawie 30 podmiotów. Ich łączna wartość przekroczyła 100 tys. zł (najniższe wynoszą kilkaset złotych).
Od 2013 r. nadzór nie nałożył natomiast żadnej kary pieniężnej w bankach. Nie oznacza to jednak, że nie ma tam żadnych problemów. Jeśli chodzi o naruszanie praw klientów, sektorowi bacznie przygląda się UOKiK. Nadzór finansowy skupia się na przestrzeganiu prawa bankowego. Od kilku miesięcy przekonuje się o tym austriacka grupa Raiffeisen. Przejmując w 2012 r. Polbank Austriacy zobowiązali się, że do połowy 2016 r. akcje Raiffeisen Bank Polska zadebiutują na giełdzie. Później udało im się wynegocjować przesunięcie tego terminu o rok. Gdy jednak obietnica nie została dotrzymana, w sierpniu 2017 r. KNF zagroziła odebraniem austriackiemu właścicielowi prawa głosu z akcji na walnym zgromadzeniu polskiej filii, a już na początku 2018 r. odmówiła Raiffeisenowi zgody na otwarcie kolejnego banku w Polsce (miałyby do niego trafić walutowe kredyty mieszkaniowe). Powoływała się na przepis prawa bankowego, który mówi, że akcjonariusze tworzonego banku muszą dawać rękojmię jego ostrożnego prowadzenia.
Raiffeisen nie byłby pierwszym właścicielem, któremu odebrano by prawa do wykonywania głosu z akcji banku. Poprzednia głośna sprawa tego typu dotyczyła funduszu Abris, któremu wiosną 2014 r. KNF odebrała uprawnienie do głosowania na walnym zgromadzeniu Polskiego Banku Przedsiębiorczości i nakazała sprzedaż udziałów. Fundusz sprzedał udziały w instytucji (nowy właściciel zmienił jej nazwę na Nest Bank), ale wystąpił przeciwko polskim władzom do międzynarodowego arbitrażu.
Francuzi (i nie tylko) na celowniku Amerykanów
W Stanach Zjednoczonych kary za nadużycia i przestępstwa na rynku finansowym, do jakich dochodziło przed i w trakcie ostatniego kryzysu finansowego, liczone są w dziesiątkach miliardów dolarów. I wciąż się zwiększają. W piątek poinformowano, że francuski bank BNP Paribas zgodził się zapłacić 90 mln dol. kary w ramach porozumienia z Departamentem Sprawiedliwości w związku z działalnością jednego z traderów zajmujących się handlem walutami na tzw. wschodzących rynkach środkowej i wschodniej Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki. Od września 2011 r. przynajmniej do lipca 2013 r. starał się on różnymi metodami utrudniać działania, a nawet eliminować konkurencję na tych rynkach. Według Departamentu Sprawiedliwości chodziło o manipulowanie kursami na elektronicznej platformie handlu walutami, jaką posługują się instytucje finansowe.
Na początku ub.r. trader z BNP Paribas przyznał się do działań w celu wyeliminowania konkurencji przy transakcjach zakupu i sprzedaży południowoafrykańskiego randa w zamian za dolara. Kilka miesięcy później francuska instytucja zgodziła się zapłacić niemal ćwierć miliarda dolarów kary w związku z oskarżeniami Rezerwy Federalnej o manipulowanie kursami m.in. randa, węgierskiego forinta i tureckiej liry. BNP Paribas zapłacił też 350 mln dol. uzgodnione z nowojorskim regulatorem rynku finansowego.
Sprawą manipulacji randem zajmuje się też urząd antymonopolowy RPA. W lutym ub.r. informowano, że prócz BNP Paribas obejmuje ona takie instytucje jak Credit Suisse, Bank of America, Barclays, Commerzbank Standard Chartered, Macquarie czy JPMorgan Chase. Wcześniej do manipulowania randem przyznał się także trader Citigroup.