Od kilku tygodni obowiązuje nowa ustawa o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym. Odebrała ona gwarancję depozytów jednostek samorządu terytorialnego. To problem nie tylko jednostek samorządy, ale przede wszystkim banków spółdzielczych. Kontrolują one niespełna 10-proc. naszego rynku bankowego, ale w depozytach samorządowych ich udział jest niemal trzy razy wyższy. Przedstawiciele sektora spółdzielczego obawiają się, że samorządy mogą przenosić swoje pieniądze do będących w lepszej kondycji banków komercyjnych. Dlatego chcą sami zapewnić bezpieczeństwo środków JST.
W jaki sposób? Możliwe rozwiązania to gwarancja bankowa, ubezpieczenie, a nawet stworzenie spółdzielczego „mini-BFG”, który gwarantowałby środki samorządów.
- W grę wchodzi ubezpieczenie depozytów JST lub wygenerowanie wspólnej gwarancji bankowej. Jedna z opcji to założenie towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Inna to kupno polisy w jednej z istniejących firm. Kalkulacja składki nie powinny być tu przeszkodą. Jest natomiast kwestia ustalenia poziomu ochrony. Wydaje się, że on powinien być dwu-, trzykrotnie wyższy niż wynosi kwota gwarantowana w BFG – uważa Piotr Piłat, dyr. ds. relacji w SGB-Banku.
– Rozważaliśmy ubezpieczenie. Jest tylko kwestia, jak by to wyglądało cenowo. Mogłoby to oznaczać, że nasze usługi stałyby się droższe i mniej konkurencyjne, a tego byśmy nie chcieli – wskazuje z kolei Zdzisław Kupczyk, prezes Banku Polskiej Spółdzielczości.
W przeszłości ubezpieczenie depozytów obowiązywało w systemie spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Od kilku lat środki ich klientów są chronione przez BFG.
Bank Polskiej Spółdzielczości bierze pod uwagę także inne rozwiązanie. – Zastanawialiśmy się nad budową wewnętrznego funduszu gwarancyjnego – albo tylko dla naszego zrzeszenia, albo dla obu istniejących zrzeszeń. Obowiązywałaby stała stawka liczona procentowo od rocznego wyniku: może 1,5 proc., może 2 proc. zysku. Tym funduszem zarządzałby bank zrzeszający wespół z jakąś radą wyłonioną z banków spółdzielczych – opowiada prezes Kupczyk.
W pierwszych ośmiu miesiącach tego roku wszystkie działające banki spółdzielcze miały 477,6 mln zł zysku netto. Miniony rok ten sektor zakończył z 1,1 mld zł straty. To efekt bankructwa SK Banku.
- Gdybyśmy się zdecydowali na zorganizowanie funduszu gwarancyjnego, to funkcjonalnie najlepszym rozwiązaniem byłoby chyba umieszczenie go przy systemie ochrony instytucjonalnej. On bada wypłacalność poszczególnych należących do niego banków. W związku z tym byłby w stanie przełożyć ich sytuację na składkę, jaką miałyby opłacić poszczególne BS-y lub samorządy. Jednak system ochrony jest na etapie organizacji, co może być przeszkodą – mówi Piotr Piłat z SGB-Banku.
Systemy ochrony instytucjonalnej to rozwiązanie wprowadzone u nas po niedawnych zmianach w unijnych regulacjach dotyczących wymogów kapitałowych. Stanowią one zabezpieczenie na wypadek problemów płynnościowych i adekwatności kapitałowej uczestniczących w nim banku. Zdaniem prezesa Kupczyka z tego właśnie powodu systemu ochrony nie należy mieszać do gwarantowania depozytów.
O problemach z zabezpieczeniem depozytów przypomniały ostatnie wypadki w sektorze spółdzielczym: kilka tygodni temu Komisja Nadzoru Finansowego zawiesiła działalność BS w Nadarzynie i złożyła wniosek o ogłoszenie upadłości tej instytucji. Niedługo potem nadzór – wspólnie z Narodowym Bankiem Polskim – wspomagał Polski Bank Spółdzielczy w Ciechanowie, z którego klienci wycofywali klienci w związku z plotką o jego problemach. Wśród podmiotów, które zdecydowały się na przelanie pieniędzy do innych instytucji, była także urząd miasta w Ciechanowie.