RZĄD W POTRZASKU między Rosją a Komisją Europejską z powodu nowej umowy z Gazpromem. Jeśli ją podpiszemy, mogą nam grozić proces w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości i wysokie kary – twierdzi rzecznik w Brukseli
W przyszłym tygodniu do Brukseli leci rządowa delegacja z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem. Będzie szukał kompromisu z komisarzem ds. energii Guentherem Oettingerem.
Bruksela nie zgadza się, aby w umowie z Rosją z góry była ustalona aż do 2045 roku wysokość stawek za tranzyt gazu. KE domaga się, aby warunki przesyłu surowca ustalał niezależny od Gazpromu i PGNiG operator. Powinien móc zarobić na tej operacji na tyle dużo, by móc inwestować w modernizację sieci.
Dlaczego to tak ważny dla Brukseli punkt?
Chodzi o to, aby z gazociągu jamalskiego mogli korzystać także inni dostawcy gazu. To warunek realnej konkurencji na rynku i jednocześnie poprawy bezpieczeństwa energetycznego w całej UE – mówi „DGP” wysoki rangą urzędnik Komisji Europejskiej.
Co prawda poprzez gazociąg jamalski tłoczony jest surowiec tylko z Rosji. Jednak w ramach tzw. operacji swap jakikolwiek europejski koncern może zaoferować Polsce gaz za niższą cenę i wywiązać się z porozumienia, dostarczając surowiec z Rosji.
Bruksela stawia sprawę na ostrzu noża, bo porozumienie polsko-rosyjskie ma wygasnąć dopiero za 35 lat – przez ten czas sprawa byłaby zablokowana. Ale umowa, która została wynegocjowana jeszcze w lutym, wciąż nie została przez nasz rząd podpisana. Urzędnicy KE podejrzewają, iż rząd, negocjując ją, przestraszył się, że Kreml zakręci gazowy kurek, tak jak to zrobił na Ukrainie na początku roku, i za wszelką cenę chciał mieć zapewnione dostawy od Rosjan. – Jednak nawet kraje mocno uzależnione od dostaw Gazpromu nie poszły aż na takie ustępstwa – twierdzi nasz rozmówca.
Zdaniem Nicole Bockstaller, jednej z rzeczniczek Komisji Europejskiej, jeśli Polska podpisałaby to porozumienie, które łamie reguły tzw. dyrektywy gazowej, Bruksela może pozwać nasz kraj do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ze względu na długość procedur takie spory rzadko kończą się nałożeniem kar na kraje członkowskie. Tym razem może być inaczej – umowa z Rosjanami ma obowiązywać aż 35 lat i nawet unijne procesy tyle nie trwają.
Nasz rząd znalazł się w potrzasku: z jednej strony naciska na nas Unia, z drugiej ma świadomość, że w razie wstrzymania dostaw przez Gazprom nie ma przed zimą alternatywnego źródła gazu. Wciąż nie działa gazoport, nie ma też łącznika z niemiecką siecią gazową, który zapewniłby nam możliwość importu surowca od innych krajów UE. Niemiecki koncern E.ON. zaproponował niedawno Polsce sprzedaż nadwyżek gazu, który zakontraktował z Rosji. Musiałby jednak do tego wykorzystać gazociągi biegnące do naszego kraju bądź przez Białoruś, bądź przez Ukrainę. Ale na żadne z tych rozwiązań nie zgodził się Gazprom.
Polska obawia się także, że w razie niepodpisania umowy Rosjanie prędzej czy później przestaną tłoczyć gaz przez Jamal – a wówczas będziemy uzależnieni wyłącznie od dostaw poprzez Nord Stream, który ma zacząć działać za trzy lata. Niektórzy eksperci twierdzą nawet, że Komisja Europejska przyjęła wobec Polski tak zdecydowaną postawę właśnie pod naciskiem Berlina. Połączona pojemność gazociągów jamalskiego i bałtyckiego jest zbyt duża jak na zapotrzebowanie UE.
Ważne!
Porozumienie Polski i Rosji dotyczy zwiększenia dostaw gazu do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia ich do 2037 r.
Rząd chce podpisać umowę gazową
Donald Tusk zapowiedział wczoraj, że w ciągu kilkunastu najbliższych dni polski rząd powinien być gotowy do podpisania porozumienia gazowego z Rosją. W poniedziałek specjalna delegacja uda się do Brukseli. – Z naszego punktu widzenia umowa o gazie, który importujemy z Rosji, spełnia wymogi, które są kluczowe z punktu widzenia interesów polskiego państwa i polskich obywateli, czyli bezpieczeństwo gazowe, możliwie niska cena i elastyczny kształt tej umowy – powiedział Tusk. Jak dodał, KE z dużym opóźnieniem i bez szczególnej determinacji zwraca uwagę, że istnieją pewne zapisy, które powinny być doprecyzowane z punktu widzenia przepisów europejskich. Według premiera nasze prawo jest adekwatne do wymogów europejskich, podobnie jak umowa gazowa. – Uwagi traktujemy poważnie, chociaż nie mają one znaczenia fundamentalnego dla samej umowy – podkreślił. Szef rządu zapewnił jednak, że rząd jest gotowy do dyskusji z KE. – Chcemy mieć stuprocentową pewność, że nie popełniono najmniejszego uchybienia – dodał. Porozumienie rządów Polski i Rosji dotyczy zwiększenia dostaw gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia ich do 2037 roku. MD