Polacy to euroentuzjaści. Polskie członkostwo w UE popiera ponad 80 proc. naszych obywateli. I trudno się dziwić. Ostatnie 13 lat członkostwa w strukturach unijnych zapewniło Polsce skok cywilizacyjny. Zmienił się wygląd kraju, gwałtownie polepszyła jakość życia, wzrosła konkurencyjność przedsiębiorców. Dlaczego w takim razie politycy nadal nie podejmują tematu silniejszego połączenia naszej gospodarki z Europą i związania polskiej waluty ze strefą euro?
Mamy twarde fakty. Dogłębne analizy (m.in. ta zrobiona przez NBP, jeszcze za prezesury Sławomira Skrzypka), większość przedsiębiorców oraz, co szczególnie istotne, zdecydowana większość naszych ekonomistów opowiadają się za przyjęciem przez Polskę euro.
Co oznacza wspólna waluta dla naszej gospodarki, przedsiębiorców i zwykłych obywateli? Moim zdaniem jest zdecydowanie więcej argumentów „za” niż „przeciw”. Poniżej postaram się przedstawić najważniejsze korzyści z takiego rozwiązania.
Euro to wiele plusów
Po pierwsze, chodzi o wyeliminowanie ryzyka walutowego w transakcjach handlu zagranicznego. Zwiększy to wolumen handlu w ramach UE. Stanowi on ok. 70 proc. naszej wymiany z zagranicą i odsetek ten może tylko rosnąć. Natomiast trzeba sobie jasno powiedzieć, że samowystarczalny model rozwoju gospodarczego nie jest żadną poważną alternatywą rozwojową dla Polski. Po wtóre, wspólna waluta oznacza zwiększenie dynamiki inwestycji, dzięki wyeliminowaniu ryzyka walutowego, zmniejszeniu kosztów kredytu i łatwiejszemu planowaniu finansowemu. Wobec kiepskich wyników inwestycji firm w I półroczu 201 7 r . jest to szczególnie istotne. Model wzrostu napędzany głównie przez konsumpcję nie jest trwały i prowadzi do napięć makroekonomicznych. Zrównoważony wzrost musi być oparty na inwestycjach. Euro to także brak konieczności wymiany walut przy wyjazdach turystycznych, co w bezpośredni sposób odczują Polacy spędzający wakacje za granicą. Euro przyczyni się również do redukcji długu publicznego (do ok. 35 proc. PKB z dzisiejszych 55 proc.) i kosztów jego obsługi. Istotnie zmniejszą się bowiem niezbędne dzisiaj rezerwy walutowe. Po wstąpieniu do Europejskiego Banku Centralnego utrzymywanie rezerw w wysokości ponad 11 0 m ld euro nie będzie ani potrzebne, ani wymagane.
Kolejnym, pewnym efektem przyjęcia wspólnej waluty będzie spadek stóp procentowych, co odczują zarówno przedsiębiorcy, jak i obywatele (np. posiadacze kredytów hipotecznych i konsumenckich). Poprawi się także nasza międzynarodowa pozycja finansowa. Jednocześnie, ostatecznie rozwiąże się kwestia kredytów hipotecznych w walutach obcych, z czym politycy nie potrafią sobie poradzić, nie destabilizując sytuacji w sektorze bankowym. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to dzięki przynależności do strefy euro będziemy mieli możliwość dostępu do funduszy pomocowych na ratowanie systemu bankowego bez pogarszania stanu naszych finansów publicznych.
Euro wymusi utrzymanie rygorów dyscypliny finansów publicznych, ich sanację i osiągnięcie pożądanych makroproporcji ekonomicznych. Przy jednym z najwyższych wskaźników wzrostu gospodarczego w Europie mamy jeden z najwyższych deficytów budżetowych, co samo w sobie jest paradoksem. Jednocześnie stanowi duże zagrożenie w sytuacji pogorszenia koniunktury w otoczeniu gospodarczym, od którego bezwzględnie zależymy.
Po zwycięstwie A. Merkel w Niemczech należy się spodziewać dalszej integracji strefy euro, przyśpieszenia jej wzrostu (dzisiaj to już jest 2,2 proc. po dwóch kwartałach), dalszego spadku bezrobocia, przyśpieszenia reform strukturalnych (w szczególności we Francji i Włoszech). Ryzyko populizmu grającego na rozbicie strefy euro i UE zostało w twardym jądrze wspólnoty praktycznie wyeliminowane (jedyny znak zapytania to dzisiaj Włochy, ale również i tam populiści przed wyborami tracą na znaczeniu).
Strefa euro może być teraz wzorem dla Polski w szeregu ważnych reform instytucjonalnych, np. kraje skandynawskie (w obszarze finansów publicznych, rynku pracy, pomocy społecznej, systemu emerytalnego), Niemcy (w dziedzinie szkolnictwa zawodowego, systemu emerytalnego, budowania oszczędności krajowych czy systemu wyborczego).
Euro nie gwarantuje powszechnej szczęśliwości
Tak naprawdę przyjęcie wspólnej europejskiej waluty jest warunkiem sine qua non powodzenia ambitnej strategii odpowiedzialnego rozwoju wicepremiera Mateusza Morawieckiego, która wiele powyższych punktów stawia sobie za cel. Dlatego też miejsce Polski jest w coraz bardziej integrującej się UE, a nie poza nią.
Podstawowym ryzykiem funkcjonowania w ramach strefy euro jest brak możliwości dewaluacji waluty w celu odzyskania utraconej konkurencyjności gospodarki. Polski wkład w reformę strefy euro mógłby polegać na możliwości uporządkowanej upadłości poszczególnych państw członkowskich, która ureguluje również możliwość redukcji zadłużenia w połączeniu z czasowym opuszczeniem unii walutowej oraz ponownej akcesji. W ten sposób kraje strukturalnie niekonkurencyjne otrzymają realną szansę na uzdrowienie swoich gospodarek, a strefa euro jako całość mogłaby przezwyciężyć chroniczną dysfunkcjonalność swojego bilansu płatniczego.
Problem euro w Europie polega na tym, że strefa euro jest specyficznym klubem ekskluzywnych członków, którzy do niego wstąpili na zasadzie dobrowolności, ale który nie gwarantuje powszechnej szczęśliwości przez samo przystąpienie. By tak się stało, trzeba jeszcze odpowiednio się zachowywać, tzn. przestrzegać reguł gry, które zdefiniował unijny traktat z Maastricht w 199 2 r .
Problemy w Europie wynikają też z fundamentalnego konfliktu między myśleniem życzeniowym a twardą rzeczywistością. Można to określić jako prymat polityki nad prawami ekonomicznymi. Wiele lat może trwać sytuacja, w której politycy przeforsowują swoją wolę polityczną, jakby nie było żadnych ograniczeń budżetowych, żadnych praw ekonomicznych ani reguł matematyki. Kiedyś zawsze jednak dochodzi do zderzenia z rzeczywistością, im później, tym zderzenie jest bardziej bolesne. Taki przykład mamy z krajami południa Europy (np. Grecja).
Euro nie chroni przed brakiem odpowiedzialności
Czy zatem warto wchodzić do klubu, który również miewa poważne kłopoty? Trzeba jednak pamiętać, że to nie euro jest przyczyną problemów, tylko nieodpowiedzialna polityka fiskalna niektórych rządów. Euro bowiem nie jest lekarstwem na brak odpowiedzialności i premiuje tylko kraje zachowujące się w sposób rozsądny i racjonalny. Natomiast utrudnia wychodzenie z sytuacji kryzysowej tym mniej rozsądnym. Utraconej konkurencyjności w strefie euro nie można bowiem przywrócić przez dewaluację waluty, realną dewaluację przez deflację (zakładając realną inflację konkurencyjnej północy Europy) w wysokości od 20 do 30 proc. też trudno sobie wyobrazić. Obniżenie nominalnych płac o 20–30 proc. teoretycznie możliwe i na pewną skalę praktykowane obecnie w Grecji, w praktyce nie wydaje się w krótkim okresie do przeprowadzenia. Drastyczne zwiększenie produktywności też nie jest możliwe. Chcąc przynależeć do strefy euro, trzeba być zatem odpowiedzialnym i rozsądnym. Jeżeli Polska przyjmie taki kierunek, przystąpienie do strefy okaże się dla naszego kraju nieopisaną szansą. Zobaczyliśmy już, jak wielki skok rozwojowy przeżyliśmy dzięki wejściu w struktury Unii, teraz jest okazja zrobić kolejny odważny krok w stronę rozwoju i zastąpić złotego wspólną walutą.