Ludzie PiS w zarządzie NBP i RPP działają pod ukrytym hasłem „im gorzej (dla rządzących), tym lepiej dla samych swoich”. Choć w przypadku zysku NBP czy elastycznej linii kredytowej efekty tego mogą być dramatyczne dla gospodarki
Od kilkunastu tygodni obserwuję z niepokojem, choć bez zaskoczenia, manipulacje ze strony ludzi PiS, zajmujących stanowiska w Radzie Polityki Pieniężnej i w zarządzie NBP. Bez zaskoczenia, bo od paru lat obserwuję ruchy ludzi tej formacji w życiu publicznym i stosowaną przez nich taktykę pomówień, przeinaczeń i przemilczeń spraw dla nich niewygodnych – a przede wszystkim zasadę „im gorzej, tym lepiej”. Z niepokojem zaś, bo są to sprawy ważne. W dodatku uprawiane zagrywki tworzą wokół banku centralnego niezdrową atmosferę.

Maczugą w przeciwników

Większość tych działań, choć nie wszystkie, dokonuje się pod hasłem walki o niezależność banku centralnego, z której ów obóz uczynił sobie maczugę do walenia po głowach przeciwników. Jest to – przy okazji – zgodne z wzorcem ostatnich dni, bowiem z trumny Lecha Kaczyńskiego ludzie tej formacji uczynili sobie wygodne narzędzie okładania wszystkich innych w wyborach.
Doskonałym przykładem takich działań może być sprawa uściślenia zasad tworzenia rezerwy na ryzyko kursowe, która w politycznych zagrywkach ludzi PiS została sprowadzona do kwestii „ile dostanie budżet państwa z zysku NBP?”. W końcu m.in. kruczkami proceduralnymi, dokonywanymi często z naruszeniem procedur (jak np. w kwestii prośby o opinię EBC przez nieuprawniony do tego organ, czyli prezesa NBP, a nie RPP), udało się utrzymać wygodne dla tego obozu wyliczenie zysku na poziomie wcześniej przyjętym przez zarząd. Wygodne, bo im gorzej dla rządzących, tym lepiej, nawet jeśli to wyliczenie jest niezgodne z duchem uchwały RPP z 2006 r. (poprawionej przez radę w marcu i kwietniu 2010 r.).
Oczywiście dokonywało się to pod hasłami troski o zapewnienie dostatecznych rezerw, aby mieć więcej amunicji do skutecznej obrony kursu złotego na wypadek międzynarodowych turbulencji. Faryzeuszostwo tej argumentacji – podtrzymywanej przy akompaniamencie medialnego jazgotu o „bezprzykładnych naciskach części rady na niezależność NBP”, podsycanego przez tych samych ludzi – stanie się widoczne, gdy połączymy tę sprawę ze sprawą elastycznej linii kredytowej MFW.

