Zwolennicy umowy twierdzą, że TTIP czyli (Transatlantic Trade and Investment Partnership - Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji) otworzy rynki po obu stronach Atlantyku i da szansę drobnym przedsiębiorcom. Przeciwnicy, że przyniesie rezygnację UE z suwerenności doktrynalnej, regulacji praw oraz norm żywnościowych, co w efekcie spowoduje, że na półkach sklepowych zagoszczą tańsze od rodzimych kurczaki naszpikowane hormonami, a znikną lokalne sądy na rzecz arbitrażu czy ochrona konsumenta.
Już ponad 2,6 miliona ludzi w Europie domaga się zaprzestania negocjacji w sprawie TTIP w obecnej formule. W wielu krajach UE zebrano więcej podpisów niż oczekiwano: Czechy zgromadziły 116 proc. wymaganej liczby, Włochy 113, Austria 628 proc., Wielka Brytania 747 a Niemcy 1684 proc. zakładanego wyniku.
Polska nie należy do czołówki z 41 procentami (stan na 5 września). Podpowiadamy o co chodzi w TTIP i dlaczego statystyczny „Kowalski” powinien zacząć się nią interesować.
Tajemne spotkania mają nadrzędny charakter nad systemem prawnym UE. Choć Cecilia Malmström, komisarz unijna ds. handlu, zapewniała: Jestem zdeterminowana sprawić, aby unijne negocjacje handlowe były najbardziej przejrzystymi spośród prowadzonych kiedykolwiek – nadal tak się nie stało. Jeśli jako mieszkańców miast irytuje nas, że nie konsultuje się z nami trasy ścieżki rowerowej, to jak czuć mają się obywatele UE (i de facto USA), skoro ich przedstawicieli odsunięto od negocjacji, które ich dotyczą. Treść negocjacji znają za to lobbyści pracujący na rzecz korporacji.
Wojciech Szewko, ekspert ds. stosunków międzynarodowych: Po skandalu z ACTA (który polski rząd bezrefleksyjnie ratyfikował jako jeden z pierwszych) to jest kolejny przykład na złamanie elementarnych podstaw demokracji w UE. Niedopuszczalny jest brak transparentności w procesie wpływania zawodowych lobby na mandat negocjacyjny, który przesądzi o treści stanowiska UE. W ten sposób wielkie koncerny w UE, które nie mogłyby przeforsować korzystnych dla siebie zmian, mogą to zrobić, wpływając na treść stanowiska UE i tym samym umowy, która będzie aktem nadrzędnym nad obowiązującym systemem prawnym Unii.
Marcin Wojtalik, współtwórca Instytutu Globalnej Odpowiedzialności:Komisja Europejska powinna ujawnić dokumenty dotyczące negocjacji, a więc m.in. informacje o treści i uczestnikach spotkań lobbystów korporacji z przedstawicielami KE oraz kolejne stanowiska negocjacyjne obu stron. Negocjatorzy powinni też posłuchać głosu ponad 2,6 miliona Europejczyków, którzy podpisali się pod oddolną Europejską Inicjatywą Obywatelską (EIO) STOP TTIP, zakończyć negocjacje i przeprowadzić europejską debatę nad kształtem polityki handlowej.
Nawet zwolennicy TTIP przyznają, że cła pomiędzy UE a USA są już niskie i dalsze obniżenie ich przyniesie bardzo małe korzyści.
Marcin Wojtalik: Faktycznym celem TTIP jest poszerzenie wpływu korporacji na państwa oraz na decyzje podejmowane przez demokratyczne władze.
W języku liberalizacji handlu jest takie określenie jak „bariera pozataryfowa” . Może być ona podstawą do zakwestionowania przez firmę praktycznie każdej państwowej czy unijnej regulacji prawnej i żądania odszkodowania.
Wojciech Szewko: Istotą układu TTiP jest przede wszystkim zniesienie środków ochrony rynku o charakterze parataryfowym i pozataryfowym. Jednak mogłoby to następować na poziomie negocjacji dwustronnych a nie kompleksowej umowy. Nie wszystkie ograniczenia we wzajemnych obrotach mają równie dotkliwy dla biznesu charakter.
92 procent uczestników negocjacji to lobbyści korporacyjni - podaje The Guardian. Komisja Europejska, starając się poprawić wizerunek TTIP, mocno akcentuje szanse dla MSP. W krajach silnych gospodarczo, takich jak np. Niemcy czy Holandia, małe firmy faktycznie mogą zyskać, i jako firmy samodzielne, i jako poddostawcy, ale MSP z krajów południa strefy euro, staną się jeszcze mniej konkurencyjne. Konkurencja jest oczywiście zjawiskiem pożądanym, ale dla krajów silnych. Pytanie, czy ogromne koszta społeczne zrównoważy np. tańszy sprzęt elektroniczny.
