Sejm jeszcze nie uchwalił jednej modyfikacji projektu budżetu na 2017 r., a już myśli o kolejnej. Cel? Zaspokoić apetyty ministrów, póki sytuacja kasy państwa jest komfortowa
W ubiegłym tygodniu w Sejmie wystartowały prace nad nowelizacją tegorocznego budżetu. Posłowie są dopiero po pierwszym czytaniu projektu zmian w planie dochodów i wydatków. Jak tylko je uchwalą, prawdopodobnie trafi do nich kolejna nowela budżetu na 2017 r. Z nieoficjalnych informacji DGP wynika, że dojdzie do niej prawdopodobnie w grudniu.
– Taką informację przekazał na posiedzeniu rządu w ubiegłym tygodniu wicepremier Mateusz Morawiecki. Uzależnił kształt noweli od tego, co się wydarzy z kasą państwa w październiku i listopadzie – mówi nasze źródło w rządzie.
Na razie sytuacja jest dość komfortowa. Dzisiaj Morawiecki poda szczegóły na temat kondycji budżetu po wrześniu. DGP już dwa tygodnie temu pisał, że w kasie państwa po dziewięciu miesiącach jest górka (wczoraj PAP podała, że było to ok. 3 mld zł wobec 4,9 mld zł po sierpniu). Ostatni raz niewielką nadwyżkę po wrześniu mieliśmy dekadę temu. Rok temu o tej porze było już ponad 20 mld zł deficytu, a w tym roku plan MF zakładał, że po ośmiu miesiącach ujemne saldo będzie wynosiło 32,5 mld zł. Obecnie resort finansów szacuje, że budżet państwa mimo bieżącej nadwyżki zamknie rok deficytem w wysokości 31,2 mld zł – to o prawie połowę mniej, niż zakłada ustawa. Dlaczego więc w rządzie planowana jest druga nowelizacja? Bo to jedyna możliwość wpisania do budżetu wydatków ekstra.
– Robimy nowelizację, bo możemy sobie na to teraz pozwolić. W latach wyborczych 2018–2019 będzie większa presja na wydawanie, więc część apetytów chcemy zaspokoić już teraz – przekonuje nasz informator. Zwraca uwagę, że sytuacja przyszłorocznego budżetu, a jeszcze bardziej tego, który będzie realizowany w roku kolejnego rozdania politycznego, czyli za dwa lata, to wielka niewiadoma. – Dlatego już teraz możemy nieco rozładować kolejkę po pieniądze, w której się ustawili do ministra finansów koledzy z rządu – mówi nasze źródło.
Jakie nowe wydatki mogą się pojawić – na to pytanie minister finansów nie zna jeszcze odpowiedzi. Najpierw chce zobaczyć stan kasy państwa po listopadzie. Wciąż też nie zapadła polityczna decyzja, w jakich sferach należy dosypać ministrom pieniędzy. Ta dyskusja odbędzie się dopiero na przełomie listopada i grudnia.
Poprzedni projekt nowelizacji rząd zatwierdził tydzień temu. Wpisując do projektu niższą dotację dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych czy mniejsze wydatki związane z wykorzystaniem funduszy unijnych, wygospodarował 9,4 mld zł na inne wydatki. Największym beneficjentem był wicepremier Mateusz Morawiecki, gdyż 3,5 mld zł z tej sumy ma być przeznaczone na dokapitalizowanie nadzorowanych przez niego instytucji finansowych. To pieniądze dla Polskiego Funduszu Rozwoju, Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. 2,3 mld zł zostało przeznaczone na wypłaty rekompensat dla górników emerytów za niezrealizowane deputaty węglowe. Dostaną po 10 tys. zł na osobę. Rząd zdecydował także o przeznaczeniu ponad miliarda dla publicznych mediów, które mają kłopoty finansowe. By uniknąć zarzutu niedozwolonej pomocy publicznej, te pieniądze zostaną przekazane Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji m.in. jako rekompensata za ulgi dla emerytów i bezrobotnych. Ponad 80 mln zł pójdzie na doposażenie gabinetów profilaktyki zdrowotnej w szkołach. Te wszystkie przesunięcia nie mają wpływu na ogólną kwotę wydatków ani na poziom deficytu budżetowego.
Nowelizacje budżetu – zarówno zaproponowana kilka dni temu, jak i planowana w grudniu – wpisują się w zmianę podejścia w finansach publicznych, jaka nastąpiła po wyborach parlamentarnych wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r. Gdy do resortu finansów przyszli najpierw Paweł Szałamacha, a potem Mateusz Morawiecki, modyfikacje ustawy budżetowej stały się rutynowym narzędziem korekty polityki wydatkowej pod koniec roku. Jeśli były luzy w postaci wyższych dochodów czy mniejszych wydatków, to pojawiały się też nowe pozycje do sfinansowania – ale tak, by nie przekroczyć oryginalnej kwoty deficytu. Zmiany budżetu w ciągu roku stały się świadectwem komfortowej sytuacji w budżecie państwa.
Inaczej było w czasach Platformy Obywatelskiej. Wówczas sama pogłoska o nowelizacji mogła zaniepokoić rynek, bowiem zmiana uchwalonej już ustawy była sygnałem problemów z wpływami do budżetu i wynikała z konieczności cięcia części wydatków i zwiększania deficytu. Tak było w kryzysowym roku 2009 oraz cztery lata później, gdy znów przyszło gospodarcze spowolnienie. Nowelizacja budżetu była traktowana jako koło ratunkowe dla finansów publicznych, gdy inne metody działań zawiodły.
Jednak metoda, jaką przyjął PiS, to nie tylko oznaka komfortowej sytuacji finansów publicznych. Deficyt budżetowy, choć nie przekroczy zakładanego w pierwotnej ustawie, będzie większy, niż gdyby realizowano oryginalny plan. Z drugiej strony – nowelizacje pozwalają na zmniejszenie dziury budżetowej w kolejnym roku.