Czym jest Operacja „Szpej”?

To program modernizacji indywidualnego wyposażenia żołnierza Wojska Polskiego. Obejmuje on praktycznie wszystko: od ubioru od stóp do głów, poprzez kamizelki balistyczne i plate carriery (plate carrier to rodzaj taktycznej kamizelki nośnej, przeznaczonej do przenoszenia ochrony balistycznej ‒ płyt, które zapewniają ochronę przed zagrożeniami takimi jak pociski i odłamki. W odróżnieniu od tradycyjnych kamizelek z miękkimi wkładami plate carrier umożliwia stosowanie twardych płyt, a dzięki systemom MOLLE pozwala na modułowe dopinanie dodatkowego wyposażenia taktycznego – red.), aż po hełmy, broń i elementy niezbędne do jej przenoszenia – magazynki, amunicję. Celem jest nie tylko wymiana zużytego sprzętu, ale stworzenie spójnego systemu, który odpowiada na realne potrzeby żołnierza w różnych warunkach i sytuacjach bojowych.

Na co dzień, gdy słyszymy o modernizacji wojska, w centrum są kontrakty zbrojeniowe z państwową zbrojeniówką. Tymczasem w Operacji „Szpej” dużą rolę mogą odegrać także prywatne firmy. Dlaczego prywatny biznes powinien zostać włączony w ten proces i co może zaoferować polskim żołnierzom?

Firmy prywatne działają na tym rynku od wielu lat, ale z pewnością nie bez znaczenia były zapowiedzi premiera Donalda Tuska związane z repolonizacją zakupów. Kilka dużych prywatnych podmiotów zajmuje się kompleksowym wyposażeniem. Dotąd w Operacji „Szpej” umowy realizowały dwa podmioty – m.in. PSO Maskpol z Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Początkowo skupiono się na wymianie hełmów i kamizelek, modernizacja mundurów dopiero rusza. My, jako Entire M, w ramach marek Helikon-Tex i Direct Action dostarczamy pełne systemy: od bielizny, mundurów i odzieży wielowarstwowej – w tym kurtki puchowe i membranowe – po najwyższej jakości sprzęt taktyczny, taki jak plate carriery, pasy czy ładownice. Nasze rozwiązania tworzą kompletny zestaw, który zapewnia komfort, ochronę i funkcjonalność. Wiemy też z licznych opinii i informacji zwrotnych, także oficjalnych, że nasze produkty cieszą się dużym uznaniem. W tym roku realizujemy kolejną już dostawę do JW GROM systemu oporządzenia zbudowaną na platformie SPITFIRE Plate Carrier marki Direct Action.

Pierwsze dostawy w ramach programu dotyczyły hełmów kevlarowych i kamizelek kuloodpornych, czyli podstawowego zabezpieczenia żołnierza na polu walki. Jednak równie istotne są mundury i odzież specjalistyczna, bez których trudno mówić o komforcie czy skuteczności w działaniu. Na jakim etapie jesteśmy, jeśli chodzi o ten element wyposażenia?

Niestety, dynamika operacji od ogłoszenia w 2024 r. trochę wyhamowała. W branży mówi się o tym otwarcie. Zakupiono już 200 tys. hełmów kevlarowych i 100 tys. kamizelek kuloodpornych, ale wymiana mundurów dopiero rusza. Po ostatnich targach MSPO i rozmowie z ministrem Cezarym Tomczykiem widać jednak, że ten proces ponownie nabiera tempa.

Wciąż brakuje rozwiązań dotyczących odzieży – pasów, mundurów, odzieży ochronnej na każdą pogodę. Żołnierze potrzebują kurtek puchowych i membranowych, poncz chroniących przed deszczem, odpowiednich butów czy rękawic. Przypomnę, że jeszcze w zeszłym roku pojawiały się doniesienia o niedostatkach tak podstawowych elementów jak obuwie czy właśnie kurtki puchowe. Braki w podstawowym wyposażeniu były widoczne choćby wśród żołnierzy na granicy w 2023 r. Dzięki działaniom pełnomocnika ministra obrony narodowej ds. warunków służby wojskowej, Pawła „Navala” Matyńczuka, żołnierze mogą dziś kupować buty we własnym zakresie – pod warunkiem, że są w odcieniach brązu i zakrywają kostkę. To dobre rozwiązanie. Liczymy, że podobnie będzie z innymi akcesoriami: rękawiczkami, okularami, ochronnikami słuchu, celownikami.

Opinii publicznej żołnierz kojarzy się przede wszystkim z mundurem i bronią, ale jego codzienny ekwipunek to znacznie bardziej złożony system. Jak w praktyce wygląda pełne wyposażenie żołnierza?

Nie ma jednego standardu, bo wszystko zależy od rodzaju jednostki i wykonywanych zadań. W uproszczeniu – podstawę powinny stanowić bielizna termoaktywna, mundur polowy, lekkie docieplenie, uniwersalny softshell jako ochrona przed lekkim deszczem i wiatrem, kurtka puchowa i membranowa, buty oraz rękawiczki. Do tego dochodzą odpowiedni hełm, ochronniki wzroku i słuchu, czasem kapelusz czy inne nakrycie głowy. Brakuje natomiast mundurów stricte bojowych i wspominanej odzieży warstwowej odpowiadającej na gwałtowne zmiany temperatury. Ekwipunek to także całe oporządzenie taktyczne, czyli pasy, ładownice, kabury, kamizelki taktyczne i oczywiście odpowiednio oprzyrządowana broń, no i amunicja.

