W zestawieniu 50 najbardziej wpływowych osób w polskiej gospodarce nie ma takich, których wizerunku lub nazwiska nie możemy w pełni ujawnić ze względu na toczące się śledztwa. Sporo na liście urzędników lub osób tak czy inaczej związanych z administracją. Jest to jakiś znak czasu: żywioły rynkowe są przez państwo ujarzmiane w większym stopniu, niż byliśmy do tego przyzwyczajeni w wielu ostatnich latach.
.
1
10. Krzysztof Tchórzewski, FOT.TEDI/NEWSPIX.PL
Pierwszy człowiek kierujący nowym resortem energetyki, powołanym do życia przez rząd PiS, jest też pierwszym od lat ministrem, który na poważnie zabrał się do restrukturyzacji kopalń węgla kamiennego. Jego poprzednicy w resorcie gospodarki, który nadzorował sektor, latami nie dokonali tylu zmian w branży. Jako pierwszy, wbrew zapowiedziom PiS z kampanii wyborczej, podjął konkretne decyzje o zamykaniu nierentownych zakładów: m.in. od 30 grudnia 2016 r. nie działają już Makoszowy, wydobycie kończy Krupiński. W jego rękach oprócz górnictwa węgla są energetyka i KGHM, choć ta spółka miała pierwotnie przejść pod nadzór resortu rozwoju wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Tchórzewski przyczynił się do odwieszenia przez Energę projektu budowy za 5,5–6 mld zł wraz z Eneą nowego bloku 1000 MW w elektrowni Ostrołęka. To nie dziwi – Ostrołęka jest bowiem w jego okręgu wyborczym, a Tchórzewski w listopadzie 2016 r. zastąpił Arkadiusza Czartoryskiego na stanowisku szefa okręgu siedlecko-ostrołęckiego Prawa i Sprawiedliwości.
Na linii Krzysztof Tchórzewski – Mateusz Morawiecki uciera się kształt polityki energetycznej państwa. O ile bowiem Tchórzewski stale podkreśla rolę węgla jako gwaranta bezpieczeństwa energetycznego Polski, o tyle resort Morawieckiego stawiałby bardziej na inne źródła energii, w tym odnawialne.
Minister energii ma na koncie kilka spektakularnych wpadek. Wiosną 2016 r., gdy nagle zapowiedział dodatkową emisję akcji Jastrzębskiej Spółki Węglowej, jej kurs spadł natychmiast o ponad 15 proc. Z kolei jesienią 2016 r. ogłosił plan podniesienia wartości nominalnej spółek energetycznych o 50 mld zł, co pozwoliłoby na ściągnięcie z nich 10 mld zł podatku. Tuż po tej wypowiedzi z giełdy „wyparowały” 2 mld zł, bo kurs firm energetycznych się załamał.
Nie brakuje mu wrogów, o czym mogą świadczyć jego liczne „dymisje”. W dniu ogłoszenia porozumienia ze związkami zawodowymi w sprawie powstania Polskiej Grupy Górniczej Tchórzewski został wirtualnie odwołany po raz pierwszy. W mediach informację, która szybko okazała się nieprawdziwa, potwierdzali nawet politycy PiS. Pogłoski o jego odwołaniu pojawiały się już wielokrotnie, jednak jego pozycja na razie nie wydaje się zagrożona.
Newspix
2
9. Piotr Naimski, FOT.TEDI/NEWSPIX.PL
Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej po wyborach parlamentarnych w 2015 r. był niemal pewniakiem na stanowisko szefa nowo powstającego Ministerstwa Energii. Gdy nim nie został, spekulowano, że to dlatego, iż jego pomysły na reformę branży węgla kamiennego (w tym zamykanie nierentownych zakładów) są zbyt daleko idące w kontekście zapewnień PiS z kampanii wyborczej o tym, że nie będzie likwidacji kopalń. Jednak nie znaczy to, iż jego rola w decyzjach energetycznych nie jest znacząca. Mimo powstania resortu energii to Naimski przejął od Ministerstwa Skarbu Państwa nadzór nad spółkami przesyłu gazu (Gaz-System) i energii (PSE Operator). Podlega mu również kontrolowany przez państwo PERN odpowiedzialny za eksploatację rurociągów do transportu ropy naftowej i jej magazynowanie. I to właśnie on przygotował zaangażowanie PERN w Orlen – PERN kupił od sierpnia 2016 do stycznia 2017 r. 4,9 proc. akcji Orlenu za 1,5 mld zł, czym wzmocnił udział państwowego kapitału.