Niewiarygodne argumenty

Jeżeli zarządowi NBP i frakcji PiS w RPP tak zależy na najwyższej możliwej rezerwie na ryzyko kursowe, by móc bronić złotego, to dlaczego tak rozpaczliwie bronią się przed współdziałaniem z rządem w sprawie przedłużenia elastycznej linii kredytowej na następny rok? W końcu dodatkowe 20 mld dol. amunicji, gdyby kryzys grecki zachwiał rynkami finansowymi, mogłoby się przydać także NBP!
Argument troski o jak największe rezerwy okaże się jeszcze mniej wiarygodny, jeśli działania w 2010 r. w odniesieniu do przychodów z 2009 r. porównać z działaniami tegoż zarządu w 2007 r., pod kierownictwem S. Skrzypka, w odniesieniu do przychodów NBP z 2006 r. Wtedy bowiem na rezerwę na ryzyko kursowe nie przeznaczono ani złotówki. Całe 95 proc. zysku dostał Skarb Państwa. Czyżby zarząd doznał wówczas przejściowej amnezji, zapominając o potrzebie tworzenia rezerwy? Odpowiedź nie jest medyczna, lecz polityczna: premierem był wówczas Jarosław Kaczyński, a wicepremierem ds. gospodarki prof. Gilowska. A więc sami swoi z perspektywy ówczesnego prezesa NBP.
Mimo pomówień pod moim oraz moich koleżanek i kolegów adresem to właśnie ludzie PiS upolityczniają wszystko pod ukrytym hasłem „im gorzej (dla rządzących), tym lepiej dla samych swoich”, czyli formacji PiS. Nie ma takich działań, których nie dałoby się na upartego tak ukształtować, by ewentualnie było to ze szkodą dla rządzących. Choć w każdym przypadku, czy to zysku NBP, czy elastycznej linii kredytowej, efekty mogą być niekorzystne bezpośrednio dla całej gospodarki, a dopiero pośrednio dla rządzących.
Dobrym przykładem mogą być też dziwaczne z pozoru zawirowania kursu złotego. Na początku kadencji obecnej RPP rynki zostały zaskoczone wypowiedziami ówczesnego prezesa Skrzypka i niektórych członków rady, że należy rozważyć zmianę nastawienia i pomyśleć o podwyżkach stóp procentowych w nieodległej przyszłości. Ponieważ nie byli to ludzie znani z rygoryzmu w kwestiach inflacyjnych zagrożeń dla wzrostu gospodarczego (tzw. jastrzębie), lecz raczej tzw. gołębie, więc rynki – bez zadania sobie pytania, skąd ta nagła zmiana poglądów – zareagowały prawidłowo.
Skoro nawet gołębie mówią o podwyżkach, to opłaca się szybko inwestować w Polsce kapitał krótkookresowy, by zyskać na aprecjacji. Napływ walut obcych zawsze umacnia krajową walutę. W opisywanym przypadku szybkość tego umacniania się była niepokojąca. W komentarzach pisano: „Skrzypek trzęsie kursem”, bo to on był gołębiem strojącym się w jastrzębie pióra.
Umacniający się złoty ma jednak również inne skutki. Skoro złoty jest mocniejszy, to ceny płacone przez zagranicznych nabywców polskich artykułów są wyższe. Polski eksport staje się mniej opłacalny dla importerów i w efekcie może się zmniejszyć. Jednocześnie zaś import do Polski staje się tańszy i w efekcie może się zwiększyć. Pogorszyć więc może się bilans handlowy. Jeśli na ten efekt spojrzeć z perspektywy zasady „im gorzej, tym lepiej”, to dziwaczne z pozoru zawirowania kursu złotego staną się jakby mniej dziwaczne.

Gołębie w piórach jastrzębi

W tej akurat kwestii udało się zmniejszyć szkody ze względu na zachowanie części rady. Ekonomiści uważani za jastrzębie wykazywali ostrożność w publicznych wypowiedziach, tonując – w rezultacie swoich wypowiedzi – efekt netto sumy wypowiedzi: i fałszywych gołębi strojących się w pióra jastrzębi, i prawdziwych jastrzębi mających świadomość, że na stabilność monetarną wpływają liczne zdarzenia i tendencje. Inne działania i najnowsze zdarzenia międzynarodowe najpierw spowolniły, a potem zatrzymały (raczej przejściowo) aprecjację złotego.
Jeśli spojrzeć na to, co obserwuje się w ostatnich tygodniach z przedstawionej tu perspektywy, to rysuje się zupełnie inny obraz niż ten, który prezentują w mediach PiS-owczycy. Widać, że kolejne fale pomówień wobec rządu czy części rady wybranej przez Sejm i Senat stanowią zasłonę dymną dla prowadzonej strategii „im gorzej, tym lepiej”, mającej na względzie nadchodzące wybory. W konsekwencji też powściągliwość części członków rady, atakowanych pomówieniami, służy umacnianiu się fałszywego obrazu tego, co dzieje się naprawdę. Przynosi to oczywiste szkody w postaci zniekształconej społecznej świadomości – i w postaci potencjalnych zagrożeń dla gospodarki. Dlatego postanowiłem przerwać tę narzuconą sobie powściągliwość wypowiedzi wokół tego, co dzieje się w sprawach omawianych powyżej.
Jak dalece gra się tutaj znaczonymi kartami, świadczyć mogą sprawy wielkie i małe. Dla tych ostatnich charakterystyczne jest to, że na stronie internetowej NBP umieszczono najnowszą uchwałę zarządu banku, iż nie widzi on potrzeby starań o przedłużenie elastycznej linii kredytowej, natomiast nie umieszczono uchwały RPP, iż widzi taką potrzebę. W tej grze są więc wewnątrz NBP równi i równiejsi.

Jan Winiecki - członek Rady Polityki Pieniężnej