Wojciech Szewko: To czy TTiP jest szansą dla MSP tak naprawdę wiadomo będzie dopiero wtedy, kiedy zanalizujemy treść wynegocjowanej umowy. Bez tego to czyste spekulacje. Kiedyś szacowano, że np. Polska na zniesieniu barier z USA zyskałaby ok 3 proc wzrostu PKB. Ale symulacje dotyczyły braku barier w handlu i inwestycjach a nie tej konkretnej umowy (o nieznanej nadal treści).
KE zapewnia, że UE nie podejmuje żadnych zobowiązań dotyczących usług w zakresie ochrony zdrowia w zakresie usług finansowanych ze środków publicznych, usług w zakresie edukacji oraz usług społecznych. To samo dotyczy poboru, uzdatniania i przesyłu wody.
Tylko, jeżeli usługi publiczne nie zostaną wyraźnie wyłączone w samym tekście umowy TTIP, to zawsze będzie istniało zagrożenie, że korporacje będą starały się wymusić korzystne dla siebie rozwiązania. Edukacja, ochrona zdrowia, dostawy wody, transport - mogą być łakomym kąskiem dla firm z USA. Jeśli zażądają one w wyniku umowy TTIP takiego samego traktowania jak podmiotów krajowych, wtedy mogą przejąć część sektora zamówień publicznych.
- W odniesieniu do służby zdrowia obaw tych nie rozprasza opublikowany 26 stycznia 2015 r. list Cecilii Malmström, Komisarza UE ds. Handlu (NE/pcc/S(2015)310775). Z jednej strony mówi się w nim, że kraje członkowskie mają pełną swobodę decydowania o tym, kto ma świadczyć usługi zdrowotne i TTIP nie zmieni tego stanu, a z drugiej strony Komisarz wskazała, że prywatny rynek usług zdrowotnych ma kluczowe znaczenie dla Unii Europejskiej. Ważne jest więc, jej zdaniem, by polityka handlowa Unii sprzyjała uzyskiwaniu przez firmy świadczące te usługi do rynków międzynarodowych takich jak USA, jak również by prowadziła do zwiększenia konkurencji w dziedzinie tych usług na rynku Unii – mówiła w wywiadzie dla gazetaprawna.pl prof. Leokadia Oręziak.
Prawa pracownicze nie stanowią tematu negocjacji w ramach TTIP, ale sama realizacja tej umowy może wpłynąć na istotne ograniczenie tych praw w wyniku nasilenia konkurencji między podmiotami z UE i USA.
Komisja Europejska zapewnia: "Chcemy wprowadzić w TTIP specjalny rozdział, aby promować zrównoważony rozwój. TTIP zapewni, że nadal będziemy samodzielnie decydować o ochronie osób w miejscu pracy czy o ochronie środowiska. Chcemy wysokiego poziomu bezpieczeństwa pracowników, opartego na instrumentach Międzynarodowej Organizacji Pracy".
Maria Świetlik, Ogólnopolski Związek Zawodowy "Inicjatywa Pracownicza", działaczka koalicji uwagaTTIP.pl: Trudno mi uwierzyć w zapewnienia Komisji, że będzie zabiegać o wysokie standardy ochrony praw pracowniczych czy silny sektor publiczny po tym jak przez pierwszy rok - mimo krytyki - posługiwała się zupełnie niewiarygodnymi danymi o milionach nowych miejsc pracy, jakie powstaną dzięki podpisaniu TTIP. Do dziś nie ma też studium, oceniającego skutki społeczne tej umowy.
Jeśli Komisja nie zadba o te standardy, to w tej kwestii nie ma co liczyć na rząd USA, który nigdy nie podpisał 6 z 8 kluczowych konwencji MOP ani też nie przyjął Decent Work Agenda. USA mają zupełnie inne podejście do kwestii bezpieczeństwa w miejscu pracy. Nic dziwnego więc, że dziesiątki europejskich związków zawodowych, w tym centrala zrzeszająca pracowników usług publicznych, przystąpiły do inicjatywy stop-ttip.org Także amerykańskie organizacje pracownicze rozumieją, że tu nie chodzi o konflikt dwóch "narodów", tylko tzw. jednego procenta (najbogatszych) z resztą, czyli nami. Nasz system wynagrodzeń (minimalna płaca), warunków pracy (11 godzin odpoczynku dobowego), opieki zdrowotnej i społecznej (renty, emerytury, urlopy macierzyńskie) jest ściśle związany jedynie z umowami o pracę.
Jeśli potwierdzą się przewidywania, mówiące o utracie ponad 1 mln stanowisk, to łatwo wyliczyć, że będą to setki milionów euro miesięcznie do wypłacenia tylko w formie zasiłków. Z naszych podatków, oczywiście, bo przecież korporacje podatków "unikają".
Z drugiej strony, Parlament Europejski w ostatniej rezolucji bardzo wyraźnie opowiedział się za utrzymaniem naszych wysokich standardów, więc chcę wierzyć, że Komisja weźmie to pod uwagę i wpisze to jako wiążące klauzule (a nie tylko deklaracje w preambule).
Nawet w wersji „złagodzonej”, którą przegłosowywał Parlament Europejski, ISDS przynosi konsekwencje dla państw. I dla „Kowalskiego”.
Jeśli państwo musi wypłacić wielomilionowe odszkodowania korporacjom, to robi to z pieniędzy w budżecie. Czyli z naszych pieniędzy. A dlaczego musi to zrobić?
Mechanizm rozstrzygania sporów na linii państwo-inwestor, pozwala firmom ponadnarodowym zaskarżać rządy państw do arbitrażu, a nie do sądu, przy każdym wprowadzeniu przepisów, które ograniczałyby zyski tychże. Korporacje wykorzystują ISDS do wysuwania roszczeń wobec państw także z tytułu „pośredniego wywłaszczenia” z przyszłych, zakładanych, zysków, a więc nieistniejących. W UE mamy obecnie 1400 umów z mechanizmem ISDS. Polska ma ich 60.
Przeciwne ISDS w TTIP są Francja, Niemcy czy Austria. Ale nie Polska, która broni klauzuli, twierdząc, że nowa umowa, z punktu widzenia interesów naszego kraju w większym stopniu zabezpieczy możliwość wygrania sprawy w postępowaniu arbitrażowym, w którym skarżącym będzie inwestor zagranicznym.
Marcin Wojtalik: Jeśli ISDS będzie częścią TTIP, to nie pozbędziemy się go przez dziesiątki a może setki lat. Będziemy pod groźbą wypłacania odszkodowań zagranicznym korporacjom - kosztem szkół, szpitali, dróg i kolei w naszym kraju. Jeśli jednak ten mechanizm miałoby być częścią umowy (w jakiejkolwiek formie), to arbitraż inwestycyjny powinien zapewniać równowagę praw i obowiązków pomiędzy inwestorami a państwami. A więc nie tylko przywileje dla korporacji, ale również konkretne zobowiązania i sankcje wobec korporacji w przypadku negatywnego ich wpływu na interesy państwa (obecny arbitraż chroni jedynie interesy inwestorów).
Ważnym elementem tej odpowiedzialności powinno być dopuszczenie do procesów przedstawicieli grup, które mają ważny interes w toczącym się postępowaniu. Na przykład, jeśli zagraniczne banki będą domagać się odszkodowania za ustawę o pomocy frankowiczom, to do postępowania arbitrażowego powinni zostać dopuszczeni przedstawiciele tychże.
Komisja Europejska: "TTIP w pełni utrzyma standardy dotyczące bezpieczeństwa żywności oraz sposób stanowienia ich przez UE. Uprawa i sprzedaż organizmów zmodyfikowanych genetycznie podlega procesowi wydawania zezwoleń zgodnie z prawem UE. TTIP nie zmieni tego prawa. Państw UE muszą się także zgodzić na uprawę roślin modyfikowanych genetycznie. TTIP nie spowoduje otwarcia rynku UE na wołowinę z bydła karmionego hormonami".
W USA nie ma obowiązku oznaczania żywności wyprodukowanej przy użyciu GMO. To rodzi obawy, że takie produkty trafią niejako tylnymi drzwiami, także na rynek Unii.
Ewa Sufin-Jacquemart, prezeska zarządu Fundacji Strefa Zieleni: Z tego co wiem, nie jest prawdą, że GMO zostało wyłączone z negocjacji. Presja ze strony negocjatorów amerykańskich jest ogromna, aby nie dopuścić do wejścia w życie już przegłosowanej przez PE propozycji regulacji unijnej zezwalającej krajom członkowskim na wprowadzenie całkowitego zakazu GMO.
Ponadto, uwzględniając inne zagadnienia, dotyczące np. substancji chemicznych czy środków ochrony roślin, dotarł do mnie komentarz, że negocjatorzy prezentują postawę broniącą interesów firmy Monsanto w 100 proc. Nie należy wierzyć KE, że nie obniży standardów. Nawet jeżeli nie zezwoli się na chlorowanie kurczaków w UE (nie obniżając standardów wewnętrznych), wzajemne uznanie standardów jako równoważne automatycznie otworzy drzwi dla importu do UE amerykańskich chlorowanych kurczaków, mięsa z klonowanych zwierząt czy wołowiny na hormonach.
Tak wynika z raportu pozarządowej organizacji Friends of the Earth Germany.
KE przypomina, że w UE obejmują dwa rozporządzenia: rejestracja, ocena, udzielanie zezwoleń i stosowane ograniczenia w zakresie chemikaliów (REACH) oraz klasyfikacja , oznakowanie i pakowanie (CLP). W USA zaś ustawa o kontroli substancji toksycznych (TSCA). Tyle że standardy UE różnią się od amerykańskich, na przykład, jeśli chodzi o dopuszczenie do obrotu i autoryzacji chemikaliów, substancji zaburzających funkcjonowanie układu hormonalnego i klonowanie. W UE jest 1300 substancji zakazanych przy produkcji kosmetyków, w USA tylko 2; inne są też wymogi informacyjne na etykietach. Dla Europy konieczne jest udowodnienie, że wprowadzane środki są bezpieczne; dla USA: że szkodzą.
Ewa Sufin-Jacquemart: Nie ma możliwości usunięcia „barier pozataryfowych" i "harmonizacji standardów" bez ich obniżenia na naszym rynku produktów. Dyrektywa Reach, którą wywalczyliśmy w UE po katastrofach ze stosowaniem DDT czy azbestu, oparta jest na zasadzie przezorności. Oznacza to, że korporacje muszą przeprowadzać na własny koszt badania naukowe, które udowodnią nieszkodliwość dla zdrowia każdej nowej substancji chemicznej, która ma być wprowadzona na rynek.
Jeżeli dopuścimy "równoważność" produktów amerykańskich wypuszczanych na rynek zgodnie z zasadą "dowodów naukowych szkodliwości" nie ma szans byśmy utrzymali naszą europejską zasadę.
Rozwodnienie tych regulacji może mieć przykre konsekwencje dla obywateli Unii Europejskiej, bo Europejczykom nie przysługuje w USA m.in. prawo do usunięcia czy poprawienia swoich danych. W sytuacjach spornych nie mogą też zwrócić się do niezależnego sądu
Jędrzej Niklas, Fundacja Panoptykon: Od początku afery wywołanej doniesieniami Edwarda Snowdena, zasady ochrony danych osobowych są przedstawiane jako jedna z „barier regulacyjnych”. Po obu stronach Atlantyku panują zupełnie różne standardy ochrony prywatności. Dla Europejczyków ochrona danych osobowych to jedno z praw podstawowych. Co do zasady wykorzystywanie danych jest zakazane, a wszelkie operacje biznesowe, w których korzysta się z danych musi mieć swoje oparcie w przepisach prawnych.
Od 2012 Unia Europejska pracuje nad nową wersją przepisów chroniących prywatność. Wszystko po to by dostosować prawo do dynamicznie rozwijającego się cyfrowego świata.
Amerykańskie korporacje postrzegają więc europejskie standardy ochrony danych za barierę dla nieskrępowane rozwoju ekonomicznego. Różne grupy lobbują więc by w zakres negocjacji dotyczących TTIP włączyć temat ochrony danych. Dzięki temu amerykański biznes zostałby uchroniony przed skutkami europejskiej reformy ochrony danych. To co jednak korzystne dla firm, nie musi być pozytywne dla obywateli. Włączenie tematu ochrony danych do rozmów na temat TTIP może prowadzić w efekcie do obniżenia standardów obowiązujących w Europie. W związku z intensywnym wykorzystywaniem danych osobowych w gospodarce czy dla walki z terroryzmem, standardy te jednak należy chronić i podwyższać. Wszelkie kroki w odwrotnym kierunku będą stwarzały zagrożenie dla ochrony interesów obywateli i ich praw.
Z szacunków Komisji Europejskiej wynikało, że przeciętne gospodarstwo domowe (4-osobowe) w UE miałoby skorzystać na tej umowie 545 euro rocznie, a każda amerykańska rodzina 655 euro rocznie.
Marcin Wojtalik: W TTIP w ogóle nie chodzi o to, ile zyska statystyczny obywatel UE: 140 czy 120 euro. Głównym motorem zmian nie są bowiem obywatele UE lecz międzynarodowe korporacje, które upatrują w TTIP umocnienia swojej pozycji wobec małych firm i rządów, które czasem mają pomysły, które podobają się obywatelom, ale są niekorzystne dla korporacji. TTIP ma zakończyć tę "samowolę" rządów i parlamentów.