Wielu obserwatorów zastanawia się, czy krajowy przemysł ma wystarczający potencjał, aby w pełni wyposażyć żołnierza – od umundurowania po sprzęt taktyczny. Czy jesteście w stanie zapewnić całość?

Tak. Powstają inicjatywy, które zrzeszają największe firmy, np. w ramach Pracodawców RP, by wspólnie rozmawiać z MON i ze Sztabem Generalnym. Problemem nie jest brak możliwości produkcyjnych, lecz sposób zamawiania. Dziś mamy do czynienia z nieregularnością zamówień – przez pół roku brak zleceń, a potem w jednym kwartale duże przetargi z krótkim terminem dostaw. To destabilizuje produkcję i zatrudnienie. Potrzebne są umowy wieloletnie i zmiany w prawie zamówień publicznych, aby firmy mogły planować moce produkcyjne i utrzymywać kompetencje.

A co z materiałami?

Jeśli specyfikacja jest nowa, potrzeba ok. 12 miesięcy od zamówienia – bo trzeba opracować materiał, wyprodukować go i dopiero potem uszyć z niego umundurowanie. Jeśli materiał jest znany – ten czas jest krótszy. Dlatego tak ważne jest planowanie długofalowe.

Nowością jest tzw. zielona lista, czyli zestaw certyfikowanych produktów dopuszczonych do użycia przez wojsko. Jak pan ocenia ten pomysł?

Uważam to za bardzo dobre rozwiązanie. Firmy muszą same ponieść koszty certyfikacji, co eliminuje podmioty krzaki oferujące sprzęt niewiadomego pochodzenia i wątpliwej jakości. Nasze produkty – zarówno marki Helikon-Tex, jak i Direct Action – od lat są kupowane także prywatnie przez żołnierzy, bo cenią ich jakość i funkcjonalność. Zielona lista to narzędzie znane z armii NATO, np. z USA. Pytanie tylko, czy żołnierze otrzymają budżet na zakupy z tej listy, czy będą musieli płacić sami. Państwo nie powinno zrzucać na nich odpowiedzialności za zakup własnego wyposażenia.

Na modernizację indywidualnego wyposażenia żołnierzy do 2027 r. przewidziano 5 miliardów złotych. Czy te środki wystarczą, by realnie unowocześnić wyposażenie wojska? Czy program będzie kontynuowany?

Mam nadzieję, że nigdy się nie zakończy. Modernizacja wyposażenia indywidualnego to proces ciągły – wielokrotnie podkreślał to szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła. Kwota 5 mld zł wydaje się duża, ale w porównaniu z zakupami helikopterów Apache, systemów HIMARS czy czołgów to suma niewielka. Tymczasem jej wpływ na morale, skuteczność i bezpieczeństwo żołnierza jest ogromny.

Żołnierz wyposażony w sprzęt, który współgra z jego potrzebami, może skupić się na zadaniach, zamiast walczyć z mokrym mundurem czy źle działającą ładownicą. Dialog z wojskiem jest dziś najlepszy od lat, choć zawsze można oczekiwać większej przewidywalności i planowania długofalowego. Jeśli do 2027 r. realnie zmodernizujemy umundurowanie i wyposażenie, będzie to sukces odczuwalny przez wszystkich – od szeregowych poprzez korpus podoficerski i oficerski. Natomiast, tak jak wspominałem na wstępie, modernizacja to proces, który wymaga długofalowego planowania i prawdopodobnie ‒ po 2027 ‒ będzie dalej funkcjonował.

Pole walki w ostatnich latach całkowicie się zmieniło. Coraz częściej słyszymy o nowym kierunku: odzieży i umundurowaniu ograniczającym widoczność żołnierza dla noktowizji czy termowizji. Czy polski przemysł pracuje już nad takimi rozwiązaniami?

To bardzo istotny kierunek. Pole walki pełne jest dziś sensorów – satelitów, dronów z kamerami IR i termowizyjnymi. Trzeba ograniczać ślad cieplny i podczerwony żołnierza. Helikon-Tex już w przyszłym roku wprowadzi umundurowanie z powłoką IRR, które czyni żołnierza niewidzialnym w podczerwieni.

W przypadku termowizji czeka nas więcej pracy. Być może rozwiązaniem będą dodatkowe osłony, poncza czy pałatki, jak prezentowane ostatnio przez firmę Miranda. Polski przemysł jest gotów, jeśli tylko otrzyma jasny i długofalowy plan zakupów. To naprawdę kluczowy dla nas element i wierzę w to, że decydenci wkrótce wyjdą nam naprzeciwko.

Jak wygląda łańcuch dostaw, czy tkaniny powstają w Polsce?

Część tak, ale najbardziej zaawansowane technologie – membrany, laminaty czy techniki klejenia szwów – powstają np. na Tajwanie. To globalne centrum innowacji tekstylnych. Jeśli MON zdecyduje, że wszystko ma być produkowane w Europie albo nawet wyłącznie w Polsce, przemysł również sobie z tym poradzi. Mamy kompetencje, by dostarczać pełne rozwiązania. Trzeba tylko jasno określić wymagania i terminy.

Szymon Glonek

Organizator

ikona lupy />
Materiały prasowe