W swoich wypowiedziach Naimski podkreśla jednak, że w kolejnych latach to węgiel będzie gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego. Stawia natomiast na nowoczesne technologie. – Chcemy transformować, a nie restrukturyzować nasz sektor węglowy. Słowa, jakich używamy, mają znaczenie. Restrukturyzacja to inne słowo na cięcia zatrudnienia. Nie ma konieczności ograniczania go – powiedział w październiku 2016 r. w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym”.
Nie lubi owijać w bawełnę, a jego wypowiedzi odbijają się głośnym echem. Niedawno propozycje Komisji Europejskiej z pakietu zimowego dla energetyki nazwał problemem dla Polski, mówiąc, że są nie do zaakceptowania (chodzi o limit emisji CO2, wynoszący 550 g na kilowatogodzinę, dla wspieranych z publicznych pieniędzy wytwórców energii elektrycznej – dla siłowni węglowych limit nieosiągalny). Powiedział także, że „Komisja Europejska reprezentuje interesy Gazpromu i to jest jej polityczne obciążenie”. Chodzi o decyzję Brukseli o zwiększeniu wykorzystania przez Gazprom gazociągu OPAL, którą zaskarżyły PGNiG i polski rząd. W maju Naimski wprawił w osłupienie sam Gazprom, twierdząc, że Polska nie planuje odnowić długoterminowej umowy na dostawy gazu po wygaśnięciu obecnej w 2022 r. Jest również autorem stwierdzenia, że górnictwo węgla powinno być powiązane z energetyką, ale „nie może to polegać na tym, że pieniądze ze spółek energetycznych przekazuje się do nieracjonalnie zarządzanych spółek węglowych”.
Naimski to fachowiec oceniany wysoko nawet przez opozycję.
Newspix / FOT.TEDINEWSPIX.PL
3
8. Mohammed Bin Salman (CC BY-SA 3.0)
Saudyjski książę jest człowiekiem, któremu w dużym stopniu możemy zawdzięczać deflację goszczącą w Polsce nieprzerwanie przez 28 miesięcy, a z którą pożegnaliśmy się w listopadzie ub.r. Jednym z czynników, które hamowały wzrost cen, była bowiem tania ropa. A to, że czarne złoto w ub.r. nie drożało, było głównie jego zasługą. To od niego zależy polityka naftowa Arabii Saudyjskiej.
Kiedy pod wpływem łupkowej rewolucji w Stanach Zjednoczonych ceny ropy zaczęły dwa lata temu lecieć na łeb, na szyję, niektórzy członkowie kartelu OPEC – organizacji zrzeszających kraje – producentów ropy naftowej – zaczęli domagać się zmniejszenia wydobycia. Logika stojąca za tym posunięciem była prosta – skoro na rynku jest więcej surowca i podaż wyprzedza popyt, to trzeba zmniejszyć produkcję i ceny znów pójdą w górę.
Głównym hamulcowym tego rozwiązania był właśnie książę Muhammad ibn Salman. 31-letni członek rodziny królewskiej patrzył na ewentualne porozumienie przez pryzmat regionalnej rywalizacji swojego kraju z Iranem. Teheran nie ukrywał, że zamierza eksportem ropy odbić sobie lata gospodarczych sankcji, kiedy te wreszcie zostały w 2016 r. zniesione po zawarciu porozumienia atomowego z USA. Arabia Saudyjska była największym oponentem tego układu, bo każda wyeksportowana baryłka to więcej dolarów w irańskim budżecie. A oba kraje są ze sobą de facto w stanie wojny: popierane przez nich stronnictwa zwalczają się w Syrii i Jemenie.
