Wczoraj sejmowa komisja finansów publicznych skierowała do prac podkomisji stałej do spraw instytucji finansowych trzeci projekt ustawy mającej zmniejszyć bankowe spready. SLD domaga się, by informacje o różnicach kursowych wprowadzić od razu do umowy kredytowej. Klient wiedziałby w momencie podpisywania umowy, ile będzie wynosił spread, a banki, zdaniem SLD, zaczęłyby konkurować jego wysokością. – Nie wykluczam, że wprowadzimy te pomysły na etapie prac podkomisji – mówi Sławomir Neumann, poseł PO, jej przewodniczący. Bo to właśnie dowolność ustalania kursów jest krytykowana przez przeciwników spreadów. Jacek Rostowski, minister finansów, mówił wczoraj w radiu Tok FM, że sytuacja osób, które zaciągnęły kredyty we frankach szwajcarskich, jest trudna i nie można jej lekceważyć. Tak samo uważają eksperci. – Podstawową wadą panującego rozwiązania jest nieprzewidywalność spreadów. Banki mają dowolność w ustalaniu kursów walutowych, co nie pozwala klientom na oszacowanie kosztów kredytu i ryzyka – mówi Marcin Krasoń z Open Finance.
Także projekty PO i PSL chcą temu zaradzić. Przewidują możliwość spłaty kredytu w dowolnej walucie bez ograniczeń. Teraz też jest taka możliwość, ale niewiele osób z niej korzysta, gdyż wiąże się to z dodatkowym kosztem. Ale też przewidywane skutki wejścia w życie rozwiązań koalicji budzą wątpliwości. Banki, o czym wczoraj pisał „DGP”, mogą np. żądać dodatkowych opłat za różne operacje od tych klientów, którzy będą chcieli skorzystać z możliwości spłaty kredytów w walucie zadłużenia.
Open Finance szacuje, że 7,5-proc. spread przy kredycie 300 tys. zł oznacza dla klienta dodatkowe 50 tys. zł. Sprawa jest więc istotna dla 1 mln osób zadłużonych w walutach obcych. Zwłaszcza w kontekście drożejącego franka. Wczoraj kosztował 3,45 zł.