Dawno, dawno temu pewien kanadyjski astronom udał się do amerykańskiego States Naval Observatory, które dziś nazwalibyśmy Centrum Obliczeniowym Marynarki. Potrzebował dokładnych tablic logarytmicznych do obliczeń astronomicznych, które później byłyby wykorzystywane w nawigacji. Takie to były czasy – nie było systemu GPS, nie było komputerów ani nawet kalkulatorów. Były tablice logarytmiczne.
Dawno, dawno temu pewien kanadyjski astronom udał się do amerykańskiego States Naval Observatory, które dziś nazwalibyśmy Centrum Obliczeniowym Marynarki. Potrzebował dokładnych tablic logarytmicznych do obliczeń astronomicznych, które później byłyby wykorzystywane w nawigacji. Takie to były czasy – nie było systemu GPS, nie było komputerów ani nawet kalkulatorów. Były tablice logarytmiczne.
CO LEPSZE AKTYWA
Czytelników tego felietonu możemy podzielić na dwie grupy. Tych, którzy korzystali w młodości z suwaka logarytmicznego i tych, którzy tego nie robili. Niedługo (albo i już) ten podział będzie dotyczył tego, czy ktoś wie, czym taki suwak był. A w przyszłości tego, czy ktoś wie, czym są logarytmy. To ostatnie pytanie teoretycznie zależy od opracowywanego właśnie nowego programu nauczania. Ale zobaczycie, że tak będzie. Logarytmy są trudne i nudne, więc większość nie będzie chciała się tego uczyć, a większość ma rację.
Wróćmy do tablic. Wspomniany astronom – Simon Newcomb – stwierdził, że początkowe strony tablic logarytmicznych są dużo bardziej zniszczone niż końcowe, a to oznacza, że są one częściej używane. A skoro tak jest, to z jakiegoś powodu korzystający z tablic częściej szukali logarytmów z liczb zaczynających się na jeden niż z liczb zaczynających się na dwa, i tak dalej. W swoim opracowaniu z 1881 r. opublikował nawet częstość występowania poszczególnych cyfr na początku liczb. Stwierdził, że tych zaczynających się od jedynki jest 30,1 proc., tych zaczynających się od dwójki – 17,6 proc., a tych zaczynających się od dziewiątki tylko 4,6 proc. Ale różnych dziwnych opracowań było wówczas wiele, nieraz magicznych, nieraz mistycznych, a najczęściej niezrozumiałych. Nasz bohater o sprawie zapomniał, zajął się swoim głównym projektem, czyli przygotowaniem tablic astronomicznych.
Po raz drugi to samo zjawisko opisał w 1937 r. Frank Benford, inżynier pracujący dla koncernu General Electric. Również zwrócił uwagę na to, że początkowe strony tablic logarytmicznych są bardziej zabrudzone. Benford poszedł dalej i zaczął sprawdzać, czy teoria dotycząca pierwszych cyfr znajduje potwierdzenie na rzeczywistych danych. Zaczął sprawdzać długość rzek, statystyki ligi baseballowej, populację miast, drukowane w gazetach notowania akcji czy ceny w sklepach. Rozkłady były zbliżone. Gdyby analizował ceny w dzisiejszych supermarketach, to szybko doszedłby do wniosku, że najczęściej występującą liczbą jest dziewięć, i nie uzyskałby potwierdzenia swojej teorii. Zresztą zaraz później zwątpiłby w swoją umiejętność dodawania, bo przekonałby się, że dwa produkty o cenie jednostkowej cztery złote każdy kupione razem kosztują siedem złotych.
Rozkład Benforda, nazywany prawem pierwszych cyfr, określa prawdopodobieństwo, z jakim dana cyfra będzie na początku danej liczby. W tym miejscu przyznać muszę, że często sam mam problem z intuicyjnym zaakceptowaniem tego rozkładu. Sądzę, że dzieje się tak dlatego, że zawsze, gdy gram z dziećmi w gry planszowe, prawdopodobieństwo wyrzucenia kostką jedynki i szóstki jest takie samo. Aby poczuć logikę tego prawa, warto policzyć, ile razy jedynka jest na początku w zbiorze liczb naturalnych od jeden do dwadzieścia. Jedenaście liczb (1 oraz 10 do 19) ma na początku jeden, dwie mają dwa (2 i 20), a każda z pozostałych ośmiu występuje tylko raz. Jest jedno zastrzeżenie: że badany rozkład nie jest ograniczony. Nie można w ten sposób analizować np. wzrostu dorosłych ludzi albo numerów telefonów.
Co to ma wspólnego z finansami? Opisane prawo jest wykorzystywane do analizowania poprawności sprawozdań finansowych czy rozliczeń podatkowych. Dla osób, które ręcznie dodają i zmieniają różne liczby w dokumentach księgowych, wystąpienie 4, 5 i 6 na początku liczby jest tak samo prawdopodobne jak 1, 2 i 3. A dla statystyków już nie. Dlatego analizowany jest rozkład pierwszej, a teraz także i drugiej cyfry w liczbach w księgach rachunkowych (oczywiście z uwzględnieniem dziewiątek charakterystycznych dla supermarketów). Jednym z pierwszych wykrytych dzięki tej metodzie przestępstw było fałszowanie czeków przez skarbnika stanu Arizona na początki lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Blisko 40 proc. defraudowanych kwot miało jako pierwsze cyfry 8 i 9, a 15 proc. cyfrę 7. Cyfry 3, 4, 5 i 6 nie występowały, a 1 i 2 stanowiły każda mniej niż 5 proc. I na tej podstawie rozpoczęto śledztwo. Wynik – 1,9 mln dol., wyrok – 5 lat.
Dla pewności sprawdziłem rozkład Benforda dla notowań na warszawskiej giełdzie – cena akcji (w tym w groszach) zaczyna się od jedynki dla 29,4 proc. spółek, od dwójki dla 18,4 proc., a od trójki dla 13,3 proc. Ulżyło mi, widać ceny nie są ręcznie ustawiane, ale mała hossa by pomogła. Sprawdziłem również rozkład sum bilansowych i otrzymałem odpowiednio 32,6 proc., 15,7 proc. i 12,3 proc. Również może być.
Cena akcji zaczyna się od jedynki dla 29,4 proc. spółek, od dwójki dla 18,4 proc., a od trójki dla 13,3 proc. Ulżyło mi, widać ceny nie są ręcznie ustawiane, ale mała hossa by pomogła
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama