Pielgrzymi i turyści przybywający licznie przed świętami Bożego Narodzenia do Betlejem mogą mieć w tym roku problem z kupieniem oryginalnych pamiątek z miasta, gdzie narodził się Jezus.
Według Izraelskiego Ministerstwa Turystyki, na które powołuje się AP, Ziemię Świętą odwiedzi podczas tegorocznego sezonu świątecznego 120 tysięcy osób, z czego połowę będą stanowić chrześcijanie.
Zanim zdecydują się na zakup figurki Jezusa, czy różańca powinni dobrze przyjrzeć się metce, ostrzega agencja AP. Wiele tradycyjnych dewocjonaliów, z których słynie położone na Zachodnim Brzegu Jordanu Betlejem – takich jak tradycyjne różańce z drzewa oliwnego - zastępują bowiem chińskie podróbki.
Jak podaje AP, dużą część dewocjonaliów sprzedawanych w sklepach w pobliżu Bazyliki Narodzenia Pańskiego stanowią plastikowe różańce figurki Jezusa „made in China”.
Nie ma wprawdzie oficjalnych statystyk dotyczących udziału zagranicznych wyrobów w rynku pamiątek w Betlejem, ale jak podaje AP, lokalne władze i przedsiębiorcy szacują, że niemal połowa tego typu produktów pochodzi z zagranicy, głównie z Chin.
"Napływ importowanych towarów jest ogromny, tradycyjne rzemiosło stopniowo zamiera" – ocenił cytowany przez AP Samy Khoury, szef położonego kilkaset metrów od Bazyliki Narodzenia Pańskiego centrum promującego pamiątki z warsztatów lokalnych rzemieślników. Jego centrum o nazwie "Visit Palestine Centre", które istnieje na rynku od pięciu lat, współpracuje z blisko 100 warsztatami rzemieślniczymi i twórcami rękodzieła z terytorium palestyńskiego.
Chińskie podróbki wygrywają z lokalnymi wyrobami ceną. "Tuzin różańców +made in China+ można kupić za 4 dolary, a za 12 sztuk wyprodukowanych lokalnie trzeba zapłacić 25 dolarów. Plastikowa figurka dzieciątka Jezus to koszt 20 dolarów, a oryginalna wykonana w Betlejem sprzedawana jest za 64 dolary", wyjaśnił cytowany przez AP Maher Canawati, właściel niewielkiego warsztatu rzemieślniczego i sklepu z pamiątkami "Three Arches", w którym przeważającą część towarów stanowią pamiątki lokalnych wytwórców.
Jak podkreśla AP, nie wszyscy – tak jak lokalni rzemieślnicy i sprzedawcy - uważają, że importowane towary stanowią zagrożenie dla miejscowego handlu. "To czysty biznes. Nie ma obawy, że ktoś zbankrutuje tylko z powodu tego, że na rynek trafiają (dewocjonalia) z zagranicy" – ocenił Samir Hazboun, prezes Izby Handlowej w Betlejem.
Jak powiedział AP Ali Abu Srour, dyrektor Palestyńskiego Ministerstwa Turystyki, rząd podejmuje już działania w celu ochrony lokalnych producentów i sprzedawców. Projekt nowych przepisów zakłada, że właściciele lokalnych sklepów będą musieli mieć w ofercie 70 proc. miejscowych towarów, a sprzedawane produkty będą musiały być wyraźne oznakowane, by nie było wątpliwości, gdzie zostały wyprodukowane.