Były szef MSZ przekonuje, że umowa przyniesie wzrost PKB
Czy CETA nie powinna była jednak najpierw trafić do Trybunału Sprawiedliwości UE, zanim w jej sprawie głosował Parlament Europejski?
Nie sądzę. Sam głosowałem przeciwko skierowaniu umowy do TSUE, ponieważ uważam, że jest ona zgodna z traktatami oraz korzystna dla UE i Polski.
Skąd ta pewność?
Artykuł 207 Traktatu o funkcjonowaniu UE (TFUE) stanowi, że kompetencje w zakresie wspólnej polityki handlowej UE, w tym negocjowania i zawierania umów dotyczących handlu i inwestycji, posiadają organy unijne. Z kolei art. 217 TFUE określa procedurę negocjowania i przyjmowania umów międzynarodowych. Umowa CETA była negocjowana na podstawie obu artykułów, czyli przez Komisję Europejską w ramach mandatu Rady UE. Co więcej, treść umowy jest moim zdaniem zgodna z prawem europejskim. Nie widzę więc podstaw do kierowania jej do TSUE. Ale zaznaczam, że każde państwo członkowskie niezależnie może ją skierować do TSUE do sprawdzenia.
Jakie korzyści z CETA pan dostrzega?
Będą one wielowymiarowe. Po pierwsze, zniesienie ceł na 98 proc. wymienianych produktów na kwotę 400 – 500 mln euro rocznie. Pozwoli to na obniżenie cen w UE oraz wzrost konkurencyjności firm europejskich na rynku kanadyjskim. Umożliwi to wzrost eksportu, stworzenie nowych miejsc pracy i przyspieszenie wzrostu gospodarczego. Po drugie, europejskie firmy zyskają dostęp do kanadyjskiego rynku zamówień publicznych (i odwrotnie), co otworzy nowe możliwości ekspansji, pozwoli na obniżenie cen i poprawę jakości usług publicznych. Po trzecie, liberalizacji ulega eksport usług, takich jak telekomy, finanse, transport itd., ale bez dostarczania usług publicznych (zdrowie, edukacja), które pozostaną w kompetencjach państw. Po czwarte, zniesienie ceł i opłat na 92 proc. kanadyjskiego importu artykułów rolnych i żywności pozwoli na ekspansję eksportu rolnego z UE. Skorzysta na tym Polska, która już teraz ma dużą nadwyżkę w handlu rolnym z Kanadą. Zarazem import rolny z Kanady nie spowoduje pogorszenia jakości żywności, bo normy UE nadal będą obowiązywać bez żadnych wyjątków. Ponadto CETA gwarantuje, że 143 europejskie regionalne oznaczenia geograficzne (sery, wędliny, wina) uzyskują ochronę w handlu przed imitacją i podróbkami. UE uzyskuje też dostęp do wspólnych połowów na łowiskach morskich Kanady. Zarazem pozostaną w mocy kontyngenty na import do UE produktów wrażliwych, takich jak wołowina, wieprzowina, kukurydza i produkty mleczne, a import drobiu i jaj będzie nadal objęty restrykcjami (minimalna cena wwozu). Po piąte, CETA wprowadza zasadę wzajemnego uznania standardów i norm dla produktów przemysłowych, co zwolni firmy europejskie z konieczności kosztownego dublowania testów i ponownego uzyskiwania zezwoleń. Po szóste, CETA ułatwia podejmowanie pracy przez pracowników drugiej strony i stwarza ramy dla wzajemnego uznawania kwalifikacji zawodowych. Wszystkie te ułatwienia będą szczególnie korzystne dla europejskich małych i średnich przedsiębiorstw, które ponoszą nieproporcjonalnie duże koszty z tytułu dostępu do rynków zagranicznych, w tym kanadyjskiego. Chcę jednocześnie wyraźnie podkreślić, że – wbrew pojawiającym się tu i ówdzie opiniom – liberalizacja handlu nie oznacza obniżenia standardów jakości i bezpieczeństwa żywności czy ochrony środowiska. W tym zakresie UE utrzymuje wszystkie istniejące ograniczenia. Nie ma mowy o imporcie żywności GMO czy wołowiny produkowanej na hormonach wzrostu.
Nie znajduje pan żadnych kontrowersyjnych zapisów?
Zapoznałem się z treścią umowy i nie podzielam opinii, że zawiera zapisy niekorzystne czy zgoła niebezpieczne. Wręcz odwrotnie, jest to umowa nowej generacji, bardziej wszechstronna i zawierająca dodatkowe zabezpieczenia. Nie gwarantuje ona oczywiście automatycznych korzyści wszystkim, bo żadna umowa tego nie jest w stanie zagwarantować, ale otwiera możliwości uzyskiwania korzyści dla europejskich firm i ich pracowników, a ponadto – na poziomie makro – zapewnia wzrost PKB.
