Economicus 2017, siódma edycja konkursu dla najlepszych książek ekonomiczno-biznesowych na naszym rynku wydawniczym, zmierza w kierunku rozstrzygnięcia. Oto dziesiątka naszym zdaniem najlepszych publikacji nominowanych w kategorii – najlepsze tłumaczenie zagranicznej książki ekonomiczno-biznesowej. Zwycięzcę poznamy dziś, 19 maja, podczas uroczystej gali na Warszawskich Targach Książki
/>
/>
/>
/>
/>
/>
/>
/>
/>
/>
Philip Tetlock i Dan Gardner w swoich poprzednich badaniach nieraz zrzucali z piedestału postać zawodowego eksperta. Bezlitośnie kpili z tego, że dorobek prognostyczny światowej sławy speców od ekonomii, politologii czy spraw międzynarodowych jest niewiele lepszy od wskazań małp, którym kazano rzucać lotkami do tarczy z odpowiedziami. A tu niespodzianka. Bo w „Superprognozowaniu” Tetlock i Gardner twierdzą, że prognozowania da się nauczyć. A nawet, że jest to sztuka, w której można się wyćwiczyć. Nie oznacza to, że funkcjonujący dziś na rynku eksperci już to robią. Pewnie nie. Tetlock i Gardner dowodzą tylko, że powinni. Ich zdaniem zawód eksperta należałoby poddać specyficznemu uregulowaniu. Powinny powstawać rankingi, za pomocą których każdy będzie mógł sprawdzić, jak dobrym przewidywaczem przyszłości jest ekspert oferujący swoje usługi.
Jedna z wczesnych (pierwodruk w 2010 r.) prób zmierzenia się z kryzysem bankowym lat 2007–2009. Smaczku książce dodaje to, że jednym z jej autorów jest Jean Tirole, francuski ekonomista z Uniwersytetu w Tuluzie i laureat ekonomicznego Nobla w 2014 r. Książka jest cenna, bo pokazuje kontynentalną perspektywę widzenia kryzysu. Tak różną od prezentowanej przez autorów anglosaskich.
„Witamy w zatrutym kielichu” to wiwisekcja lat 2010–2015, gdy dopełniał się dramat europejskiego kryzysu zadłużeniowego. Składają się na nią publikowane w przeróżnych miejscach teksty prasowe, wywiady oraz garść prywatnej korespondencji Jamesa K. Galbraitha, znanego amerykańskiego ekonomisty z Uniwersytetu Teksańskiego (i syna jeszcze słynniejszego Johna K. Galbraitha, doradcy kilku amerykańskich prezydentów). Był to czas, gdy Galbraith młodszy stał się świadkiem jednego z najważniejszych wydarzeń naszych czasów. Zakolegował się bowiem z ekonomistą Janisem Warufakisem, który już po wybuchu greckiego kryzysu przyjechał do Teksasu z cyklem wykładów. A potem został wezwany do Aten w roli ministra finansów. Galbraith pojechał z nim jako przyjaciel i doradca. Chcecie wiedzieć, skąd się wziął triumfalny marsz po władzę eurosceptycznej prawicy, jak doszło do brexitu oraz dlaczego mamy wielki problem z wiarygodnością projektu unijnego? Ta książka daje wiele przekonujących wyjaśnień tych zagadek.
W książce „Matchmaking” noblista z 2012 r. Alvin E. Roth podsumowuje swoje obfite doświadczenia z wieloletniej pracy ekonomicznej swatki. A więc kogoś, kto musi sprytnie i skutecznie połączyć podaż z popytem. Jego specjalnością są te wszystkie obszary i transakcje, które wymykają się prostej logice zysku. Na rynkach analizowanych przez Rotha pieniądze nie grają wielkiej roli. Czasem nie ma ich tam w ogóle, jak choćby w regulowanym obrocie ludzkimi organami. Roth pokazuje, jak uzyskać konieczną do dobrego funkcjonowania rynku gęstość (to wystarczająco duża liczba jego uczestników). Pisze, jak unikać zatorów – sytuacji, w której opcji jest tak wiele, że uczestnikowi trudno podjąć decyzję. Prawidłowo funkcjonujący rynek – przypomina Roth – to taki, na którym chce się być. Jego przeciwieństwem jest zaś układ, w którym większość uczestników narzeka na brak jasnych reguł i ustawienie rynku pod kogoś potężnego.
To jedna z pierwszych książek znanego już na polskim rynku Ha-Joon Changa. Wydana w oryginale w 2007 r., jeszcze przed trzęsieniem, które podało w wątpliwość supremację jedynie liberalnego sposobu patrzenia na ekonomię. Polemiczny pazur i skłonność do obrazowych metafor już są. Pewność siebie, wyrazistość i suwerenność myślenia również. Ostrze krytyki uderza jednak gdzie indziej. Jeśli potraktujemy neoliberalny kapitalizm jako chuligana terroryzującego od lat całą okolicę, to Ha-Joon Chang w „Złych samarytanach” nie ma jeszcze odwagi wydać mu otwartej walki na jego poletku (Koreańczyk zrobi to dopiero w „23 rzeczach...” i „Instrukcji...”). Zamiast tego próbuje go potarmosić na wyjeździe. „Źli samarytanie” opowiadają więc głównie o ekscesach wolnorynkowego kapitalizmu na obrzeżach zachodniego świata. Czytamy tu więc o trikach, za pomocą których bogaty Zachód odmawia krajom na dorobku dostępu do tych samych narzędzi ekonomicznych (głównie państwowej interwencji), dzięki którym ten sam Zachód budował swoje bogactwo 200–300 lat wcześniej.