Punktem zapalnym jest także Irak, gdzie trwa rywalizacja o władzę szyitów (wspieranych przez Iran) z sunnitami (do przewodnictwa nad którymi rości sobie pretensje Arabia Saudyjska).
Przez wzgląd na powyższe czynniki opór księcia przed cięciami był tak duży – pomimo realnych strat dla saudyjskiego budżetu – że wycofał on nawet delegację swojego kraju z ostatniego szczytu OPEC tuż przed zawarciem porozumienia w sprawie ograniczenia wydobycia. Według agencji Reuters pomogła dopiero mediacja ze strony Władimira Putina, któremu udało się przekonać Saudów, że nie będą musieli brać na swoje barki większości cięć. Od tego momentu cena baryłki ropy nie spadła poniżej 50 dol.
Wikimedia Commons
4
7. Paweł Szałamacha
Roli byłego ministra finansów, a obecnie członka zarządu NBP, w kreowaniu polityki gospodarczej rządu nie można pominąć. To Paweł Szałamacha jako minister odpowiadał za finansowanie najważniejszych zapowiedzi, jakie PiS złożył w kampanii wyborczej. Za jego czasów resort finansów pilotował wprowadzenie podatku od instytucji finansowych. Pod jego kierownictwem MF opracowało najważniejsze narzędzia używane dziś przy uszczelnianiu podatków: klauzulę obejścia prawa w ordynacji podatkowej, pakiet paliwowy czy powołanie Krajowej Administracji Skarbowej. Szałamacha przejął po poprzednikach i wdrożył również jednolity plik kontrolny oraz uruchomił projekt pod nazwą Aplikacje Krytyczne – czyli specjalną spółkę pod nadzorem MF, której zadaniem docelowym było stworzenie centralnego rejestru faktur mającego umożliwiać bieżącą kontrolę obiegu rozliczeń w gospodarce, dzięki czemu skuteczniej można by zwalczać podatkowe karuzele i poprawić skuteczność kontroli skarbowych. Ministerstwo za czasów Pawła Szałamachy przygotowało też kilka zmian w CIT, m.in. obniżyło próg, do którego można przeprowadzać transakcje w gotówce (z 15 tys. euro do 15 tys. zł).
Jednocześnie to za Pawła Szałamachy zaczęło się stopniowe osłabianie pozycji MF. Od początku nie była ona szczególnie mocna – minister finansów nie miał rangi wicepremiera, co sytuowało ośrodek władzy gospodarczej w Ministerstwie Rozwoju, kierowanym przez wicepremiera Morawieckiego. Resort finansów jednak osłabł jeszcze bardziej po tym, jak stracił kontrolę nad Korporacją Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych i Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Bolesna była zwłaszcza utrata BGK, bo wcześniej to właśnie on był zbrojnym ramieniem MF w działaniach na rynku (np. wymianie walut bez udziału NBP). Szałamacha zaliczył też kilka wpadek, w tym jedną spektakularną: fiasko podatku handlowego. Najpierw przygotowany przez niego projekt był tak zły, że zaprotestowali handlowcy – i to głównie ci, którym wprowadzenie podatku handlowego miało pomagać. I był to pierwszy protest, z którym musiał zmierzyć się rząd PiS. Nowy projekt, który został zaakceptowany przez część handlowców i przyjęty w formie ustawy, zakwestionowała z kolei Komisja Europejska. Ostatecznie nie mamy podatku handlowego, Polska zamierza procesować się z KE o przyjętą wcześniej wersję, ale obietnica wyborcza nie została w ten sposób wypełniona.
Bloomberg
5
6. Adam Glapinski, Fot. Kuba Atys Agencja Gazeta
Nowy prezes Narodowego Banku Polskiego to jedna z najważniejszych postaci, jeśli chodzi o politykę gospodarczą obecnych władz, czego dowodzi choćby słynne spotkanie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim w siedzibie partii, w którym Adam Glapiński brał udział wspólnie z wicepremierem Mateuszem Morawieckim.
