Choć najwięksi inwestorzy infrastrukturalni – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, PKP Polskie Linie Kolejowe i spółka Centralny Port Komunikacyjny – deklarują, że mają zapewnione środki na inwestycje, gwarantujące roczny poziom wydatków sięgający ok. 20 mld zł, to wiele inwestycji ma duży poślizg. Głównie z powodu ciągnących się procedur.

Według wyliczeń branży w przypadku najważniejszych inwestycji realizowanych przez GDDKiA czy PKP PLK średni czas oczekiwania od otwarcia ofert przetargowych do podpisania umowy to dziewięć miesięcy. Efekt: nie tylko późniejszy start inwestycji, lecz także spory między inwestorami a wykonawcami dotyczące wynagrodzenia za roboty.

Tanie odwołania blokują inwestycje

Długie oczekiwanie ma związek z protestami do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO) czy do sądu w sprawie rozstrzygnięć przetargowych. Artur Popko, prezes Budimexu, uważa, że do bardzo dużej liczby odwołań przyczyniają się m.in. niskie opłaty do KIO za wniesienie odwołania. Niezależnie od wielkości kontraktu ta kwota wynosi 20 tys. zł. Według naszego rozmówcy musi ona być powiązana z wartością zlecenia.

Urząd Zamówień Publicznych przyznaje, że postulaty dotyczące wysokości opłaty za wniesienie odwołania pojawiały się w propozycjach zgłaszanych w ramach przeglądu prawa zamówień publicznych. Michał Trybusz, rzecznik UZP, mówi, że opłaty będą przedmiotem analiz.

Branża zwraca też uwagę na przeciąganie się procedur administracyjnych. Chodzi o znacznie dłuższe, niż wynika to z przepisów, oczekiwanie na wydanie pozwoleń na budowę (w przypadku dróg to zezwolenia na realizację inwestycji drogowej) czy decyzji środowiskowych. Te pierwsze wydaje wojewoda, który ma na to zazwyczaj 90 dni. Firmy narzekają jednak, że tuż przed upłynięciem tego terminu urzędnicy informują, że trzeba dosłać jakiś dokument lub wprowadzić poprawki. W efekcie wydanie dokumentu przesuwa się o kolejne miesiące. – Dawniej urzędnik dzwonił znacznie wcześniej, że trzeba coś uzupełnić i pozwolenie na budowę było wydawane dość sprawnie – mówi nam przedstawiciel jednego z wykonawców.

Braki kadrowe hamują inwestycje

Szymon Piechowiak, rzecznik GDDKiA, mówi, że ostatnio dość często bardzo długo trzeba czekać na decyzje środowiskowe. Bez tego nie da się ruszyć z przetargiem. Drogowcy szacują, że od złożenia wniosku o wydanie tej decyzji do jej uzyskania minie mniej niż 450 dni. Ale zdarza się, że zabiera to więcej czasu. Wniosek o wydanie decyzji środowiskowej dla budowy drogi ekspresowej S74 od Opatowa do Niska został złożony w październiku 2022 r. Decyzja spodziewana jest jesienią. Wniosek dla odcinka S11 od Ujścia do Obornik złożono rok wcześniej. Decyzji nadal nie ma.

Według Piechowiaka do problemów przyczyniają się braki kadrowe. – Od dawna apelujemy do urzędów wojewódzkich, dyrekcji ochrony środowiska i Wód Polskich o wzmocnienia kadr, które przyspieszyłyby proces inwestycyjny – mówi nasz rozmówca. Tymczasem Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska twierdzi, że na długość wydawania decyzji w dużej mierze wpływa to, iż dokumentacja przesłana przez inwestora jest często niewłaściwa lub niekompletna.

Damian Kaźmierczak, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, przyznaje, że wąskie gardła w administracji stanowią jedną z kluczowych bolączek, które skutecznie spowalniają realizację państwowych programów infrastrukturalnych. Dodaje, że odwołań do KIO przybywa zwłaszcza w okresach dekoniunktury na rynku budowlanym, gdy konkurencja o kontrakty staje się wyjątkowo zacięta. ©℗