Zachowawcze podejście szeroko rozumianych podmiotów publicznych do pozasądowego rozwiązywania sporów z prywatnym biznesem jest zjawiskiem powszechnym (powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, a wśród nich mentalność urzędnicza). Taka postawa, co łatwo wykazać, przyczynia się do przewlekłości postępowań sądowych i nadwyręża finanse publiczne w związku z koniecznością ponoszenia dodatkowych wydatków.



Wydaje się, że w sporach z prywatnymi firmami władze podmiotów publicznych są chętne do zawierania ugód w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do wartości toczącego się sporu. Przykładem takiej sytuacji jest wieloletnia batalia konsorcjum T-Matic Systems i Arcus ze spółką Energa Operator (zaznaczam, że nie reprezentowałem żadnej strony).
Ogólnie rzecz ujmując, osią sporu w ww. sprawie jest wykonanie zamówienia publicznego na wdrożenie systemu inteligentnego opomiarowania i systemu monitorowania pojazdów Energa Operator S.A. Nie sposób w tym miejscu zreferować wszystkie argumenty stron, warto jednak podkreślić, że w istocie problem sprowadza się do naliczenia przez zamawiającego znacznych kar umownych za opóźnienie w wykonaniu przedmiotu świadczenia. Wykonawca broni się zarzutem, że powyższe jest konsekwencją działań zamawiającego, w tym zmian przedmiotu umowy w trakcie jej realizacji, poza procedurą zamówień publicznych, czy też brakiem należytej staranności po stronie zamawiającego w formułowaniu oczekiwań na etapie postępowania przetargowego, zmienionych następnie kilkukrotnie w trakcie realizacji projektu. Wykonawca podnosi także nieważność umów realizacyjnych.
Wydaje się, że w tym przypadku mamy do czynienia po prostu z brakiem precyzji w określeniu przez inwestora faktycznych potrzeb na etapie wszczynania postępowania przetargowego, co w konsekwencji doprowadziło do licznych zmian tych oczekiwań – w gruncie rzeczy nieuprawnionych w świetle ustawy – Prawo zamówień publicznych – i komplikacji prawnych.
Eskalacja konfliktu doprowadziła do wytoczenia kilku powództw związanych z poszczególnymi umowami realizacyjnymi oraz prób ugodowych, które nie przyniosły żadnego rezultatu. Pojawiły się także kolejne elementy sporu, w tym m.in. kwestia udzielonej gwarancji ubezpieczeniowej. Obie strony podnoszą na poparcie własnego stanowiska wiele argumentów merytorycznych, prawnych oraz formalnych. W efekcie sąd prowadzi postępowania o ogromnej wartości przedmiotu sporu, trwa niepewność co do rozstrzygnięcia i czasu, w jakim ono zapadnie, strony wciąż ponoszą koszty postępowań sądowych, a spór wraz z upływem czasu wydaje się zaostrzać, a nie wygasać.
Wydaje się, że znacznie lepszą strategią dla wszystkich – zwłaszcza z uwagi na wysoko sprofesjonalizowany charakter podmiotów zaangażowanych w spór – powinno być wypracowanie kompromisowego rozwiązania i polubowne załatwienie sprawy. Niestety może się okazać, że wszechobecna obawa podmiotów powiązanych ze Skarbem Państwa przed zawieraniem ugód poza trybem sądowym znów weźmie górę nad racjonalnymi argumentami przemawiającymi za polubownym rozwiązywaniem. Ze swej istoty ugoda wiąże się z wzajemnymi ustępstwami stron i już z tego powodu wymaga podjęcia decyzji zmierzających do rezygnacji z pewnych żądań kosztem uzyskania ustępstw od drugiej strony. Niestety, kompromis oceniany dzisiaj jako korzystny, niosący za sobą pewne ustępstwa wobec partnera biznesowego, może w przyszłości – w przypadku zmian w organach zarządzających podmiotów powiązanych z sektorem publicznym – stanowić podstawę zarzutu o niegospodarność, a w konsekwencji stanowić także przyczynę odwołania ze stanowiska.
Efekt? Po pierwsze wieloletnie (często przewlekłe) procesy sądowe, toczone przez podmioty z sektora publicznego. Taka sytuacja postrzegana bywa jako wygodna dla władz spółek i urzędników, gdyż odkłada w czasie rozstrzygnięcie – często na okres przypadający po upływie kadencji zarządu lub po zmianie miejsca pracy urzędnika. Po drugie – lawinowy wzrost kosztów, obejmujący zarówno odsetki od dochodzonych kwot, jak i wynagrodzenia kancelarii prawnych, prowadzących obsługę danego podmiotu, wynagrodzenia biegłych, koszty wizerunkowe itp. Po trzecie – eskalacja sporu, który powoduje, że kolejne procesy sypią się jak z rękawa. I wreszcie po czwarte – poważne konsekwencje dla prywatnego biznesu będącego stroną sporu, który słono płaci za wielkie batalie sądowe z podmiotami publicznymi, począwszy od kosztów obsługi prawnej, przez spadek prestiżu i zaufania inwestorów, banków, co szczególnie dotkliwie odczuwają zwłaszcza spółki giełdowe.
W realiach gospodarki rynkowej, szeroko rozumiane podmioty publiczne, zawierające umowy z prywatnym biznesem, nie mogą obawiać się ugodowego rozwiązywania sporów ze swoimi kontrahentami. Przedstawiciele podmiotów publicznych powinni mieć świadomość, że ich celem jest działanie dla dobra podmiotu, którym zarządzają. Bezcelowe ponoszenie znaczących kosztów postępowań sądowych w rzeczywistości nie jest unikaniem ryzyka niegospodarności, lecz może właśnie stanowić jej przejaw.
Powyższe tezy, choć mogą wydawać się oczywiste, wciąż powinny być przypominane w debacie publicznej. Rozwiązywanie sporów w oparciu o dialog, ustępstwa i kompromisy jest wielką wartością. Muszą to zrozumieć nie tylko prezesi spółek państwowych i samorządowych czy urzędnicy, ale także organy kontroli i nadzoru.
Jest wielkim paradoksem, że w państwie, w którym złożenie pozwu wymaga oświadczenia o tym, czy strony podjęły próbę mediacji lub innego pozasądowego rozwiązania sporu, ugodowe załatwianie spraw z podmiotami publicznymi przypomina lot na Księżyc. Teoretycznie możliwy, ale powszechnie niepraktykowany.