„A słabi....” nie jest tylko wspominkowym lamentem byłego greckiego ministra finansów. Polityka z kraju, któremu urządzono „fiskalny waterboarding” (znany bon mot Warufakisa). To świetnie napisana opowieść o integracji. Nie tylko europejskiej, ale w ogóle o powojennym projekcie zbliżenia między narodami poprzez połączenie ich gospodarek. Czy to w ramach systemu z Bretton Woods, czy później mozolnego łączenia zachodnioeuropejskich systemów ekonomicznych. Aż po wprowadzenie euro. A więc planu, który miał przenieść eurointegrację na taki poziom, by nie dało się już z niego cofnąć. Warufakis patrzy na te zjawiska krytycznie. Ale spod spodu co rusz wyziera spora sympatia. Grek pyta (i odpowiada), jak doszło do tego, że Unia stała się neoliberalną maszynką do maksymalizacji zysku silnych i uprzywilejowanych.
Według wielu to najważniejsza (obok „Kapitału” Thomasa Piketty’ego) książka ekonomiczna wydana po kryzysie 2008 r. Mazzucato na przykładzie historii zachodnich innowacji udowodniła, że państwo nie jest przeżytkiem, że bez niego postępu technologicznego i wzrostu produktywności w ogóle nie będzie. Mało tego, bez państwa wymierać zacznie nawet prywatna przedsiębiorczość. Wzdrygają się państwo, czytając te słowa? Pewnie dlatego, że mamy wtłoczony do głowy pewien (ale bardzo dla biznesu użyteczny) mit. Głosi on, że sektor prywatny to lwy, które by chciały głośno ryczeć i popisywać się wigorem. Ale nie mogą. Bo państwo ciągle nakłada im kaganiec. Tymczasem w rzeczywistości jest odwrotnie. Przedsiębiorcy to grubsze i chudsze kocury. W pełni udomowione. Łaszą się do władzy lub biorą ją na litość. Byle tylko dostać miskę napełnioną karmą. I dopiero rolą państwa jest te kociaki pobudzić do działania. Nauczyć je ryczeć.
Nick Bostrom jest szwedzkim filozofem, który kieruje prestiżowym Instytutem Przyszłości Ludzkości na Uniwersytecie Oksfordzkim. W swojej książce stawia tezę, że jest wysoce prawdopodobne, iż jeszcze w tym stuleciu uda się zbudować superinteligencję. Do tego celu wiedzie bowiem nie jedna, lecz przynajmniej kilka niezależnych dróg. Sztuczna inteligencja może przybrać różne formy. Może być superkomputerem albo emulacją mózgu (czyli dokładnie odwzorowaną mapą neuronową człowieka). Jeszcze inny pomysł na budowę superinteligencji to forma współpracy komputera z ludzkim umysłem. Można sobie wreszcie wyobrazić rodzaj superinteligencji kolektywnej. Czyli łączenie wielu ludzkich umysłów w jeden. W drugiej części książki dostajemy z kolei opis możliwych skutków takiego przełomu. Bo jak słusznie zauważył kiedyś brytyjski geniusz matematyczny Alan Turing: „Trzeba zdawać sobie sprawę, że opracowanie przepisu na superinteligencję będzie jednocześnie ostatnim wynalazkiem, jakiego dokona ludzkość”. Każdy następny będzie przecież pochodził już nie od nas, tylko od tejże superinteligencji.
Ta pozycja składa się z dwóch części. Pierwsza to opowieść o historii neoliberalizmu. Wzięcie pod lupę okresu powojennego, w którym na moment potęga kapitału w zachodnich systemach politycznych zostaje ograniczona. Ale zaraz potem następuje „restauracja władzy klasowej”, polegająca na ugruntowaniu neoliberalizmu w społeczeństwach zachodnich, a potem ekspansji kapitalizmu na resztę świata: Amerykę Łacińską, Azję (Chiny!) czy nową Europę. Dużo bardziej warta uwagi jest część druga. Nosząca tytuł „Notatki do teorii rozwoju nierównego geograficznie”. Pokazuje on, jak odbywała się (fundamentalna dla kapitalizmu) akumulacja kapitału w czasie i przestrzeni. I to nie tylko na planszy imperialnej (geograficzny podział pracy, innowacje nastawione na skrócenie obrotu kapitału albo geopolityka kapitalizmu). Harvey wprowadza do rozważań również miasto – jako wykwit kapitalizmu i miejsce, gdzie jego siły widać najlepiej.
Podejście Angusa Deatona (Nobel w 2015 r.) trafi najprędzej do tych czytelników, którzy nigdy nie kupowali tego całego zamieszania wokół tematu nierówności. „Wielka ucieczka” spodoba się również tym, co z zadowoleniem od dawna notowali wszelkie (poważne i niepoważne) doniesienia, że Thomas Piketty i spółka (ci bijący na alarm, że nierówności już niebawem doprowadzą do społecznej i politycznej tragedii) to zwykli szarlatani. Oni będą pewnie Deatona chwalili za zdrowy i wyważony punkt widzenia. Dla innych książka noblisty może być jednak trochę rozczarowująca. Rozmydla bowiem problem, który jest jak dynamit podłożony pod współczesne demokracje.