Na początku 2016 r. Glapiński zakończył sześcioletnią kadencję w Radzie Polityki Pieniężnej. Niedługo potem wszedł do zarządu Narodowego Banku Polskiego, a w czerwcu był już jego prezesem. Wiele decyzji rządu PiS budzi kontrowersje, ale nominacja (formalnie kandydata na prezesa wskazuje prezydent, jego wybór potwierdza Sejm) nowego szefa NBP została odebrana wyjątkowo dobrze.
Prezes banku centralnego odpowiada za stabilność makroekonomiczną. W 2016 r. nie miał z tym szczególnych problemów: inflacji nie było, deflacja liczona w skali roku skończyła się w grudniu, kurs złotego był stosunkowo słaby (bez tego krajowi eksporterzy byliby w znacznie trudniejszej sytuacji), deficyt na rachunku bieżącym bilansu płatniczego był minimalny. Nie było więc szczególnych powodów do zmian stóp procentowych.
Większe zainteresowanie prezesa banku centralnego budziła stabilność sektora finansowego. W minionym roku chodziło przede wszystkim o kwestię kredytów frankowych. Glapiński nie kryje się z tym, że nie uważa tego problemu za szczególnie istotny w skali całej gospodarki. Mimo to kierowany przez niego Komitet Stabilności Finansowej pracował nad rekomendacjami, które mają służyć ograniczeniu ryzyka związanego z kredytami walutowymi (poznaliśmy je już w styczniu 2017 r.).
Można się domyślać, że to w dużej mierze od Adama Glapińskiego zależało, kto znalazł się w nowej Radzie Polityki Pieniężnej. I nie tylko. Jego bliski współpracownik Marek Chrzanowski, po kilku miesiącach zasiadania w RPP, zrezygnował z tego stanowiska, by objąć urząd przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego (formalnie nominowała go premier Beata Szydło). Trwają prace nad włączeniem nadzoru do banku centralnego, co oczywiście wzmocni pozycję szefa NBP.
Agencja Gazeta
6
5. Andrzej Duda
Prezydent RP próbował w ubiegłym roku spełniać wyborcze obietnice. Ale wpływ jego działań na gospodarkę był dyskusyjny. Lepszy efekt przyniosło to, że przygotowane w jego kancelarii projekty nie weszły w życie lub – jak kwota wolna – weszły w okrojonej wersji. Politycy PiS odłożyli wprowadzenie obniżenia wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn na ten rok i to dopiero na październik. Dzięki temu budżet nie musiał wyłożyć od razu 10 mld zł, a 2 mld zł. Stało się to po długim, zakulisowym sporze w rządzie, w trakcie którego omawiano różne pomysły pozwalające trwale zmniejszyć koszty tego manewru, by finanse publiczne nie odczuły go zbyt mocno. Ale nawet ostatecznie przyjęte rozwiązanie jest jednym z głównych czynników ryzyka, jakie przy ocenie wiarygodności polskiej gospodarki biorą pod uwagę agencje ratingowe.
Redukcja kampanijnego zapału prezydenta nastąpiła również przy okazji podwyższenia kwoty wolnej od podatku. W miejsce nierealnego postulatu podniesienia jej z marszu dla wszystkich do 8 tys. zł zdecydowano się na 6,6 tys. zł i to tylko dla tych podatników, których roczny dochód nie przekracza 11 tys. zł. Przy okazji, by zminimalizować koszty, zlikwidowano kwotę wolną dla osób o najwyższych dochodach.
