Urzędnicy będą mogli nakazać usunięcie z sieci strony adresowanej do konsumentów, lub doprowadzić do zmiany znajdujących się na niej treści. Nowe uprawnienia dla UOKiK wynikają z rozporządzenia uchwalonego przez Parlament Europejski.
Jego fragment głosi: „właściwe organy powinny być uprawnione do nakazania umieszczenia wyraźnego ostrzeżenia dla konsumentów, gdy ci wchodzą na interfejs internetowy, lub do nakazania usunięcia lub zmiany treści cyfrowych, w przypadku gdy brakuje innych skutecznych sposobów na ukrócenie nielegalnych praktyk”.
To oznacza, że niebawem zostanie przygotowana nowelizacja rodzimych przepisów. UOKiK, bo w polskim prawie to przede wszystkim on odpowiada za ochronę konsumentów, zyska potężne narzędzie. Będzie je mógł zastosować choćby wtedy, gdy firmy, które sprzedają przez internet produkty, nie wysyłają towaru. Albo do ofert przedsiębiorców telekomunikacyjnych, którzy pod płaszczykiem „telefonu za 1 zł” oferują nieświadomym klientom długoterminowy abonament.
Urzędnicy nie kryją radości. – Narzędzia ochrony konsumentów muszą być adekwatne do wyzwań XXI w., szczególnie tych związanych z gospodarką cyfrową. W efekcie zwiększy się zaufanie samych konsumentów do transakcji w internecie, a na rozporządzeniu skorzystają uczciwi przedsiębiorcy – przekonuje Agnieszka Majchrzak z UOKiK.
Eksperci mają więcej wątpliwości. – Planowane przepisy muszą budzić obawy po stronie uczciwych przedsiębiorców. Do tej pory prezes UOKiK korzysta ze swoich uprawnień dość ostrożnie. Ale nie ma pewności, że w przyszłości organ nie będzie chciał uczynić szerszego użytku ze swojego arsenału – twierdzi radca prawny Michał Strzelecki, autor bloga PrawoReklamy.pl.
O tym, że najzuchwalsi oszuści znajdą obejście regulacji, przekonuje też Fundacja Panoptykon.

Nowe uprawnienia dla UOKiK będą kolejnym krokiem w kierunku kontrolowania sieci przez państwo. Od lipca blokowane są domeny służące organizacji nielegalnych gier hazardowych. Lada moment Komisja Nadzoru Finansowego będzie mogła blokować dostęp do stron instytucji finansowych, których działalność uzna za niezgodną z prawem.

Czy wpływ prezesa urzędu na to, co się dzieje w internecie, będzie podlegał sądowej kontroli? To zdaniem ekspertów najważniejsze pytanie, które może przesądzić o ocenie nowych przepisów.
Gdy zapytać przeciętnego obywatela, czy popierałby rozwiązanie, które pozwoliłoby urzędnikom zablokować strony internetowe rozwijającej się Amber Gold – większość osób odpowie twierdząco. Gdy jednak spytać, czy prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów powinien mieć możliwość doprowadzenia do wykasowania dowolnej strony wybranego przez niego przedsiębiorcy – zapewne wiele osób zaprotestuje.
Unijni decydenci stworzyli przepisy z myślą o przypadkach takich jak w pierwszym przykładzie. Pytanie brzmi, czy nie będą one wykorzystywane zbyt ochoczo.
Przypomnijmy: unijne przepisy stwarzają zachętę do nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów w ten sposób, by prezes UOKiK mógł doprowadzić do zablokowania dostępu do strony internetowej, przez którą przedsiębiorca komunikuje się z potencjalnymi klientami. Urzędnicy będą też mogli strony nie usuwać, ale doprowadzić do jej edycji poprzez umieszczenie w widocznym miejscu ostrzeżenia konsumenckiego. Żądanie urzędników będzie mogło być skierowane do jakiejkolwiek osoby, mającej wpływ na publikowane treści. To oznacza, że UOKiK będzie najprawdopodobniej występował do rejestru domen, podmiotu rejestrującego domenę oraz dostawców usług hostingowych. Brak współpracy ze strony przedsiębiorcy prowadzącego witrynę nie będzie więc przeszkodą. Unijne rozporządzenie zostało przygotowane przede wszystkim z myślą o sprawach transgranicznych, czyli przypadkach, gdy konsument korzysta z usług przedsiębiorcy prowadzącego biznes na terenie innego państwa członkowskiego (głównie usługi turystyczne i rozrywkowe). Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by nowe regulacje zastosować do spraw krajowych. A polskie władze, w tym przedstawiciele samego UOKiK, o unijnym rozporządzeniu wypowiadają się pochlebnie. Należy więc się spodziewać nowelizacji.
