SEBASTIAN MIKOSZ, prezes PLL LOT, o zmianie podejścia do biznesu lotniczego i zakupach samolotów - Jak to jest z tymi połączeniami regionalnymi omijającymi Warszawę. Ustalił pan w środę z Janem Pamułą, prezesem Związku Regionalnych Portów Lotniczych, że startujecie we wrześniu?

Jestem bardzo zaskoczony, że w ogóle muszę komentować robocze spotkania biznesowe. To jest bardzo niedobra praktyka. Podobnie jak sądy, że z otwarciem połączeń regionalnych nie zdążyliśmy na wakacje. Nie można z czymś nie zdążyć na wakacje, bo w Locie nie ustala się siatki na wakacje, ale na jesień i na wiosnę. Choć cieszę się, że temat wzbudził duże zainteresowanie, to z drugiej strony muszę jednak przypomnieć bazową hipotezę: to przewoźnik decyduje, kiedy otwiera nowe połączenie. Bo to my ponosimy całe ryzyko biznesowe i wiemy, że przez pierwszy rok połączenia raczej tracą, niż zarabiają na siebie.

Ale chcecie wrócić do portów regionalnych?
Tak. Przecież gdy rozpoczynaliśmy dialog z portami w tej sprawie na początku lutego, zadeklarowałem, że tak zrobimy. Ale teraz jest czas indywidualnych rozmów z wszystkimi portami. Każdy port ma swoją strategię rozwoju i swoje preferencje siatki, a my musimy wybrać pomiędzy różnymi interesami.
A jaki jest interes LOT-u?
Dla nas jest to zupełna zmiana myślenia o lataniu po Polsce. Niemal nowy model biznesowy, bo kompletnie inaczej budujemy naszą siatkę połączeń. Jednak nie możemy jeszcze niczego anonsować, gdyż jesteśmy na etapie operacyjnym. Np. pytamy port: gdybyśmy otworzyli połączenie, to w jaki sposób jesteście nam w stanie pomóc? Jaką kampanię reklamową możecie zrobić? Albo czy jesteście w stanie zainwestować w elektroniczne odprawy? Pytamy też o to, jakie są do przewiezienia strumienie pasażerskie albo szukamy odpowiedzi na równie ważne pytanie o cenę, za jaką pasażer jest w stanie kupić bilet. Jeżeli będziemy to wszystko wiedzieć, wtedy zupełnie inaczej będzie wyglądało przygotowanie biznesplanu.
Co na dziś jest pewnego? Pan mówi, że nic nie ustalił z Janem Pamułą?
Decyzje o siatce są podejmowane przez zarząd LOT-u i dziesiątki ludzi w firmie, a nie arbitralnie przeze mnie. Po drugie, do tego potrzebne są analizy biznesowe, a te nie są jeszcze gotowe. Nie dlatego, że wymagają jakichś niesamowitych rzeczy, ale dlatego, że trzeba zrobić symulację, kiedy i na jakich warunkach jesteśmy w stanie te rejsy zapełnić. Jeszcze raz podkreślam. Chcemy latać do portów regionalnych, chcemy otworzyć jak najwięcej nowych tras, ale błagam, na siłę tego nie przyspieszajmy.
To jaki jest normalny tryb?
Chcemy mniej więcej do końca lipca mieć zatwierdzoną październikową siatkę połączeń, której te połączenia są częścią, a w której uwzględnimy też niektóre połączenia zagraniczne z portów regionalnych. Ewentualne zmiany w siatce regionalnej zaanonsujemy w sierpniu, choć całą siatkę regionalną powinniśmy mieć gotową we wrześniu albo w październiku. W sierpniu i we wrześniu wprowadzimy nowe połączenia do sprzedaży, uwzględniając w tym najprawdopodobniej także cykl megapromocji.
Megapromocje się przyjęły?
Wygląda na to, że tak, ale z ostateczną oceną jeszcze poczekajmy. Przypominam, że promocyjne ceny na połączenia krajowe pojawiły się niedawno i to niemal przez przypadek, bo przecież przy okazji akcji „Zaspa”, kiedy drogi zasypał śnieg.
Kiedy kupicie samoloty do obsługi nowych tras? Ile ich będzie i jak wiele na nie wydacie?
W marcu lub kwietniu 2011 r. Jeszcze nie sprecyzowaliśmy, ile ich kupimy, ale jak się dogadamy z portami, to będziemy potrzebować przynajmniej 20 maszyn. To jest kontrakt na około 400 mln dol. Pod koniec lipca przeprowadzimy kolejną turę rozmów z dostawcami. Wahamy się pomiędzy Bombardierem i ATR.
Nie będziecie mieć problemu z finansowaniem?
Już mamy pisemną deklarację od banków, które niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonamy, chcą wyłożyć na to środki. Ale warto pamiętać, że choć dziś kupienie samolotu jest łatwe, to problem polega na tym, żeby na tych samolotach zarabiać. LOT to nie jest Lufthansa. Nie operujemy setkami milionów euro, ale milionami złotych.
*Sebastian Mikosz
prezes LOT-u od maja 2009 r., wcześniej pracował w Deloitte, Arthur Andersen. Był wiceprezesem Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Ukończył prestiżowy Institut d'Etudes Poli- tiques de Paris na kierunku ekonomia i finanse