Prawdziwą epopeją stała się ustawa frankowa. Wypowiedź z kampanii wyborczej, w której po spotkaniu z frankowiczami ówczesny kandydat zasugerował możliwość przewalutowania kredytów po kursie z dnia ich wzięcia, bardzo wysoko ustawiła poprzeczkę oczekiwań kredytobiorców. Przez cały rok byliśmy świadkami pojawiania się coraz skromniejszych propozycji Kancelarii Prezydenta: od pierwotnej, w której zaprezentowano koncepcję kursu sprawiedliwego, po ostateczną, zawierającą rozwiązania mające pozwolić na zwrot frankowiczom przez banki zawyżonych spreadów walutowych. Rząd i szef NBP Adam Glapiński bali się, że bardziej zdecydowane działania uderzą w banki, a tym samym w akcję kredytową i całą gospodarkę. To groziłoby już strategicznemu celowi rządu, jakim jest utrzymanie wzrostu gospodarczego. Nawet okrojona propozycja prezydenta dotycząca spreadów dopiero jednak będzie procedowana w parlamencie, mimo że została złożona w sierpniu.
ShutterStock
7
4. Janet Yellen
Szefowa Rezerwy Federalnej przez cały rok grała perspektywą podniesienia stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Pierwsza podwyżka od czasu wybuchu kryzysu finansowego miała miejsce jeszcze pod koniec 2015 r. Wtedy też Fed zapowiedział, że w kolejnym roku może trzykrotnie zaostrzyć politykę pieniężną. Decyzja o zmianach stóp w USA ma kolosalne konsekwencje dla amerykańskiej gospodarki i tamtejszych rynków finansowych, ale „rozlewa się” także na cały świat.
Wyższe stopy w USA to większa opłacalność z lokat na tamtejszym rynku, co zachęca kapitał do wychodzenia z innych krajów i inwestowania w Ameryce. Nawet jeśli dochodowość nie jest szczególnie wysoka, to amerykański rynek jest uznawany za jeden z najbezpieczniejszych. Nawet niewielkie podwyżki stóp powodują więc, że inwestorzy wycofują się z tzw. emerging markets (do których zaliczana jest także Polska) i kupują amerykańskie aktywa.
Te przepływy skutkowały drugim z rzędu rokiem silnego dolara, co było mocno odczuwalne również u nas. Amerykańska waluta osiągnęła kurs, który według badań jest progiem opłacalności importu (w dolarach rozliczamy handel nie tylko z USA, ale też np. przywóz elektroniki czy tekstyliów z Chin albo ropy i gazu z Rosji). Transakcje surowcowe na całym świecie dokonywane są w amerykańskiej walucie. Mocny dolar sprzyjał więc – do pewnego momentu – niskim cenom ropy naftowej, trzymając w ryzach inflację na świecie.
Ale gra stopami Janet Yellen była ostrożna. Podwyżki stóp to również droższy kredyt i niższy popyt w gospodarce. Wyższe oprocentowanie kredytów hipotecznych i ryzyko dla rynku pracy. A że w Stanach Zjednoczonych był rok wyborów prezydenckich, to zaostrzanie polityki pieniężnej było niepożądane. Zamiast zapowiadanych trzech podwyżek stóp ostatecznie była tylko jedna – i to w grudniu, już po wygranej Donalda Trumpa.
W sumie ostrożność w polityce pieniężnej przyczyniła się do kolejnych rekordów amerykańskich giełd (i wzrostów na innych rynkach akcji). Nie dało się uniknąć wyższej rentowności (czyli niższych cen) papierów dłużnych, co odczuli również posiadacze polskich funduszy obligacji.
Bloomberg / Andrew Harrer
8
3. David Cameron
Były premier Wielkiej Brytanii mógłby z powodzeniem rywalizować z Hillary Clinton o miano największego przegranego 2016 r. Pod presją eurosceptyków z własnej partii rozpisał referendum w sprawie dalszego członkostwa kraju w Unii Europejskiej, licząc, że zdoła wynegocjować nowe warunki brytyjskiego uczestnictwa, co przekonałoby jego rodaków do pozostania we Wspólnocie. Mimo iż uzyskał w negocjacjach mniej, niż planował, niewiele wskazywało na to, że wyborcy zdecydują się na ryzyko, jakim jest wyjście z Unii. Stało się jednak inaczej – w czerwcu 52 proc. Brytyjczyków opowiedziało się za brexitem. W połowie lipca Cameron zrezygnował z kierowania partią i rządem, a później złożył także mandat poselski.