Diabeł tkwi w szczegółach
– Możliwość wpływu na publikowane na stronach WWW treści jest potrzebna, by zapewnić ochronę interesu konsumentów przed nadużyciami związanymi z korzystaniem z internetu. Ilość tych nadużyć zwiększa się drastycznie i nic nie wskazuje na to, by trend się odwrócił. Popularyzacja płatności online prowadzi natomiast do łatwego uzyskania korzyści przez nieuczciwe podmioty – komentuje adwokat Dominik Jędrzejko, partner w kancelarii Kaszubiak Jędrzejko Adwokaci i autor bloga NieuczciwePraktykiRynkowe.pl. I dodaje, że obecnie funkcję ochronną realizuje ostrzeżenie konsumenckie, które prezes UOKiK umieszcza na swej stronie internetowej, a urzędnicy przesyłają je dziennikarzom. Problemem tego rozwiązania jest jednak jego ograniczony zasięg.
– W rzeczywistości nie zawsze dociera ono do potencjalnie zagrożonych konsumentów – twierdzi Jędrzejko.
Radca prawny Michał Strzelecki, autor bloga PrawoReklamy.pl, przyznaje, że intencje autorów rozporządzenia są słuszne. Bo możliwość wyciągnięcia konsekwencji wobec ewidentnych oszustów przez organy ochrony konsumentów bywają obecnie iluzoryczne. Diabeł jednak tkwi w szczegółach, których jeszcze nie znamy.
– Rozporządzenie nie jest dostatecznie precyzyjne, ponieważ nie określa, na czym mają polegać środki tymczasowe, które właściwy organ może zastosować w celu zapobieżenia ryzyku wyrządzenia poważnych szkód zbiorowym interesom konsumentów. Nie wyklucza to wniosku, że katalog tych środków jest otwarty, co budzi poważne zastrzeżenia z punktu widzenia praw przedsiębiorcy – spostrzega mec. Strzelecki.
Sąd nad prezesem
Najważniejsza niewiadoma to jednak to, czy postępowanie prezesa UOKiK będzie podlegało sądowej kontroli. Mówiąc prościej, czy do zablokowania strony dojdzie, gdy uznają tak urzędnicy, czy dopiero wtedy, gdy ich ocenę potwierdzi sąd.
Większa ochrona, mniejsza swoboda / Dziennik Gazeta Prawna
– Oddanie kontroli Sądowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów nad stosowaniem projektowanych mechanizmów powinno zagwarantować pewien standard ochrony i przede wszystkim ograniczyć nadużycia, jeśli kontrola ta będzie wykonywana starannie – twierdzi mec. Dominik Jędrzejko.
Rzecz w tym, że zdaniem Michała Strzeleckiego polski ustawodawca na takie zabezpieczenie interesów przedsiębiorców się nie zdecyduje.
– Zastosowanie tak drastycznych środków jak blokowanie stron internetowych czy publikacja na nich ostrzeżeń powinno wymagać uprzedniej zgody SOKiK. Ale warto zauważyć, że obecnie publikacja ostrzeżeń konsumenckich określona w art. 73a ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów lub zobowiązanie do zaniechania określonych działań przed zakończeniem postępowania określone w art. 101a ustawy takiej zgody nie wymagają – spostrzega mec. Strzelecki. I dodaje, że nie spodziewa się zatem takiego rozwiązania w projekcie ustawy, którego autorem zapewne będzie... sam prezes UOKiK.
Szlaki przetarł już bowiem Urząd Komisji Nadzoru Finansowego, który przygotował procedowany obecnie projekt nowelizacji ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Gotowy dokument został jedynie przedstawiony jako przedłożenie rządowe, oficjalnie sygnowane przez Ministerstwo Finansów.
Przewidziana w projekcie nowelizacji ustawy o nadzorze kontrola sądowa nad decyzjami szefa KNF o blokowaniu dostępu do stron internetowych przedsiębiorców z branży finansowej jest iluzoryczna.
Argumentowano to między innymi tym, że w walce z oszustami liczy się każdy dzień. A wymóg uzyskania zgody sądu na blokadę domeny wydłuża realną ochronę konsumentów o kilka, a nawet kilkanaście tygodni.
Dominik Jędrzejko zauważa, że szybkość reakcji sądu powinna być w tego typu sprawach gwarantowana specjalną procedurą gwarantującą błyskawiczne rozpoznanie wniosków i ewentualnych zażaleń przedsiębiorców.
Michał Strzelecki z kolei ma nadzieję, że prezes UOKiK z nowego instrumentarium będzie korzystał bardzo ostrożnie. Choćby z obawy przed odpowiedzialnością odszkodowawczą oraz stratami wizerunkowymi.
– Na stronie prezesa UOKiK nadal można odnaleźć przeprosiny skierowane do przedsiębiorcy za naruszenie jego dóbr osobistych przez publikację informacji, że sprzedawane na jego stacji paliwo nie spełniało parametrów – przypomina mec. Strzelecki. Publikacja nastąpiła wskutek przegranego przez urzędników procesu (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 4 marca 2015 r., sygn. I ACa 305/13).
Etap legislacyjny
prace koncepcyjne