A to za sprawą źle skonstruowanych przepisów. Zdaniem ekspertów resort, przyspieszając wejście wyśrubowanych norm w Polsce, prawdopodobnie zapomniał o art. 171b prawa ochrony środowiska - aktu nadrzędnego nad rozporządzeniem. Zwalnia on z ograniczeń rozporządzenia towary wyprodukowane zgodnie z prawem w wyżej wymienionych krajach. Rzecz w tym, że w całej UE restrykcyjne przepisy ekoprojektu wejdą od 1 stycznia 2020 r. A zatem produkowane w innych krajach piece 4 czy nawet 3 klasy będzie do nas można legalnie importować. Dla branży może być to cios, bo nie dość, że poniesie koszty przestawienia produkcji, to jeszcze będzie zmagać się z nierówną (tańszą) konkurencją.
Ale to nie wszystko. Przepisy sformułowano niejasno, a organizacje branżowe mają wątpliwości, czy będzie można produkować w kraju piece niższej kategorii na eksport. Resort zapewnia nas w lakonicznej wypowiedzi dla DGP, że tak.
Zdaniem ekspertów nieprecyzyjne przepisy otwierają furtkę dla omijania prawa. – W końcu każdy przyłapany na produkcji kopciuchów będzie mógł się tłumaczyć, że produkuje je na eksport – mówi dr Bartosz Draniewicz, prawnik specjalizujący się w prawie ochrony środowiska. W efekcie małe zakłady, które nie zdążą przestawić produkcji, wejdą w szarą strefę. Tym bardziej że kary grzywny – w wysokości do 5 tys. zł – są tylko za wprowadzanie do obrotu. Natomiast nie ma kar za wprowadzenie do użytkowania. – Całe rozporządzenie jest przygotowane bardzo niestarannie, nadaje się do wyrzucenia do kosza – podsumowują producenci.
Wygląda więc na to, że resort, który chciał, aby Polska stała się pierwszym krajem wolnym od kopciuchów, za bardzo się pospieszył. Ceną za chęć bycia bardziej świętym niż sam papież mogą być bankructwa polskich firm.