To, czy Wielka Brytania w ostatecznym rozrachunku na rozwodzie z Unią skorzysta czy straci, okaże się w pełni dopiero za kilka lat, ale już teraz wiadomo, że decyzja Camerona o referendum będzie mieć fundamentalne znaczenie dla przyszłości Wspólnoty, a tym samym przyszłości Polski. Po pierwsze, brexit może być początkiem rozpadu UE, bo wynik plebiscytu zachęcił eurosceptyków w innych krajach do snucia planów kolejnych exitów. Po drugie, faktyczne rozmontowywanie Unii już się zaczęło, bo te same kraje, które tak mocno protestowały przeciw specjalnym warunkom dla Brytyjczyków, teraz też mówią o ograniczeniu zasiłków dla imigrantów czy przywracaniu kontroli granicznej, co uderza także w nasze firmy i naszych obywateli. Z polskiego punktu widzenia wyjście Wielkiej Brytanii jest niekorzystne również dlatego, że zmienia układ sił w UE. Należy ona, podobnie jak Polska, do grupy państw opowiadających się za twardym kursem wobec Rosji oraz przeciwna jest jakiemukolwiek protekcjonizmowi w handlu i nadmiernym regulacjom w gospodarce. Kolejna kwestia to konieczność zmian w unijnym budżecie, które mogą oznaczać mniejsze fundusze dla Polski.
Brexit oznacza wreszcie, że Wielka Brytania przestaje być atrakcyjnym celem emigracji zarobkowej. Nowy brytyjski rząd myśli o wprowadzeniu po wyjściu z Unii jakiegoś systemu pozwoleń na pracę dla cudzoziemców z UE. Nie będzie on wprawdzie dotyczył tych, którzy już tam pracują – czyli m.in. ok. 800 tys. Polaków – ale ich z kolei dotyka rosnąca od czasu referendum ksenofobia, zwłaszcza Anglików, dających czasem w bardzo jednoznaczny sposób do zrozumienia obcokrajowcom, że nie są tu już mile widziani.
ShutterStock
9
2. Elżbieta Rafalska
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej może mieć zawroty głowy od sukcesów. Jest liderem w rankingu polityków wypełniających program wyborczy PiS, realizując ostry prorodzinny i propracowniczy zwrot. O ile w poprzednich kadencjach minister pracy zależał od łaskawości ministra finansów, teraz jest odwrotnie – to minister finansów musi zrobić wszystko, by sfinansować cele Elżbiety Rafalskiej.
Gros działań rządu w poprzednim roku było podporządkowane wdrażaniu kampanijnych pomysłów, leżących w sferze resortu rodziny, pracy i polityki społecznej. Sztandarowy projekt to program „Rodzina 500 plus”. W ciągu roku jego działania świadczenia trafiły do 2,78 mln rodzin i 3,8 mln dzieci, na co poszło ponad 17 mld zł. Największym beneficjentem jest wieś, gdzie dodatkowe pieniądze trafiają do 63 proc. mieszkających tam dzieci; w miastach to 48 proc. Najważniejszy efekt to polepszenie materialnego statusu rodzin i radykalne zmniejszenie stopy ubóstwa. Według prof. Ryszarda Szarfenberga przed wprowadzeniem programu aż 11,9 proc. polskich dzieci żyło w skrajnym ubóstwie, teraz problem dotyczy już tylko 0,7 proc. Na razie nie ma pewności co do realizacji drugiego celu, jaki ma realizować program – czyli zwiększenia dzietności. Ostatnie statystyki mogą sugerować, że także pod tym względem następuje pozytywna zmiana, ale eksperci radzą poczekać z oceną. Nie brakuje też głosów mówiących o negatywnych skutkach – m.in. wypadnięciu z rynku pracy części kobiet, które zarabiały najmniej.
