Choć rynek Kraju Środka od prawie tygodnia jest znów otwarty na import mięsa drobiowego z Polski, producenci nie mogą realizować dostaw. Wstrzymują ich nasze służby weterynaryjne
Przed rokiem Chińczycy wstrzymali odbiór drobiu z całej Unii Europejskiej w związku z epidemią ptasiej grypy. Kilka dni temu Pekin zgodził się na uchylenie zakazu – Polska jest pierwszym rynkiem w Europie, wobec którego Chiny zwolniły blokadę po likwidacji ognisk ptasiej grypy. Sytuacja producentów na razie się jednak nie zmieniła. Powód? Brak odpowiednich zgód w kraju.
– Zwróciliśmy się do Głównego Inspektoratu Weterynarii z prośbą o jak najszybsze potwierdzenie możliwości wysyłki. Bez tego powiatowi lekarze nie mogą podpisać świadectw eksportowych producentów, którzy chcą ruszyć ze sprzedażą – wyjaśnia Łukasz Dominiak, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa.
GIW nie udziela informacji, kiedy wyda zgodę w tej sprawie.
– Nie eksportujemy już od roku. A przed blokadą wysyłaliśmy w tamtym kierunku ok. 200–300 ton mięsa drobiowego tygodniowo – wylicza Jacek Urbaniak, prezes zarządu Zakładów Drobiarskich Koziegłowy.
O jak najszybszym powrocie do Chin myśli też Indykpol, który w skali miesiąca wysyłał ok. 500 ton towaru. Na czasie zależy mu dlatego, że chce zdążyć z dostawami przed chińskim Nowym Rokiem. Potem następuje znaczące osłabienie popytu, które trwa do przełomu lutego i marca, co stawia w tym czasie wysyłki pod znakiem zapytania.
– Przewidujemy jednak możliwość eksportu z naszego zakładu ok. 6 tys. ton mięsa rocznie, do tego w ponadprzeciętnej marży, co umożliwi nam dalszy rozwój biznesu indyczego – informuje Krystyna Szczepkowska, rzeczniczka Indykpolu.
Producenci wiele sobie obiecują w związku, z Chinami, m.in. dlatego że duży udział w eksporcie do tego kraju mają produkty z segmentu premium. – Z tego powodu jego otwarcie możemy traktować w charakterze mocnej alternatywy dla rynków UE czy Afryki – uważa Jacek Raszkiewicz, dyrektor naczelny PPUH Prosper.
Ocenia się, że z naszego kraju do Chin mogłoby trafiać 200 tys. ton drobiu rocznie za 0,5 mld euro. Przed blokadą tego rynku, która miała miejsce rok temu w związku z wykryciem ognisk ptasiej grypy, z Polski szło ok. 15–20 tys. ton mięsa rocznie. Tym samym Państwo Środka dołączyłoby do czołówki największych odbiorców polskiego mięsa drobiowego. Największym są teraz Niemcy. Ich udział w ubiegłorocznym eksporcie wartym 2,1 mld euro wyniósł 23 proc. Drugie miejsce należy do Wielkiej Brytanii – 15,9 proc., a trzecie do Francji – 8,2 proc.
Do osiągnięcia takiego wyniku niezbędne jest uruchomienie eksportu do Chin przez kolejne zakłady.
– Obecnie prawo do tego ma pięć firm. Niedługo mogą dołączyć kolejne. Już w 2015 r. chińscy kontrolerzy odwiedzili trzy zakłady, które miały stać się dostawcami. W kolejce jest dalszych 18 – dodaje Aleksandra Porada z Krajowej Rady Drobiarstwa.
Państwo Środka to perspektywiczny rynek dla branży nie tylko ze względu na rosnący popyt. Tam można sprzedawać elementy, na które nie ma zbytu w Europie, gdzie nabywców znajduje głównie filetowane mięso. Producenci wyjaśniają, że przed blokadą prowadzili już zaawansowane rozmowy w sprawie dostaw łapek czy lotek. Teraz do nich wracają i liczą, że od przyszłego roku ruszą ze sprzedażą.
– Polscy producenci drobiu mają istotną przewagę nad wieloma konkurentami z innych krajów. Wynika ona z wysokiej jakości naszych produktów, dobrze rozwiniętego parku maszynowego w zakładach oraz dobrostanu zwierząt. Już od dawna inwestujemy w najnowsze technologie produkcji, co jest doceniane przez klientów polskich i zagranicznych. Ponowne otwarcie chińskiego rynku należy traktować jako ważny krok w budowaniu silnej pozycji polskiego drobiarstwa za granicą – twierdzi Tomasz Gilarski, dyrektor ds. sprzedaży w firmie Storteboom Hamrol.
2851 tys. ton taka jest podaż mięsa drobiowego i podrobów w Polsce
1150 tys. ton tyle mięsa i podrobów idzie na eksport
2,23 proc. taka jest rentowność sprzedaży netto przedsiębiorstw drobiarskich