Ekonomiści z Tufts University nie podzielają tego optymizmu.
Uważam, że analiza dokonana przez ekonomistów z Tufts University (TU) jest stronnicza i zawiera poważne błędy merytoryczne. Po pierwsze, w ramach dostosowań do nowych warunków handlu w UE nie dojdzie do utraty netto miejsc pracy, a jedynie do zmian w strukturze zatrudnienia, w miarę jak pracownicy będą się przenosić z branż niekonkurencyjnych do bardziej wydajnych. W procesie tym będzie występować tzw. bezrobocie frykcyjne, mające jednak charakter przejściowy, a nie trwały, jak sugerują autorzy z TU. Po drugie, wykluczają oni możliwość transferów kompensacyjnych, co jest nieuzasadnione. Zawsze istnieje możliwość przejściowego i selektywnego wsparcia dla najbardziej dotkniętych sektorów (choć nie sądzę, aby była taka potrzeba ze względu na niewielką skalę obniżek ceł). Po trzecie, analiza trójkątów Harbergera jest niepoprawna, bo zakłada silny wzrost cen importowych i pogorszenie terms of trade, spowodowane zniesieniem ceł. To jest przypadek skrajny i mało prawdopodobny. Kanada jest zbyt małym importerem, aby wpłynąć odczuwalnie na poziom cen międzynarodowych. W rzeczywistości ceny międzynarodowe nie wzrosną (lub wzrosną minimalnie), a standardowa analiza wpływu zmian ceł wskazuje, że obie strony odniosą korzyści. Po czwarte, autorzy posługują się diagramem równowagi cząstkowej (mikro) dla wyciągania wniosków dotyczących równowagi ogólnej (makro), co jest poważnym błędem metodologicznym. Razi też naginanie przyjętych założeń do z góry przyjętej tezy. Analiza Tufts University nie jest wiarygodna.
Organizacje pozarządowe przestrzegają przed obniżeniem standardów w konsekwencji umowy.
To jednostronne, populistyczne i często nierzetelne opinie. Obawy i lęki, że umowa doprowadzi do obniżenia standardów społecznych, pracowniczych i środowiskowych w Europie, są bezpodstawne. Wręcz odwrotnie, w CETA obie strony zobowiązują sią do utrzymania i podnoszenia standardów socjalnych i pracowniczych zgodnie z konwencjami ILO oraz zobowiązują się podnosić poziom ochrony środowiska. Przywoływane niekiedy doświadczenia Kanady z okresu funkcjonowania NAFTA nie są tu miarodajne. NAFTA działa już od 23 lat, była negocjowana w zupełnie innych warunkach i wymaga oczywiście pewnych modyfikacji. CETA jest kompletnie inną umową, bardziej wszechstronną i uwzględniającą standardy społeczne, pracownicze i środowiskowe. Również oskarżenia o to, że CETA została przygotowana na zamówienie wielkich korporacji, są motywowane ideologicznie i nie znajdują potwierdzenia w faktach. Swoboda handlu w ramach regulowanych przez państwo była i jest niezbędnym warunkiem szybkiego rozwoju gospodarczego. Dowodzi tego nie tylko ugruntowana teoria ekonomii, ale i wieloletnie doświadczenia wielu państw. Umowa CETA stwarza takie ramy. Wiąże obie strony, jak każda umowa międzynarodowa, ale tylko w zakresie spraw regulowanych umową. Każda strona zachowuje pełne kompetencje regulowania pozostałych spraw. Także nowy system rozstrzygania sporów pomiędzy inwestorami i państwami stanowi rozwiązanie, które wzmacnia wpływ państw na rozstrzyganie sporów, w porównaniu z obecnie obowiązującymi bilateralnymi umowami poszczególnych państw UE z Kanadą dotyczącymi wzajemnej ochrony inwestycji. Warto wskazać na główne różnice. Po pierwsze, zamiast powoływanych ad hoc arbitrów tworzy się stały trybunał, złożony z 30 sędziów, po 15 z każdej strony. Po drugie, są to zawodowi sędziowie, a nie arbitrzy, którzy wybierani byli często spośród rozmaitych ekspertów, prawników czy przedstawicieli korporacji. Po trzecie, do każdego sporu skład sędziowski jest dobierany losowo. System taki w większym stopniu gwarantuje niezależność, fachowość prawną i bezstronność w trakcie rozpatrywania sporów. Po czwarte, postępowanie jest dwuinstancyjne, jak w normalnym sądownictwie, co umożliwia apelację. Taki system rozstrzygania sporów daje gwarancję, że interesy państwa będą właściwie chronione, jednak bez uszczerbku dla uzasadnionych interesów inwestorów. Odrzucenie CETA oznaczałoby pozostanie przy starym, znacznie mniej efektywnym systemie rozstrzygania sporów.