Resort Elżbiety Rafalskiej stoi też za wprowadzeniem godzinowej płacy minimalnej oraz ma swój udział w podniesieniu płacy minimalnej do 2 tys. zł, choć ta inicjatywa wyszła od premier Beaty Szydło. Przy okazji zapadła decyzja o podniesieniu emerytury minimalnej do 1 tys. zł. Szefowa resortu rodziny jest także beneficjentką dobrej sytuacji na rynku pracy. Bezrobocie spada od kilku lat, ale to za jej kadencji odsetek osób bez pracy osiągnął historyczne minimum i będzie spadał dalej.
Są jednak i zagrożenia, które nie pozwolą Elżbiecie Rafalskiej osiąść na laurach. Przyspiesza proces starzenia się społeczeństwa i szybko zaczyna się zwiększać liczba emerytów. Dlatego minister będzie musiała poradzić sobie z problemem niskich emerytur, poszukać lekarstwa na pogarszającą się relację między emerytami a pracującymi czy groźbę szybkiego wzrostu wydatków socjalnych.
Media
10
1. Mateusz Morawiecki
Wicepremier, minister rozwoju i finansów to przykład bodaj najbardziej spektakularnej metamorfozy w pierwszym roku rządów PiS. Od bankiera, człowieka zupełnie spoza głównego nurtu polityki i kompletnie z nią niekojarzonego, do jednej z najważniejszych osób w rządzie, skupiającej w ręku pełnię władzy w gospodarce i pełną odpowiedzialność za nią. Mateusz Morawiecki był z początku postrzegany jako wizjoner z głową pełną planów i strategii, co zapewne zmyliło politycznych wyjadaczy sądzących, że łatwo będzie sobie z nim poradzić. Tymczasem nie tylko nie dał się ograć, lecz także zdecydowanie umocnił swoją pozycję. Kulminacją tego procesu była unia personalna między kierowanym przez niego Ministerstwem Rozwoju i Ministerstwem Finansów, dzięki której wicepremier przejął kierowanie resortem, z którym wcześniej nie zawsze było mu po drodze.
Ocena działań wicepremiera nie może być jednoznaczna. Osiągnięcie celów jego sztandarowego Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju rozpisano na kilka, kilkanaście lat, trudno więc z nich rozliczać. Kilka projektów udało się już zrealizować: uruchomienie Polskiego Funduszu Rozwoju czy pakiet 100 zmian dla firm. PFR jest już całkiem sprawnym narzędziem, to przy jego udziale ma nastąpić repolonizacja banku Pekao. Nie można też pominąć kilku rozpoczętych inwestycji zagranicznych typu green field. Gorzej jednak wypada recenzja bieżących działań i ich efektów. Minister rozwoju i finansów wiele mówi o potrzebie kreowania nowych inwestycji, chętnie bierze udział w otwieraniu nowych fabryk i aktywnie zabiega o przyciąganie kapitału z zagranicy, jednak to w czasie pierwszego roku rządów PiS wzrost gospodarczy wyraźnie wyhamował, a przyczyną był właśnie duży spadek inwestycji. I to ze względu na słabe wykorzystanie środków z nowej perspektywy unijnej, które znajduje się w kompetencjach właśnie resortu rozwoju. W walce o poprawę ściągalności podatków – o której wicepremier dużo mówi i z której uczynił jeden ze swoich priorytetów na najbliższy rok – na razie działają przede wszystkim projekty przygotowane przez jego poprzednika na stanowisku szefa MF. Nie podejmując kilku propozycji poselskich, Mateusz Morawiecki de facto odpuścił sprawę podatku handlowego – którego wprowadzenie było przecież jedną z wyborczych obietnic PiS – i zastopował pomysł podatku jednolitego, nie wnikając w istotę projektu.
Przed nim dwa cele, które niełatwo będzie pogodzić. Z jednej strony musi dbać o zwiększenie wpływów z podatków. Z drugiej – wspierać przedsiębiorców, co wielokrotnie deklarował zarówno on sam, jak i premier Beata Szydło.
PEŁNY RANKING 50 NAJBARDZIEJ WYPŁYWOWYCH LUDZI POLSKIEJ GOSPODARKI DOSTĘPNY JEST W E-DGP >>
Media
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama